Krótsza czasem znaczy lepsza – recenzja Uncharted: Zaginione Dziedzictwo
Grałem już w Uncharted: Zaginione Dziedzictwo / wrażenia z pokazu
Podsumowanie E3 2017 – szału nie było, ale Ubisoft i Nintendo zarządzili
Call of Duty Black Ops III: Zombies Chronicles - przyjemna sentymentalna wycieczka
Grałem w Farpoint... i nowy kontroler do PS VR jest niesamowity
Prey – cudowne dziecko Bioshocka, System Shocka i Half-Life’a
Jako gracz dzisiejszy dzień zapamiętam z pewnym smutkiem. Nasz mały growy świat obiegła wieść, że legendarny japoński twórca Yu Suzuki, po dwudziestu ośmiu latach nieprzerwanej pracy dla SEGI, postanowił odejść ze stanowiska dewelopera w firmie. Mający pięćdziesiąt trzy lata Yu nie odchodzi jednak na emeryturę. Oficjalnie pozostanie doradcą SEGI, głównie zajmując się jednak rozwijaniem swojego własnego studia deweloperskiego YS NET, które niedawno założył. Jaki los spotka serię „Shenmue”, której fani od lat lobbują SEGĘ o wznowienie prac nad trzecią częścią? Nad tym i kilkoma innymi dręczącymi mnie pytaniami postanowiłem się dzisiaj zastanowić, czego efektem jest poniższy wpis.
Nie trzeba być znawcą gier wideo by zauważyć, że wiele znanych serii mniej lub bardziej inspiruje się pozostałymi. Podpatrywanie czyichś pomysłów i rozwijanie ich we własnych produkcjach to chleb powszedni w branży elektronicznej rozrywki. Jak wyglądałyby trójwymiarowe strzelanki, gdyby nie rozwijanie idei „Wolfensteina 3D”? Czy gdyby „Dune” nie ujrzała światła dziennego, moglibyśmy dziś grać w „Warcrafta” i „Starcrafta”? Gdyby nie porzucona produkcja „Infiniminer”, szwedzki programista Notch nie rozpocząłby prac nad „Minecraftem”. Przykładów mógłbym podać dużo więcej, lecz powyższe są chyba wystarczające by zrozumieć, że bez kopiowania gry wideo rozwijałyby się wolniej. Tymczasem dziś dotarłem do informacji na temat produkcji do której słowo „inspiracja” niezbyt pasuje. Panie i Panowie, przedstawiam Wam „Unearthed”, czyli klona pewnej znanej serii pochodzącej ze studia Naughty Dog.
Dzisiejszy wpis będzie nietypowy- postanowiłem wdać się w polemikę z naszym redakcyjnym kolegą Sathornem, który napisał wczoraj na łamach swojego bloga, dlaczego w pewnym sensie sympatyzuje z grupami zajmującymi się internetowymi włamaniami na różnorakie serwery. Jest to zagadnienie niezwykle kontrowersyjne i delikatne, dlatego uznałem, że warto wypowiedzieć się na jego temat szerzej, niż w zwykłym komentarzu pod wpisem. Wielu argumentom Sathorna mogę śmiało przyznać rację, jednak sama idea szacunku dla ludzi trudniących się przestępstwem jest dla mnie nie do przyjęcia. Może to efekt uboczny tego, że jestem obecnie bliski ukończenia ostatniej sprawy z rewelacyjnej wizualnej noweli o prawniczej tematyce, czyli „Phoenix Wright: Ace Attorney”? Zapraszam Was do zapoznania się z moimi argumentami, dlaczego nie powinniśmy klepać hakerów po plecach- zwłaszcza tych, którzy walczą o dobro zwykłych piratów.
Na „Duke Nukem Forever” recenzenci z całego świata nie zostawili suchej nitki. Można by rzec, że wręcz prześcigają się w wynajdowaniu w grze słabych elementów. Mówi się o słabej oprawie audiowizualnej, przestarzałych rozwiązaniach i nierównym wykonaniu poziomów. Ja sam po zagraniu w demo, byłem maksymalnie zawiedziony i przekonany, że przygodami Księcia zainteresuję się dopiero za jakiś czas, gdy ich cena znacznie spadnie. Tymczasem wyniki sprzedaży w Wielkiej Brytanii zdają się temu wszystkiemu zaprzeczać, a pojawiające się w Internecie opinie graczy, po początkowym rozczarowaniu, zaczynają nabierać pozytywnego wydźwięku. Mówi się, że stary dobry Duke powrócił, tylko spóźnił się o kilka lat. Skąd taka zmiana w nastawieniu? Może mieliście już okazję ukończyć grę i ocenić. Jak Wam się podobała?
