Mario Puzo, pisząc Ojca Chrzestnego, stworzył naprawdę wspaniałą książkę, którą lubię sobie raz na kilka lat przeczytać jeszcze raz, za każdym razem ciesząc się nią równie mocno. To jednak jej ekranizacja uczyniła rodzinę Corleone postaciami kultowymi. I to w tym prawdziwym, nierozmiękczonym przez popkulturę i speców od marketingu znaczeniu. Wyobraźcie sobie jednak, że film zrobiono by inaczej. Ktoś uznałby, że w takiej formie to się nie sprzeda, potrzeba tu więcej akcji i wybuchów. Że powstałby film sensacyjny, w którym twardy Michael Corleone z wiernym Tommy Gunem rozbija wrogie rodziny mafijne, wyrywa z ich objęć swoją dziewczynę, w ciągu seansu żując gumę do żucia, zabija kilkuset oprychów, w międzyczasie rzucając tu i ówdzie one-linerami. Na koniec zostaje Donem, bo może i rządzi niepodzielnie, bo jest zarąbisty. Przerażająca wizja? Profanacja oryginału? Cóż, taki właśnie los już wkrótce spotka inne wybitne dzieło literatury – Grę Endera Orsona Scotta Carda.
Z większością komiksów wchodzących w skład „Haczetek” miałem już okazję zapoznać się wcześniej, dzisiejsza paczka jest więc o tyle wyjątkowa, że składa się z komiksów z różnych względów nie poznanych przeze mnie wcześniej.
Miałem całą gamę powodów, żeby podjarać się Pacific Rimem. Pierwszy i najbardziej oczywisty – WIELKIE ROBOTY WALĄCE PO MORDZIE JESZCZE WIĘKSZE POTWORY. Drugi to obsada, w której znalazło się dwóch aktorów z najlepszego serialu wszechczasów, Sons of Anarchy. Trzeci, Guillermo del Toro za sterami produkcji dawał konkretne nadzieje, że to się nawet uda. Czwarty, raźny głos GLaDOS w charakterze sztucznej inteligencji obsługującej roboty, tak się kupuje fanów. Piąty wyszedł dopiero w trakcie seansu i jest powodem, dla którego film obejrzę jeszcze co najmniej raz – Pacific Rim sprawił, że na dwie godziny stałem się dziesięciolatkiem z bananem na mordzie oglądającym kolejne epickie* walki i co kilka minut miałem ochotę zakrzyknąć FAK JE!
Znowu w ramach kolekcji otrzymaliśmy jeden z najważniejszych klasyków komiksu superbohaterskiego. A także pierwszy tytuł niezgodny z oryginalną brytyjską listą analogicznej kolekcji, będącej dotąd wyrocznią odnośnie tego, jakich komiksów możemy się spodziewać. A w ramach bonusa, jako że dotarliśmy do okrągłego numerka, coś specjalnego – wywiad z korektorem Kolekcji!
Trzeci sezon ekranizacji powieści George’a R.R. Martina początkowo niespecjalnie przypadł mi do gustu. Jego słynny już finał moją opinię częściowo zmienił, ale, no właśnie – częściowo.