Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Oto wpis krótki, treściwy i stworzony z myślą o pomaganiu bliźnim. Często na forach maści wszelakiej (również na GOLu) pojawia się pytanie z tytułu wpisu - czy po napisach końcowych jakiegoś filmu znajduje się bonus, na który warto czekać? Często zdarza się, że owszem, jest i czekać warto. Niestety polski zwyczaj chodzenia do kina polega na tym, że zaraz po włączeniu napisów końcowych i zapaleniu świateł na sali wszyscy wstają i lemingują do wyjścia. Robi się tłok, zamieszanie, a przecież można jeszcze posiedzieć i choćby posłuchać muzyki. Nieważne, że potem obsługa kina stoi i piorunuje wzrokiem tych, co śmieli zostać. Zostańcie! Będzie bonus. A skąd wiem?
Otóż jest sobie strona moviestinger.com założona w celu informowania gawiedzi o tym, czy po napisach końcowych danego filmu jest jeszcze coś (ba, od pewnego czasu zdarzają się również informacje dotyczące gier). Czyli: idziecie na seans jakiegoś hitu z USA i nie wiecie, że warto przesiedzieć przez całe napisy końcowe? Sprawdźcie, co napisano na tej stronie, a ta tajemna wiedza stanie się także Waszym udziałem. Polecam.
Kto „mówią”? A na forach mówią, zarówno naszych, jak i zagranicznych. Recenzje są raczej pozytywne, a opinie graczy z kolei wyrażają w większości niezadowolenie (a przynajmniej takie odniosłem wrażenie). Zastanawiam się - dlaczego? Sytuacja jest taka, że albo nie zagrali w DSIII ani minuty ewentualnie odpuścili po półgodzinnej sesyjce. A wielka to strata, bo najnowsza gra studia Obsidian to kawał solidnej rozrywki.
Przyznaję - początkowo nowy Dungeon Siege nie zwilżał mnie ani troszkę. Ot, bezsensowne odgrzebywanie kilkuletniej marki robione przez inną firmę. Zwiastuny były średnie, obrazki też nie zachwycały mimo całkiem optymistycznych zapowiedzi. Gdy gra się w końcu pojawiła, pierwsze gameplaye też były takie „meh”. Na szczęście kilka pozytywnych recenzji zdołało mnie przekonać do przetestowania gry. I co? Świadectwo z paskiem.
Polski internauto! Znalazłem taką stronę, a na jej estetycznych łamach jest cała masa wysokiej jakości darmowych gier. Chcę się nią z Tobą podzielić. Jesteś zainteresowany? Zapraszam głębiej. Jestem pewien, że niektóre z umieszczonych tam tytułów dobrze znasz, a te których nie znasz, to polubisz uczuciem szczerym i trwałym (aż do momentu premiery Deus Ex).
Star Wars na Kinecta zdaje się być nielicha kaszanką z którejkolwiek strony nie spojrzeć. Jednak zaprezentowana niedawno specjalna, gwiezdnowojenna edycja konsoli Xbox 360 z kolei jawi się jako spełnienie marzeń wszystkich Jedi-wannabies na całym świecie. Ale czy jest to najfajniejsza limitowana edycja wybranej maszynki do grania? Czy Microsoft pokazał coś fajniejszego? A może preferujecie takie zabawki od Sony? Zajrzyjcie głębiej - będzie krótkie zestawienie i mała galeria.
Microsoft
Xbox 360 w wersji Star Wars
Wydana będzie z okazji premiery wspomnianej już gry. A w niej:
- 320GB HDD
- pudło niczym R2-D2
- pad niczym C-3PO
- biały Kinect w zestawie
- wydaje odgłosy jak Wasz ulubiony astrodroid
28 dni, 6 godzin, 42 minuty, 12 sekund. Wtedy skończy się świat. Donnie Darko to jeden z moich ulubionych filmów. Dlaczego piszę o nim teraz? Kilka dni temu dowiedziałem się, że produkcja ta w końcu doczekała się oficjalnej polskiej premiery - w marcu tego roku, niemal po 10 latach od światowej premiery, pojawiło się u nas DVD z tym filmem. A że jest to rewelacja pierwszej wody, to postanowiłem się pokusić o kilka zdań zachęty.
Witajcie szanowni czytelnicy. Urlopy & wyjazdy sprawiły, że nastąpiła przerwa w dostawie internetowych ciekawostek maści wszelakiej. Gameplay próżni jednak nie uznaje, więc niniejszym zapraszam serdecznie na zapoznanie się ze zbiorem numer 28. A co w nim? Straszne Mario, czadowe plakaty, ładna grafika, najdurniejsza piosenka świata i jeszcze ze dwa-trzy inne "cusie".
Przenośne Nintendo 64
Nie znam hiszpańskiego, więc mogłem podziwiać jedynie obrazki. A jest co podziwiać. Pewien ktoś wziął i rozmontował N64, a potem wziął i zmontował zeń wyjątkowo estetyczną i działającą przenośną konsolkę. Efekt końcowy widzicie poniżej, a proces powstawania jest tutaj. Awesome!