Lubię polską fantastykę, gdyż w przeciwieństwie do większości zachodnich tytułów często przemyca różne treści, które dotyczą nas samych. Takie delikatne skojarzenia możemy mieć nawet czytając „Wiedźmina”, a tymczasem jest w Polsce autor, który o temacie naszych narodowych wad nie boi się pisać wprost. Taki jest Andrzej Pilipiuk, którego cykl opowiadań o Jakubie Wędrowyczu – kłusowniku, bimbrowniku i egzorcyście amatorze – jest obecnie jedną z najbardziej poczytnych serii pośród krajowych wydawnictw fantastycznych. Pan Pilipiuk jest osobą niezwykle płodną literacko, stąd nie zdziwiło mnie, że wobec mody na historie o wampirach, które zapoczątkowała uwielbiana przez nastolatki saga „Zmierzch”, pisarz postanowił zaprezentować swoją wersję przygód krwiopijców. Jak na autora przystało, w książce znajdziemy warszawski folklor, absurdy z czasów PRLu, dużo błyskotliwego czarnego humoru i...
Wśród fanów elektronicznej rozrywki przyjęło się ostatnimi laty uważać, że informacja z dnia wczorajszego jest stara. Wobec tego, wszelkie rewelacje z tegorocznych targów E3 pokryte są już kilkucentymetrową warstwą kurzu. W związku z tym zamierzałem darować sobie komentarz wobec konferencji Microsoftu, która tak bardzo mi się nie podobała, że wolałem nie mówić o niej wcale. Tymczasem pewien użytkownik serwisu YouTube wpadł na pomysł, by zmontować najbardziej żenujące momenty z wszystkich konferencji. Obejrzałem ten materiał i muszę przyznać, że nie sposób się nie zgodzić z wyborem najgorszych scen, którego dokonał autor. Zestawienie to zmotywowało mnie, do odkopania antycznego tematu i napisania tego wpisu. Zapraszam Was na cztery minuty „epickiego facepalma” oraz do lektury mojego krótkiego komentarza na temat prezentacji MS i targów, jako całości.
Zazwyczaj, kiedy docierają do mnie informacje o powstawaniu gier lub filmów poświęconych tematom znanym głównie z książek historycznych, cieszę się. Wychodzę z założenia, że nawet banalna historia, jeśli zachęci odbiorców do pogłębienia wiedzy, staje się wówczas wartościowa. Są jednak tematy zbyt grząskie, niejednoznaczne i ponure, by je próbować przekazać w formie rozrywki. Dlatego też z ulgą odetchnąłem, gdy dowiedziałem się, że najnowocześniejsza ekranizacja dziejów Powstania Warszawskiego realizowana przez Tomasza Bagińskiego, będzie totalną historyczną fikcją, widzowi przekazując jedynie zarys sytuacji. Tymczasem kilka dni temu polskie serwisy poświęcone grom wideo obiegła wieść, jakoby debiutujące polskie studio DMD Enterprise miało popełnić produkcję, a dokładniej strategię czasu rzeczywistego, poruszającą tematykę najbardziej dramatycznych 63 dni w historii mojego miasta. Powinienem się cieszyć, że być może młodzi gracze zainteresują się dzięki temu tematem, lecz mam dziwne przeczucie, że to się może nie udać. Powodów jest kilka, zatem zapraszam Was do zapoznania się z moimi przemyśleniami.
Zdaję sobie sprawę, że wpis ten popełniam mocno po czasie, lecz jak już wspominałem, System Eliminacji Studentów Jest Aktywny i czasem ukochane hobby trzeba odstawić na boczny tor. Przynajmniej dopóki nie staje się sposobem zarabiania na życie;) Weekend trwa w najlepsze, dzięki czemu mam sposobność nadrabiać zaległości z minionych już targów. Dziś na rożen trafiła konferencja Sony. Niestety po konsumpcji jestem zmuszony stwierdzić, że poza świeżymi kąskami ktoś próbuje nam zaserwować odgrzewane kotlety.
Stereotyp twierdzący, że „gry są dla dzieci” nareszcie zaczyna odchodzić w naszym kraju do lamusa. Poruszając się codziennie w Warszawie środkami komunikacji miejskiej, pośród gazet i książek w dłoniach ludzi śpieszących do pracy coraz częściej widuję przenośne konsole. Premiera „Wiedźmina 2” i towarzyszące jej wydarzenia, z podarowaniem edycji kolekcjonerskiej gry amerykańskiemu prezydentowi Barackowi Obamie włącznie, przyczyniły się do popularyzacji tematu gier wideo w mediach głównego nurtu. Wielu odkryło, że elektroniczna rozrywka to nie tylko forma zabawy dla młodzieży, ale wartościowa część kultury, do której swoją cegiełkę dorzucili polscy twórcy. Wreszcie, masowe poruszenie produkcją CD Projekt pokazało, że w Polsce żyje bardzo wielu dojrzałych graczy- mężów i ojców. I właśnie w takim momencie, w sieci pojawia się „felieton”, w którym ktoś cały ogrom zjawiska sprowadza do poziomu piaskownicy. Jesteś dorosły i lubisz gry wideo? Zapewne mieszkasz z rodzicami i nic w życiu nie osiągnąłeś. Masz żonę i/lub dzieci, pracujesz i nadal lubisz gry wideo? Jesteś słabą jednostką, obrazą dla dumy prawdziwych mężczyzn. Mój obszerny komentarz wobec tych rewelacji znajdziecie w rozwinięciu wpisu.
