Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Na dobry początek długiego tygodnia pracy pan doktor proponuje silnie skondensowaną dawkę internetowego miszmaszu. Co prawda czasami mam wrażenie, że sieć pomału przestaje zaskakiwać, ale i tak udało mi się zebrać nieco dobra. Mam nadzieję, że jesteście zainteresowani. Zapraszam.
Shepard's Eleven
Czyli ładna praca zdolnego grafika - ściemniony plakat na bazie najlepszej gry minionego roku. Nie jest to może taki poziom, jak niedawno widziane na GP artworki, ale rzucić okiem warto.
W odpowiedzi na liczne listy i zaczepki pod piekarnią, oto jest: szybka i sprawiedliwa recenzja Legacy of Kain: Defiance. Na samym wstępie muszę zaznaczyć: recenzja ta jest naznaczona moim osobistym zboczeniem, jeśli chodzi o sagę Legacy of Kain, a także piętnem czasu, kiedy to tytuły mają tendecję do pięknienia. Tym niemniej postaram się oddać sprawiedliwość finałowi jednej z najlepszych historii opowiedzianych w grach komputerowych. Ever. Kiedykolwiek.
Saga rozpoczeła się dawno temu, niedługo po premierze Diablo wraz z grą Legacy of Kain: Blood Omen, w której poznajemy szlachcica Kaina otrzymującego szansę dokonania zemsty na swoich zabójcach dzięki przemianie w wampira. Dość powiedzieć, że od tego momentu historia gmatwa się, skacze w czasie w tył i w przód, wprowadza kolejne ciekawe postaci i trwa przez jeszcze cztery tytuły (w kolejności ukazywania się): Soul Reaver, Soul Reaver 2, Blood Omen 2 i wreszcie Defiance, którym krótko zajmę się w tym tekście.
Wzorem moich kolegów postanowiłem przybliżyć Wam historię, która w całości została opisana na łamach szacownego serwisu Eurogamer. Simon Parkin napisał całkiem ekscytujący tekst o człowieku, który ponad 7 lat temu był twórcą jednej z największych afer jeśli chodzi o świat elektronicznej rozgrywki. Wszyscy chyba pamiętamy, gdy jesienią 2003 roku wyszło na jaw, że kod źródłowy oczekiwanego (i spóźnionego) H-L2 został wykradziony. Zapraszam do lektury streszczenia tej bardzo ciekawej historii, którą w całości (po angielsku) możecie oczywiście przeczytać na Eurogamerze.
Mam wrażenie, że czasy pieczołowicie przygotowywanych, animowanych filmików wprowadzających do gier powoli mijają. Czy to za sprawą coraz to lepszej grafiki obecnych tytułów, które nie potrzebują niczego ponad kilka zgrabnych filtrów nałożonych na standardową grafikę, czy to za sprawą mody ewentualnie przesunięcia priorytetów na renderowane zwiastuny (hi, Dead Island)... Nie wiem. Przykładowo - ostatnimi naprawdę fajnymi animowanymi intrami były te rozpoczynające Darksiders i StarCrafta II. Poza tymi dwoma, nie mogę sobie niczego przypomnieć. Dlatego też...
Czy to ptak? Czy to samolot? Nie, to Grand Theft Auto IV na sterydach! Co tam te wszystkie zwiastuny, którymi atakują moi koledzy. Owszem - są świetne. Ale moja reakcja po obejrzeniu ruszającego się, prześlicznego GTA IV była podobna, co po projekcji filmiku zapowiadającego Dead Island - wow! Zapraszam, myślę że co niektórzy się zachwycą.
Pograłem, pojeździłem po obydwu wyspach, zmieniłem fryzurę, kupiłem kilka domów, wszystkie wypełniłem samochodami. Opinię o Test Drive Unlimited 2 mam, dzielę się nią z Wami. Na tym estetycznym emblemacie z boku już widać, że mamy do czynienia z grą dobrą. Niestety w przypadku tego tytułu mówimy tylko o dobrej grze - po zapowiedziach apetyty graczy (mój apetyt) były zdecydowanie większe i chyba niestety spotkał nas zawód.
Ahoj. Co dzisiaj? Wtorkowa premiera zestawu rzeczy znalezionych. Tym razem proponuję Wam: obrazki i filmiki. Ach, jakież zaskoczenie! Pojawią się takie marki jak: Star Wars, LEGO, Half-Life, Minecraft i Mame. Pojawią się też rzeczy bez marki. Uprzejmie zapraszam.
Star Wars dla dżentelmenów
Greg Peltz jest grafikiem. Robi różne rzeczy. Na jego blogu pojawiły się ostatnio sympatyczne obrazki prezentujące Gwiezdne Wojny w wersji vintage-oldschool-victorian-elegant-deluxe. Warto zajrzeć, choc krótka to bedzie wycieczka.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie? Będzie niezłe przeżycie. Bo przeżycia się ostatnio dobrze sprzedają, a kompletnie zaciemniona restauracja, w której nie widać absolutnie niczego, jest całkiem niezłym przykładem takiego "experience". W czym rzecz? Otóż jest sobie w Poznaniu knajpka, która szczyci się tym, że jest jedyną w Polsce i jedną z kilkunastu na świecie, w których spożywa się posiłek w całkowitych ciemnościach. Ile prawdy w tym byciu jedynym/jednym z niewielu jest - nie wiem. Wiem za to, że warto tam zajrzeć (choć nie widać niczego).