Nie jestem typem wielkiego podróżnika, ale tak się składa, że każdego roku w okresie letnim zjawiam się z mą lubą na dni kilka w Krakowie. Fajne to miasto wypełnione atrakcjami - zgaduję, że tym fajniejsze, im bardziej jest się tymczasowym przyjezdnym. W tym roku turystycznych nowości (dla nas nowości) było kilka - muzeum Schindlera, Ogród Doświadczeń im. Stanisława Lema, Mocak i Podziemia Rynku. O tej ostatniej propozycji napiszę kilka krótkich zdań, bo uważam, że warto.
Co? Znowu Potter? Wybaczcie, ale Harry Potter to fenomen. Myślałem, że jako pierwszy będę mógł podzielić się opinią na temat ósmego filmu. Wychodzi na to, że będę trzeci. No nic, każdy może na blogu pisać co chce, Sathorn i Cayack już to zrobili, dołączę więc do nich, bo a nuż kogoś obchodzi moje zdanie? No i będzie krótko! Książki przeczytałem wszystkie (kilkakrotnie), filmy również pochłonąłem - nic więc dziwnego, że finał najlepiej zarabiającej filmowej sagi w historii (7 filmów zarobiło ponad 6,3 miliarda $, ósmy poprzeczkę postawi jeszcze wyżej) był najważniejszą dla mnie lipcową premierą.
Znacie Incubusa? Nie tych owłosionych szataniarzy grających death metal (teraz nazywają się inaczej), ale sympatycznych Kalifornijczyków, co ładniej wyglądają i ładnie grają. Fajne to chłopaki, co założyli zespół jeszcze w liceum i twardo trzymają się raz obranej ścieżki - robić szczerą gitarową muzykę. Wraz z premierą ich nowego albumu czeka nas/Was niespodzianka.
Zobaczcie ten film. Powaga. Pomijając znowu głupie tłumaczenie oryginalnego tytułu (Monsters stało się Strefą X) i dziewięciomiesięczne opóźnienie w kwestii premiery, jest to rzecz, którą warto mieć na liście "obejrzane". Monsters to bardzo dobry film, a Gareth Edwards to szalenie zdolny filmowiec. Jeśli interesuje Was uzasadnienie tego wstępu, zapraszam dalej.
Bywa tak, że zagraliście w coś, co Was urzekło z tej czy innej przyczyny i miło sobie takie coś wspominacie. Ale oczywiście, jak na złość, gra taka ma już swoje lata, a jej oryginalni twórcy albo dawno zwinęli interes lub sprzedaż była za niska i taki tytuł żyje tylko w umysłach sentymentalnych graczy. Np. w moim. Chcę się podzielić z Wami listą tytułów, które zapadły mi w pamięci i których sequele lub remake'i chętnie bym ujrzał na współczesnych maszynach.
Oczywiście mam świadomość, że tego typu zabiegi rzadko kiedy bywają udane (BTW mimo wszystko liczę mocno na reinkarnację Carmageddon) i że pewnych gier tykać już nie wolno. Z tego też powodu wybrałem gry mniej popularne i takie, które miały tylko jedną część. Wszystkie natomiast mają to COŚ. Kolejność alfabetyczna, mogą się trafić spoilery.
KeuleMedia to, jak sam o sobie pisze, awesome machinimator from badass Germany. Co to jest machinima zaś na pewno dobrze wiecie, wszak o tym zjawisku pisali moi koledzy. W tym wypadku chcę Wam pokazać kilka dziełek będących czadowym połączeniem świata filmu i gier. Przed Wami Garry's Mod w zwiastunowej akcji!
Nowa płyta Limp Bizkit w końcu się ukazała - dziś ma miejsce jej oficjalna premiera w naszym kraju, a od kilku dni pudełka są dostępne za granicami. I co? Wes Borland napisał jakiś czas temu, że jeśli oczekujecie kolejnego OK Computer, to wiadomo że Gold Cobra będzie się jawić jako srogie kupsko. Jeśli zaś liczycie na "klasyczny" album Limp Bizkit, to nie będziecie smutni. No i ma rację.
Ja traktuję to wydawnictwo troszkę tak, jak Duke Nukem Forever. Też długo obiecano, że w końcu się pojawi (choć prawdziwym DNF gitarowej muzyki jest oczywiście Chinese Democracy G'n'R) i też jest głupkowatym, niedoskonałym powrotem do przeszłości. Gold Cobra to album idealny dla fanów grupy i miejscami nostalgiczne nawiązanie do ostatnich lat XX wieku. A dla "nie fanów"? Jeśli nie przeszkadza Wam nieznośna persona, jaką bez wątpienia jest Fred Durst, rapowanie łączone z niemal-spiewaniem (a pan Durst przecież nie jest wybitnym wokalistą), tona przekleństw i slangowych wyrażeń, a przy tym lubicie mocną gitarę wspieraną przez bardzo solidną sekcję rytmiczną - również będziecie po stronie osób, którym nowe dzieło Limpów się spodoba. A jeśli nie słyszeliście jeszcze nic o Złotej Kobrze, to Fred i koledzy zapraszają na degustację teledysku nakręconego do utworu tytułowego. Jest to dobra reprezentacja całości - durny tekst, odpowiedni ciężar i oldskulowy, bezsensowny klip.