Okazja na wcielenie się w złośliwego małego kosmitę, który pozbawia mieszkańców Ziemi mózgów była niezwykle atrakcyjna. W końcu rzadko ją mamy, nawet w świecie gier. Z tym większą radością spędziłem kilka godzin z Destroy All Humans!
Przez cały czas bawiłem się nieźle. Latałem spodkiem nad przerażonymi ludzikami i smażyłem wszystkich gigantycznym promieniem laserowym, unikając przy tym rakiet. Schodziłem też na ląd, aby dezintegrować i wprowadzać rozsadzające głowy sondy w ciała spanikowanych mięsnych worków. Wszystko to w ramach karykaturalnie przedstawionej inwazji. Czemu więc obok widnieje "tylko" nota 77? Wszystko przez wkradające się po kilku godzinach gry poczucie monotonii i zmarnowanego potencjału.
Autorzy z PlayStation Universe co jakiś czas prezentują najbardziej wartych zapamiętania bossów z gier. Ostatnio w tym gronie pojawił się El Gigante z Resident Evil 4. Przerośnięty efekt eksperymentów o potężnej sile, który zmusza Leona do nadludzkiego wysiłku.
Nie mogę odmówić racji dziennikarzowi, który postanowił twór Capcomu włączyć do zestawienia. Ten potwór pojawia się nagle i stanowi spore wyzwanie na tle dziesiątków zmasakrowanych wcześniej wieśniaków z widłami. Schemat walki z nim nie należy jednak do szczególnie oryginalnych, więc z drugiej strony dla logicznie myślącego gracza, którego nie zjadł stres to żadne specjalne wyzwanie. Ot, szef, jakich wielu w grach już było, jest i będzie.
Przez trzy i pół kolejnej misji autorzy Splinter Cella budują pewien klimat. Samotny agent o doskonałych umiejętnościach w nieprzyjaznym środowisku w poszukiwaniu konkretnych celów. Jeden błąd może oznaczać śmierć, bo broń wrogów łatwo wyrządza mu krzywdę. Musi więc działać po cichu, spokojnie i pewnie. Bezbłędnie. Zaczynamy czuć atmosferę.
W piłkarskiej centrali i poszczególnych związkach nie brakuje tak zwanego „betonu”, który patrzy tylko jak napełnić sobie kabzy i za bardzo nie zrewolucjonizować czegoś „co jest przecież dobre”. Kibice, media, obserwatorzy mogą mówić jedno, ale to kilku facetów w garniturach ma decydujące słowo.
W ten sposób podejmowanych jest wiele niezrozumiałych decyzji i dochodzi do różnych kontrowersji. Prezydent FIFA ostatnio mocno nadszarpnął swój wizerunek beznadziejną wypowiedzią o rasizmie, ale już wcześniej trudno było uznawać go za nieskazitelną postać w świecie futbolu. Wystarczy wspomnieć o zarzutach korupcyjnych czy o niechęci do nowoczesnych technologii, które zapewniłaby sędziom szanse na korektę pewnych podjętych na szybko decyzji.
Na szczęście Sam Fisher w Splinter Cellu nie zamienia się w ramboida i tam naprawdę muszę się ukrywać w starym stylu. Tak jak wspominaliście, liniowy układ poziomów sprawia, że zabawa zbudowana jest wokół szukania właściwej metody minięcia lub obezwłanienia kolejnych oponentów. Lepsze to jednak niż zaskoczenie z Solid Snake’m w stylu ramboida.
Tryb kariery i opcja rywalizacji ze znajomymi przez sieć jest? Jest. Licencjonowane kluby i nazwiska są? Są. Odpowiedni system zabawy obecny? Jak najbardziej. Super, ale do pełni szczęścia jeszcze może czegoś brakować.
Wymienione wyżej elementy często nam już nie wystarczą. FIFA wciąż nie może przyciągnąć konserwatywnych fanów Pro Evolution Soccer, bo nie ma trybu Master League. Kariera wciąż dla wielu jest tylko namiastką tamtego kultowego już modułu. Podobnie wiele osób narzeka na brak Ligi Mistrzów. Z drugiej strony, fani PES-a wciąż z zazdrością patrzą na ogrom klubów i piłkarzy dostępnych w konkurencyjnej zabawce. Wciąż czują też brak atmosfery wokół najważniejszych meczów, o czym wspominali fani serii nawet na gameplayu.
Chyba każdy z nas ma swojego znienawidzonego oponenta z wirtualnych aren. W zależności od tego w jakie gatunki gramy najczęściej i do których przywiązujemy największą wagę są nimi różni przeciwnicy, drużyny lub niekiedy rozwiązania systemowe. W moim przypadku śmiertelnym wrogiem od lat jest reprezentacja Brazylii w piłce nożnej.
Wszystko przez długie miesiące spędzone przy kolejnych grach piłkarskich w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Od czasów ISS Pro Evolution na PlayStation kadra popularnych Canarinhos potrafi uprzykrzyć mi życie na wszelkiej maści platformach i przy najróżniejszych okazjach.
... i nie jesteś szejkiem arabskim, który właśnie przypadkowo wszedł na tę stronę. To znaczy, że na te wszystkie prezentowane w kolejnych numerach miesięczników modele cię nie stać. Tym samym nie masz najmniejszej szansy, aby swoje hobby realizować.
Jeśli założymy, że miłość do gier, książek, muzyki i samochodów stoi na tym samym, równym, poziomie to powinniśmy w tym momencie czuć się szczęściarzami. Chyba, że kochamy nowe auta, uwielbiamy prowadzić, a wark silnika jest dla nas podniecający.
