Wczorajszą konferencję CD Projekt dotyczącą m.in. Wiedźmina 2 oglądało przez internet podobno czterdzieści tysięcy osób. Na samej konferencji przebywało ich najprawdopodobniej kilkaset, zagrać w grę mogło najwyżej kilkadziesiąt. Miałem tę niewątpliwą przyjemność około 40-minutowego obcowania z pełną, polską wersją jednego z najbardziej oczekiwanych tytułów tego roku i muszę przyznać, że to co zobaczyłem o mało mnie nie zwaliło z nóg. Żadne screeny, żadne filmiki w necie nie oddają tego, jak ta gra w rzeczywistości wygląda i jak się ją odbiera mając bezpośredni wpływ na to co się dzieje na ekranie. I choć z natury jestem dosyć marudny i lubię wybrzydzać rozbierając konkretny tytuł na czynniki pierwsze, to sami przyznacie, że 40 minut to zdecydowanie za mało, aby sobie na to pozwolić. Niemniej, jak mówi stare przysłowie jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził, to poza ogólnym wrażeniem dostania w łeb jednym z najwspanialszych kawałków softu, jakie miałem okazję obmacywać, mam jedno zastrzeżenie. Dosyć poważne nawet biorąc pod uwagę osiągnięcia konkurencji.
Na szczęście ginące pod górą pozytywów, które cisną mi się na klawiaturę. Poniżej może pojawić się kilka spoilerów, jednakże nic, co jakoś definitywnie mogłoby popsuć przyjemność z dziewiczego odpalenia gry.
Nic nie zdradzę pisząc, że fabuła w dużej mierze dotyczy polowania na władców Królestw Północy. Kto czytał sagę, ten doskonale wie o jakie królestwa chodzi, pozostałym nie będę psuł przyjemności. Trochę informacji na ten temat znajdziecie w czterokolumnowej reklamie, którą CD Projekt nie omieszkał pochwalić się na konferencji. Zaczynamy w każdym razie od opowiadania w celi więziennej o ataku na warownię baronowej La Valette będąc w osobistej ochronie Króla Temerii, Foltesta. Baronowa, o ile mnie pamięć nie myli, była kiedyś kochanką tego ostatniego.
Nie uczestniczymy w ataku od początku do końca. Geralt jedynie opowiada o kilku poważniejszych momentach tego starcia w retrospektywach. Czuć jednak, że autorzy chcieli mieć mocne otwarcie i muszę przyznać, że udało im się to znakomicie. Uczestniczyłem w dwu fragmentach rozgrywki. Jednym, w którym walczyło się z przeciwnikami na podwórcu zamku, zaś w przerwach ustawiało balistę by wyeliminować obrońców w wieży (to można obejrzeć na filmikach, które wyciekły tu i tam).
Drugi fragment to wyraźne nawiązanie do sceny z Demon's Souls, w której smok latał nad blankami zamku ziejąc ogniem na lewo i prawo. Fragment ten był moim pierwszym kontaktem z walką i aż wstyd przyznać, ale udało mi się go przejść może za piątym razem i to tylko dlatego, że miły pan z CDP przestawił poziom trudności na łatwy. Na swoją obronę muszę tylko dodać, że zewsząd buchały płomienie, a Geralt przez lata pompowany eliksirami jest materiałem wyjątkowo łatwopalnym. Ale wrażenia z ataku smoka są niezatarte - daję Wam słowo.
Osobny fragment gry miał miejsce w obozie wojskowym. Autorzy zadbali o mnóstwo detali. Poruszające się na wietrze płachty namiotów (również wewnątrz nich - miód), mnóstwo wojaków wykonujących rózne czynności (od wylegiwania się przy ognisku, po grę w kości, siłowanie się na rękę, pijackie nawoływania etc.) Wszystko to prześlicznie animowane z ostrymi jak brzytwa teksturami. W ogóle mam wrażenie, że w Wiedźminie 2 będziemy mieli do czynienia z jednymi z najładniejszych i najlepiej animowanych postaci w grach. Pierwsze wrażenie w każdym razie jest niesamowite. I wielka szkoda, że w parze z tym wszystkim mimika twarzy wyraźnie odstaje. Twarze postaci w trakcie rozgrywki pozostają woskowe, bity przez strażników Geralt nawet okiem nie mrugnie. Na dobrą sprawę poruszają się tylko usta i choć lip-sync jest o niebo lepszy niż w części pierwszej, to jednak i tak czasem ma się wrażenie, że mordki po prostu brzydko kłapią.
Na zakończenie dwa zdania o polskiej wersji. Wydaje mi się, że część głosów została bardzo umiejętnie dobrana do fizis postaci. Rozmawiam z wąchatym gościem o inteligencji śledzia i nie czuję żadnego dyskomfortu pomiędzy obrazem delikwenta i fonią. Wsłuchałem się też troszkę w samego Geralta i mam dziwne wrażenie, że pan Rozenek troszkę za bardzo teatralizuje. No i mój osobisty przyteczek - w jednego z królów wciela się pan z telezakupów Mango. Na szczęście, tym razem nie chciał mi opchnąć żadnego niepotrzebnego badziewia.
Czterdzieści minut, to o wiele za mało, żeby wydawać jakiekolwiek wyroki. Ja, póki co, znalazłem się na kolanach, chcę zostać do 17 maja zahibernowany, a najchętniej napadł bym na siedzibę CDP, wziął zakładników i nie wypuśćił ich, dopóki nie dostanę pełnej wersji. Polski tytuł grą roku? Fiu-fiu...
PS. Zobaczenie na własne oczy jak działają oddziały specjalne Foltesta jako żywo przypomina dzisiejszych antyterrorystów. Szacun.