Bossowie - Killzone: Liberation - Brucevsky - 3 lutego 2015

Bossowie - Killzone: Liberation

Helghaści szybko zdobyli sobie miejsce w panteonie najbardziej charakterystycznych i najciekawszych wrogów z gier. Brutalni i bezwzględni w stosunku do wrogów, sprytni i opanowani na polu walki, a przy tym dowodzeni przez fanatycznych oficerów, stanowią trudną przeszkodę dla gracza w całej serii Killzone. Czy w wydanym na PSP Liberation autorzy potrafili wykorzystać ich potencjał? Czy udało im się stworzyć zapadające w pamięć pojedynki z bossami? Wydaje sie, że możliwości mieli całkiem spore.

UWAGA, spojlery!

Druga produkcja z serii Killzone znowu rzuca bohaterskiego Jana Templara na front, na jego barkach kładąc ciężar odpowiedzialności za losy wojny. Tym razem odważny żołnierz musi stawić czoła przebiegłemu generałowi Metracowi, jego wiernemu towarzyszowi Cobarowi oraz setkom szeregowych Helghastów. Na koniec przychodzi mu też rozprawić się ze zdrajcą, który sprzedał ISA, wierząc we wspaniałą przyszłość pod panowaniem imperatora.

Przed twórcami z Guerilla Games malowały się spore możliwości, które oferuje wykreowane przez nich uniwersum. Z drugiej jednak strony boleśnie dotykały ich ograniczenia handhelda Sony i wybranego gatunku gry. Efekt takiego połączenia mógł być tylko jeden. Projekty bossów są ciekawe, ale starcia z nimi opierają się praktycznie na jednym, znanym od wielu lat, schemacie. Samotny bohater stawia czoła potężniejszemu przeciwnikowi, któremu jednak wyjątkowo pechowo nie sprzyjają okoliczności i miejsce pojedynku.

Każdy z pięciu „światów” w grze kończy pojedynek z bossem. Na pierwszy rzut oka walka z czołgiem, prowadzonym przez Cobara mechem czy uzbrojonym w potężny karabin Metrakiem różnią się od siebie, ale szybko wychodzi na jaw, że mają te same założenia. Gracz nie ma szans w bezpośrednim starciu, ale na szczęście zawsze z pomocą przychodzą mu dobrze rozstawione osłony, zza których może prowadzić w miarę bezpieczny ostrzał. Na szczęście pojedynki nie przebiegają tylko na zasadzie strzelania kolejnymi seriami i chowania się, więc emocji nie brakuje. Twórcy wykorzystali znane sposoby utrudnienia życia graczowi, ratując tym samym pojedynki z bossami w Liberation przed popadnięciem w schematy. A to na mapie pojawiają się dodatkowi wrogowie, którzy wspierają danego szefa, a to on sam dysponuje granatnikiem i nie waha się z niego korzystać, a to osłony niszczą się pod gradem kul. Pojedynek z Metrakiem wyróżnia też dodatkowo podział na etapy. Podczas każdego z nich posiadacz konsoli musi opracować inną taktykę na generała, by poradzić sobie z nowymi zagrożeniami. To wszystko wpływa na poprawę jakości zabawy i sprawia, że starcia, choć zbudowane na prostym pomyśle, potrafią angażować. Nie wszystko jednak wypada idealnie, system celowania potrafi niepotrzebnie utrudnić życie graczowi, podobnie zresztą jak i nie zawsze intuicyjne sterowanie.

Podobnie do wszystkich ważniejszych pojedynków zaprojektowane jest też finałowe starcie ze zdradzieckim Stratsonem, który barykaduje się w swojej rezydencji i z pomocą podwładnych stara się wyeliminować Templara. Wspierający go, wyposażeni w różne bronie, przeciwnicy potrafią sprawić sporo problemów i zmuszają gracza do kombinowania. Gdy już Templarowi uda się z nimi jakoś uporać i jednocześnie odebrać bossowi odpowiednią liczbę punktów zdrowia, przesiada się on w robota bojowego, za którego sterami zaczyna siać pożogę. I znowu, w bezpośredniej walce na otwartym terenie, wynik takiej konfrontacji byłby oczywisty. Gruzowisko daje jednak przewagę mniejszemu i szybszemu Janowi. Gracz musi tylko ostrożnie i cierpliwie wyczekać na właściwy moment, by zadać decydujący cios.

Bossowie w Killzone: Liberation oferują więc spore wyzwanie i potrafią zajść za skórę. Twórcy nie wymyślili na nowo koła, a wykorzystali znane od lat schematy, regularnie wykorzystywane choćby w podobnych grach akcji wydanych przed laty na NES-a. Gra na tym nie straciła, bo sprawdzone rozwiązania nie zawiodły. Trudno jednak też być specjalnie tym wszystkim zachwyconym. Metrac nie będzie raczej na żadnej liście stu największych badassów w historii, a pojedynki z bossami w Killzone nie będą wspominane latami. Jest dobrze, ponad przeciętnie, ale nic poza tym.

Ocena: 6/10

W ramach cyklu ocenieni zostali także bossowie z:

Ratchet & Clank 2
Final Fantasy Tactics: War of the Lions
Oni
X-Men Legends II: Rise of Apocalypse
Headhunter
Gun
Crash Bandicoot 2: Cortex Strikes Back
Medal of Honor: European Assault
Metal Gear Solid: Peace Walker
Bully
Patapon
Kingdom Hearts
Max Payne

Brucevsky
3 lutego 2015 - 20:11