Mamy już za sobą trzy konferencje producentów sprzętu na tegorocznych targach E3, które jak zawsze zbombardowały świat nowinkami ze świata elektronicznej rozrywki. Ja natomiast nie mogę się odkopać spod góry obowiązków, którą zrzuciła mi na głowę uczelnia. Nie mogłem sobie jednak odmówić obejrzenia pokazu wielkiego N, wciąż pamiętając szok, który wywołała u mnie zeszłoroczna prezentacja konsolki 3DS. W ostatnich miesiącach pojawiały się liczne plotki na temat produkcji następcy Wii. Teraz można oficjalnie powiedzieć, że w większości były one prawdziwe. Nadchodzi nowy system od Nintendo. Czy wkraczamy w nową generację konsol? Zapraszam do zapoznania się z moim obszernym komentarzem.
Za pięć dni, według wierzeń i podań ludowych powinien nastąpić koniec świata – oto swoją premierę będzie miała gra, która nie ma prawa istnieć. „Duke Nukem Forever”, bo o tym tytule mowa, tworzony był przez blisko 12 (słownie: dwanaście) lat. Po takim czasie, oczekiwania fanów są zapewne dość duże. Studio Gearbox Software, posiadające obecnie prawa do marki, zgotowało miłą niespodziankę nabywcom gry „Borderlands” w edycji Game Of The Year, umieszczając w pudełkach kod pozwalający pobrać wersję demonstracyjną długo oczekiwanych przygód Księcia, zanim oficjalnie trafi ona do sieci. Kod wpisałem, na swoim PS3 pobrałem 1,5 danych, demo ukończyłem. Moje wrażenia i werdykt możecie poznać w rozwinięciu wpisu.
Wczoraj na warszawskim Ursynowie zakończono trzydniowe juwenalia, których rozmachu nie powstydziłyby się normalne festiwale muzyczne. Organizator się postarał i zespołów z wysokiej półki przyjechało sporo, których to okoliczni mieszkańcy mogli posłuchać za darmo z domu lub, jak kto woli, nie spać przez trzy wieczory, gdyż nagłośnienie zamontowane na terenie kampusu Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego było potężne. Sam pomimo wykupienia wcześniej trzydniowego karnetu, czas by udać się na koncerty miałem dopiero wczoraj. Poszedłem raczej z ciekawości i dla towarzystwa, gdyż do muzyki mam podejście dość specyficzne – słucham jej dużo na co dzień, ale zazwyczaj, by chciało mi się iść na występ, zespół musi należeć do moich ulubionych. Podczas wczorajszych koncertów to, co widziałem i słyszałem, wywołało u mnie pewne skojarzenia, które miewałem już wcześniej podczas wyjazdów na festiwal Castle Party. Ponieważ po raz kolejny zacząłem rozmyślać o tym samym, pomimo że muzyka prezentowana na tym gotyckim festiwalu i wczorajszych juwenaliach była diametralnie różna, doszedłem do wniosku, że warto mój pogląd umieścić tutaj. Drodzy Czytelnicy, bezwstydnie i publicznie zamierzam w poniższym wpisie bronić tezy, że muzyka przeżywana na imprezach masowych, dla wielu ludzi stanowi źródło doznań, zbliżonych do tych, które domyślnie można przeżyć tylko w miejscach kultu.
System Eliminacji Studentów jest aktywowany na mojej uczelni już na początku czerwca, co jak być może zdążyliście zauważyć, odbiło się na częstotliwości zamieszczania przeze mnie w tym tygodniu wpisów. Dzisiejszy miał być poświęcony książce, którą ostatnio przeczytałem, lecz wobec tak podniosłego wydarzenia, jakim dla wielu graczy jest oficjalne potwierdzenie wydania konsolowej wersji „Wiedźmina” nie byłbym sobą, gdybym nie pokusił się o komentarz. Czy gra powtórzy swój sukces na konsolowym rynku? Czy poza pewnymi uproszczeniami w kwestii oprawy wizualnej, twórcy z CD Projekt RED pokuszą się o zmianę poziomu trudności? Mam pewne wątpliwości, zatem zapraszam Was serdecznie do lektury.