Moja droga do GTA V - Hubert Taler - 22 września 2013

Moja droga do GTA V

W GTAV gram właśnie - poświęcam tej grze swoje wieczory, kiedy indziej nie mam czasu. Nie jestem w stanie grać, jak dawniej grać całymi nocami - starość nie radość, więc idzie mi powoli. Zanim napiszę o tej grze jakieś konkretniejsze wrażenia, chciałem napisać o tym jak kształtowała się moja znajomość z serią GTA.

Moje pierwsze zetknięcie z serią gier Grand Theft Auto to prawdopodobnie jakiś kontakt z pierwszą lub drugą odsłoną serii na PC. Taki kontakt musiał nastąpić w moich pierwszych latach pecetowego grania, jednak został przykryty w pamięci przez uwielbiane wtedy przeze mnie FPS-y i RPG-i.

Gdy zacząłem grać na Playstation 2, był akurat czas premiery GTA: Vice City. Niewiele o tym tytule wiedziałem, ale z samego kontaktu ze słyszenia miałem wrażenie że to gra nie dla mnie. Jakoś nie podobało mi się identyfikowanie z "tym złym", z bohaterem w moim rozumieniu negatywnym. Jakże się myliłem, Rockstar jak się niedługo okazało, potrafi bohaterów przedstawić w takiej ilości ironii i z tak przerysowaną charakteryzacją, że nie odczuwamy ich jako rzeczywistych. Odpowiednikiem w świecie filmu mogą być niektórzy bohaterowie Tarantino.

Tak czy inaczej, pewnego popołudnia stało się - w czytniku mojej Playstation 2 zawitał Vice City i wsiąkłem na dobre. Co mnie wtedy urzekło? Pamiętam do doskonale:

  • otwartość świata i jego eksploracja
  • humor i nawiązania do kultury
  • stacje radiowe (z muzyką i talk radio na równi)
  • brak przywiązania do konkretnego gatunku gry, gra swobodnie kształtuje mechanikę gry zależnie od misji
  • to, jak w oparciu o prostą mechanikę można stworzyć mnóstwo minigier które starczają na długie godziny grania
  • gra aktorska - Ray Liotta, William Fichtner, Tom Sizemore, Dennis Hopper, Burt Reynolds, znany z Miami Vice Philip Michael Thomas, Danny Trejo, Gary Busey... czaicie to w ogóle?

Vice City to temat na osobny, obszerny wpis, który pewnie się pojawi w serii Ważne gry. Tak czy inaczej, long story short, spędziłem z tym tytułem bardzo dużo czasu nie tylko robiąc misje ale i po prostu jeżdżąc i eksplorując.

Kolejnym wydanym tytułem na posiadaną wtedy przeze mnie konsolę był San Andreas. Wtedy już byłem graczem "zainteresowanym" - czytałem zapowiedzi w czasopismach o grach, i jarałem się tym co zrobi Rockstar tym razem. Gdy w końcu dostałem ten tytuł w swoje ręce... trochę się zagubiłem. Świat w grze na moje ówczesne gusta był po prostu... za duży. Za dużo było do zwiedzenia i robienia, i w efekcie robiło się zaledwie mały procent tego co dostępne. Cieszyły oczywiście nowinki w porównaniu z Vice City: rozwój postaci, gra na wyścigach, wiejskie przedmieścia, pewien szczątkowy system reputacji.

Oczekiwanie na nową generację platform do grania umiliły mi wersje na PSP, później przenoszone na PS2 (miałem wtedy również PSP):

- Vice City Stories
- Liberty City Stories

Odczuwało się że to jakby mission packi, z innym bohaterem, misjami i piosenkami w radiu.

GTA IV oczywiście śledziłem, byłem posiadaczem Xbox 360 w tej generacji konsol. Nie zaskoczyło mnie wielkie otwarcie tej gry, i jej obecność w mediach nawet głównonurtowych. Po prostu takie wydarzenie showbusinessowe nie mogło przejść bez echa. Mimo że teraz z perspektywy kilku lat, nie odnosimy się do tej gry z takim entuzjazmem, to wtedy wszędzie padały słowa: najlepsza gra wszechczasów. Tak, taki był wtedy odbiór tej gry. I tutaj pierwsze rozczarowanie: gra, mimo świetnego settingu (bohater z Europy wschodniej? czego tu nie lubić?), i wielu pobocznych atrakcji, wcale mnie nie wciągnęła, a wymóg utrzymywania dobrych stosunków z wieloma osobami przez chodzenie z nimi na kręgle zamiast robienia konkretnych misji, mocno mnie wkurzył. Poza tym, nie oszukujmy się, gra wyglądała brzydko... zastosowano jakiś kompletnie nie pasujący do GTA schemat kolorów, wszystko było w Liberty City bure, szare i brunatne.

Dodatki do GTAIV, o sporej wielkości, do tego zmieniające mechanikę gry (Lost and the Damned) lub jej estetykę (Ballad of Gay Tony), były przyjemne, do tego zawierały dodatkowy soundtrack więc też je zakupiłem ale za bardzo, szczerze mówiąc nie ograłem.

W pewnym momencie zaczęto przebąkiwać o "piątce"... I wtedy w serca wielu graczy znów wstąpiła nadzieja...

Nie będę pisał o tym całym hype'ie, każdy wie jaki był. W każdym razie spowodował, że i ja kupiłem grę 2 dni po premierze, co mi się generalnie bardzo rzadko zdarza. Kupiłbym pewnie w dniu premiery, ale przez te 2 dni gry poszukiwałem w sklepach - okazywała się wyprzedana... to coś mówi o popularaności tej gry. Jak się później okazało, gra zarobiła w 3 dni miliard dolarów!

Wiem na razie tyle że dziś wieczorem znów wracam do Los Santos, i na razie gra mi się bardzo dobrze. Wkrótce postaram się napisać jakieś konkretniejsze wrażenia z nowej odsłony gry. Aha, i jeśli macie już grę, spójrzcie na swoje konto w social club - Rockstar tego jakoś nie reklamuje ale jest tam mnóstwo fajnej treści (np. mapy GPS z przebytymi trasami poszczególnych bohaterów po zakończonej misji).

Hubert Taler
22 września 2013 - 13:50