Doszukiwanie się wielu podobieństw pomiędzy Wisłą Kraków i Fiorentiną jest karkołomnym zadaniem. Ostatnio jednak obie ekipy doczekały się zmian trenerów, które mają wpłynąć na znaczącą poprawę ich gry.
Robert Maskaant miał zbudować wielki klub i zapewnić wreszcie awans polskiego zespołu do Ligi Mistrzów. Zabrakło niewiele, ale od tego czasu nastąpiła równia pochyła. Nawet solidniejsi zawodnicy przestali grać na swoim poziomie, a wyróżniająca się jedenastka zaczęła męczyć się z dużo słabszymi przeciwnikami. Doszły to tego oddane w słabym stylu punkty w Lidze Europejskiej. Sytuację pogorszyła też Legia Warszawa, która zaczęła zdecydowanie lepiej reprezentować kraj w Europie. Podobnie było w tym sezonie we Florencji. Pod wodzą Sinisy Mihajlovica Fiorentina miała zapewnić sobie europejskie puchary. Przeczekano poprzedni słaby rok i pozwolono w spokoju Serbowi realizować swoje założenia. Maszyna jednak nie wystartowała, a klub miał problemy z rywalami pokroju Chievo Werony i Ceseny. Dzisiaj jest w drugiej połowie tabeli Serie A i tylko „dzięki” Interowi większość nie uznaje go za największe zaskoczenie in minus obecnych rozgrywek.
Halloween minęło tak, że nawet kilka osób pewnie tego nie zauważyło. W związku z tym nie zabrakło przeglądów strasznych gier, w które warto zagrać lub listy najstraszniejszych horrorów na konsole i komputery ostatnich lat. Nagle dość niespodziewanie w tym gronie zaczęto wymieniać Resident Evil.
Postęp technologiczny sprawia, że gry oferują coraz bardziej realistyczną grafikę, lepszą inteligencję wrogów i bardziej rozbudowaną rozgrywkę. To sprawia, że coraz trudniej wracać do hitów sprzed lat, które zachwycały recenzentów i graczy przed dekadą lub na poprzednich generacjach sprzętu.
W zależności jednak od gatunku taki powrót do przeszłości może być mniej lub bardziej bolesny i wymagający. Odpowiednia postawa i nawet dzisiaj starszego RTS-a, przygodówkę point&click, a nawet wyścigi jesteśmy w stanie wziąć na dłużej pod lupę bez krzywienia się. Gorzej w przypadku FPS-ów i gier akcji, które przeszły sporą metamorfozę i zyskały wiele udogodnień. Dzisiaj bez nich rzadko kiedy potrafimy się obejść.
Na liczniku Metal Gear Ac!d pojawiają się kolejne godziny. Przygoda Solid Snake’a wciąga, a zupełnie inny od pozostałych odsłon serii system sprawdza się znakomicie. Jest jednak coś, co psuje nieco ogólny odbiór tej pozycji. To dziwny system save’ów.
Nie raz już wspominałem, że szczególnie cenię sobie na PSP możliwość zapisywania stanu gry w dowolnym momencie lub z odpowiednią łatwością. Ponieważ wykorzystuję handhelda głównie w podróżach, więc taka opcja bardzo pomaga mi cieszyć się grą, a jednocześnie wysiadać na odpowiednich przystankach z czystym sumieniem. Save’m zaczynam zabawę i tak samo chcę ją skończyć, aby mieć pewność, że kilkanaście minut zabawy nie poszło na marne.
Kolejnym tytułem, który trafił do czytnika mojej PlayStation 2 jest całkiem interesujący sandbox Destroy All Humans!. Jak sama nazwa wskazuje, celem zabawy jest podbicie ludzkości za pomocą klonów małego i niezwykle wrednego kosmity.
Poruszając się jako niezbyt przyjacielski pokurcz i pozbawiając mieszkańców Błękitnego Globu ich cennych mózgów zacząłem się zastanawiać, dlaczego tak rzadko możemy to robić?
Battlefield, Skyrim lub Rage. Żołnierze, mutanty, rycerze i demony. Mniej lub bardziej realni ludzie. W ostatnim czasie na rynku coraz więcej poważnych gier, w których walczą, zabijają się lub realizują inne cele postacie bliskie naszej rzeczywistości. Czemu zabawni bohaterowie zwierzęcy są niemal całkowicie w odwrocie?
Ostatnio natknąłem się na opinię, że zwierzaki w ludzkich rolach w grach są już przeżytkiem. Są zbyt infantylne, dziecinne, głupie i nie dają szans na właściwe przedstawienie odpowiednich emocji i wydarzeń na ekranie. Czy to znaczy, że ich miejscem są już tylko proste gry dla dzieci? Czy przypadkiem zbytnio nie zawężając spektrum postaci twórcy i gracze nie strzelają sobie w stopę?
Battlefield 3 wylądował, miliony fanów kupiły grę i zaczęły się bawić. Wkrótce serwery tego nie wytrzymały, a przedstawiciele firmy zaczęli w mediach udawać zaskoczenie całą sytuacją.
Według komunikatów z firmy, nie spodziewała się ona aż takiego zainteresowania trybami sieciowymi w swojej strzelance i postara się szybko wyeliminować wszystkie problemy. Prawdopodobnie więc tytuł najgłupszych tłumaczeń 2011 roku możemy już przyznać.