Serialowa ofensywa Marvela - Czarny Wilk - 27 marca 2015

Serialowa ofensywa Marvela

Rywalizacja między Marvelem a DC Comics trwa od dziesiątek lat. Ostatnimi laty szala przechyla się jednak zauważalnie na korzyść wydawnictwa posiadającego prawa do takich postaci jak Spider-Man czy Avengers. Komiksy „Domu Pomysłów” sprzedają się lepiej, natomiast, jeśli chodzi o front kinowy, to w chwili obecnej można wręcz mówić o dominacji nad twórcami Batmana czy Supermana. Na jednym froncie jednak DC wyraźnie wygrywa – seriali telewizyjnych. Arrow okazał się wyjątkowym sukcesem, a idące za ciosem wydawnictwo dorzuciło kolejne cegiełki w postaci Flasha i Gotham. Na tym tle Marvel wypadał dotąd dość biednie, ale w najbliższym czasie sporo może się pozmieniać. Gigant szykuje potężny kontratak, który wprawdzie rozpoczął się niemrawo, ale nabiera rozpędu i może szybko przeważyć szalę na niekorzyść DC Comics.

Agenci T.A.R.C.Z.Y. (Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D.)

Pomysł na pierwszy będący częścią Marvel Cinematic Universe serial był od początku dość kontrowersyjny. Mając do dyspozycji olbrzymią gromadę bardziej i mniej ikonicznych bohaterów, postanowiono zignorować cały ten dorobek i zamiast tego stworzyć produkcję opowiadającą o losach nikomu nieznanych agentów S.H.I.E.L.D. Jedyną znaną twarzą miał był agent Coulson, który zaliczył kilka występów w filmach Marvela. Reszta obsady składała się z zupełnie nowych twarzy. We wrześniu 2013 roku serial wystartował i pierwsze odcinki wypadły wyjątkowo źle. Zero dramaturgii, drewniane aktorstwo, tandetne efekty specjalne, nikłe powiązania z resztą uniwersum, ślamazarne rozgrywanie najciekawszych wątków. Wydawałoby się, że serial zakończy się po pierwszym sezonie i wszyscy będą chcieli jak najszybciej zapomnieć o tym potworku.

Wszystko zmieniło się jednak po premierze filmu Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz, który, w dużym uproszczeniu, ostro namieszał w statusie quo całego S.H.I.E.L.D. i zmiany te odcisnęły olbrzymie piętno na Agentach. Nie tylko fabularnie, bowiem, jak za dotknięciem magicznej różdżki, poziom całości wyskoczył w górę. Spychane dotąd na bok najciekawsze wątki trafiły na główny plan, wcześniej bezpłciowi bohaterowie nabrali charakteru, pojawiły się zdrady, zaskakujące sytuację, dramaturgia. Brzydkie kaczątko do końca pierwszego sezonu zamieniło się w całkiem imponującego łabędzia. Emitowany aktualnie w Stanach drugi sezon utrzymuje poziom świetnej końcówki pierwszej serii i stanowi jeden z ciekawszych seriali superhero, spokojnie mogący konkurować z Arrowem czy Flashem. Staje się też coraz istotniejszym fragmentem całego kinowego uniwersum – to tutaj ujawniane są kolejne fakty związane z Inhumans, bohaterami jednego z filmów nadchodzącej Fazy Trzeciej, w Agents of S.H.I.E.L.D. debiutuje też coraz więcej znanych z komiksów bohaterów, takich jak Quake, Absorbing Man, Victoria Hand czy Deathlok.

W Polsce Agentów S.H.I.E.L.D. od 28 stycznia 2014 roku możemy oglądać na kanale Fox Polska, natomiast od tegorocznego marca Coulsona i spółkę spotkamy również w ramówce TVP1.