W nocy zadebiutował pierwszy zwiastun Pierwszej Klasy, czyli nadchodzącej nowej filmowej częśc komiksowego uniwersum. Od razu napiszę - podoba mi się ten zwiastun. Bardzo. Film jest reżyserowany przez brytyjczyka imieniem Matthew i nazwiskiem Vaughn. Jeśli nic Wam to nie mówi, to z pewnością skojarzycie jego filmy: Przekładaniec/Layer Cake (nie widziałem, ale opinie zbiera pozytywne), Gwiezdny Pył/Stardust (zaskakująco przyjemna opowieść fantasy) i Kick-Ass (zgodnie z tym, co napisano na plakacie - zaje*ista zabawa). Czyli zdolny jest chłopak. Czy poradzi sobie z odzianymi w ciasne ciuszki herosami?
Bardzo miło jest trafić zupełnie przypadkiem na rzecz, która okazuje się zabawna i genialna w swej prostocie. Tak też stało się przy okazji kliknięcia na filmik zatytułowany "Dead Space 2: Literal Trailer by Tobuscus". Być może część z Was filmiki Toby'ego Turnera zna, być może nie. Jedno jest pewne - dosłowne zwiastuny to fajna sprawa. A na zachętę nie tak niezwiązane z tematem, jakby się wydawało, zdjęcie Olivii Wilde z Trona.
Wczoraj eJay uraczył Was zestawem najlepszych filmowych zwiastunów, które zostały puszczone w przerwie wielkiego sportowego amerykańskiego święta, czyli Super Bowl - finału rozgrywek ligi NFL, czyli tego innego footballu. Dzisiaj pora na moją listę najfajniejszych reklam produktów wszelakich.
Super Bowl odbył się po raz czterdziesty piąty i znowu był szansą dla wielu firm na zaprezentowanie się z jak najlepszej / najzabawniejszej / najefektowniejszej strony. To właśnie podczas jednego z tych finałów zaprezentowno słynną reklamówkę Apple, która jest doskonałym przykłądem tego, jak wiele środków i pieniędzy idzie na zaistnienie w tym konkrentn momencie roku w USA. Dość powiedzieć, że 6 lutego wykupienie miejsca na trzydziestosekundowy spot kosztowało 3 miliony dolarów. Wiele firm skorzystało, a dzięki potędze sieci wszyscy mogą się pozachwycać (lub ponarzekać) na poziom kreacji zagranicznych mistrzów reklamy. Do dzieła!
Kosmos. Ostatnia granica. Lub nie. Lub wyjątkowo atrakcyjne środowisko do umieszczenia w nim nieprzyzwoicie wielgachnej gry komputerowej. Bo gry dziejące się w kosmosie są super - to nie ulega wątpliwości. I dlatego teraz wszyscy będą zainteresowani i przeczytają, co mam im do przekazania. A przynajmniej mam taką nadzieję, bo to co się dzieje w powstającej grze pod jakże wszystkomówiącym tytułem Infinity jest czadowe, czachorozwalające i ogólnie rzecz biorąc "fuck yea".
Dzień dobry, piątkowicze. Na ostatnie chwile tygodnia pracy i na pierwsze chwile zasłużonego weekendu proponuję Wam kolejną dawkę internetowych znalezisk zebranych w jednym, estetycznym wpisie. Bez ociągania się - zapraszam!
Kamienie
O, jakże fascynujące twory. Kamienie! A ile wcieleń ich możemy wokół siebie zaobserwować? Mnóstwo. A jeszcze więcej jest w grach komputerowych. Pod tym linkiem czai się sympatyczna grafika pokazująca, jak może wyglądać ten sam kamień w wersji z tej czy innej gry.
Dobry FPS. Ba, bardzo dobry! Szczególnie, jeśli weźmie się pod uwagę kilka czynników. Interstellar Marines to gra niezależna, bardzo ładnie wyglądająca, w pełni trójwymiarowa, póki co jeszcze mocno w trakcie produkcji, ale grywalna i całkowicie przeglądarkowa. Gdybym nie napisał tego tekstu, to napewno byłbym jednym z tych, którzy "zobaczyliby więcej" celem zapoznania się z tematem. Warto!
Niektórzy posiadacze pecetów bardzo lubią sprawdzać swoje maszyny w różnego rodzaju testach, by potem pokazać wynik w postaci gromady numerków innemu posiadaczowi peceta. On sobie pomyśli: Ha! Nie ze mną takie numery! I też przetestuje, i też otrzyma rezultat w postaci numerków. Sensowność tych działań to materiał na osobny tekst, w tym natomiast chcę się podzielić pewnym znaleziskiem. Otóż jest sobie w sieci strona, na której można porównać wszystko. Ach, magia!