Agent Carter

W trakcie tegorocznej zimowej przerwy w emisji Agentów S.H.I.E.L.D. Marvel uprzyjemnił fanom oczekiwania na ciąg dalszy wypuszczając krótki, ośmioodcinkowy serial osadzony w czasach powojennych i skupiający się na postaci Peggy Carter, głównej postaci kobiecej z filmu Kapitan Ameryka: Pierwsze Starcie. Szanowana na froncie, po wojnie trafia do organizacji SSR, gdzie jej koledzy z pracy nie traktują kobiety-agentki zbyt poważnie i musi mierzyć się nie tylko z niebezpieczną intrygą organizowaną przez tajemniczą grupę Lewiatan, ale również z szowinizmem. Przy okazji możemy zobaczyć, czy jabłko spadło daleko od jabłoni obserwując poczynania Howarda, ojca Tony’ego „I am Iron Man” Starka, docenić zabawne relacje między Peggy a Jarvisem, lokajem Starka, a także przyjrzeć się bliżej programowi szkolenia rosyjskich agentek, z którego wywodzi się znana wszystkim fanom Czarna Wdowa.

Choć tytuł ten nie przypadł mi do gustu tak bardzo jak Agents of S.H.I.E.L.D., to muszę przyznać, że i tak okazał się całkiem udanym wypełniaczem i nie obraziłbym się na drugi sezon, pokazujący, w jaki sposób Peggy razem z Howardem stworzyli S.H.I.E.L.D. Świetnie przedstawione lata powojenne, dobre aktorstwo, ciekawa intryga - to, co powinna robić dobrze, Agentka Carter robi nie tylko dobrze, ale nawet bardzo dobrze. Nie jest to tytuł dla fanów gatunku superhero – to raczej typowa lekka produkcja sensacyjno-szpiegowska, póki co bardzo lekko powiązana z MCU.

Daredevil

Choć zarówno Agenci, jak i Agentka okazały się całkiem udanymi produkcjami, to trzymają się one na uboczu superbohaterskich klimatów, czyniąc z nich jedynie dodatek, nie zaś danie główne. Inaczej do sprawy podszedł Netflix, który już od samego początku wytacza ciężkie działa, zapowiadając od razu aż cztery seriale, mające prowadzić do piątego, łączącego wszystkie w całość.

Na pierwszy ogień idzie Daredevil, mający zadebiutować już 10 kwietnia tego roku. Postać tę możecie kojarzyć z nieudanego filmu o tym samym tytule, gdzie w postać niewidomego prawnika nocami zwalczającego zło wcielił się Ben Affleck. Ponoć wersja reżyserska tej produkcji nawet da się oglądać, ale o standardowym, kinowym wydaniu najlepiej jest po prostu zapomnieć. Wszystko świadczy o tym, że tym razem nie zostaną popełnione te same błędy i dostaniemy wyjątkowo dobry serial. Serio, naprawdę wszystko. Daredevil zapowiada się tak dobrze, że aż zaczynam się martwić, czy zdoła sprostać moim, teraz już naprawdę olbrzymim, oczekiwaniom.

No bo tak – ma to być jedna, spójna, trzynastoodcinkowa historia, pozbawiona jakichkolwiek wypełniaczy, opowiadająca o narodzinach jednego z ciekawszych superbohaterów znajdujących się w „arsenale” Marvela. Materiały promocyjne sugerują ponury, gęsty klimat, wyraźnie widać też w nich inspirację „The Man Without Fear”, kultowym komiksem Franka Millera, uznawanym za jeden z najlepszych superbohaterskich komiksów wszechczasów. Kingpin, jego główny przeciwnik, nie ma być kolejnym jednowymiarowym złoczyńcą (co niestety stanowi bolączkę większości marvelowych filmów), ale postacią która, podobnie jak główny bohater, kieruje się dobrem mieszkańców Hell’s Kitchen i chce dla tej dzielnicy jak najlepiej, jedynie ma odmienne metody działania i to one doprowadzą do konfliktu między nimi. Kampania promocyjna jest przeprowadzona doskonale, twórcy bardzo skąpo dawkują nam kolejne informacje, zostawiając na później takie „mięska” jak finalny wygląd stroju Daredevila. Wreszcie, robi to Netflix, co samo w sobie stanowi swoisty znaczek jakości. To się musi udać.

A.K.A. Jessica Jones

Po Daredevilu, również jeszcze w tym roku, Netflix uraczy nas A.K.A. Jessica Jones, produkcją opartą na bardzo dobrym komiksie Alias autorstwa Briana Michaela Bendisa. Serial, podobnie zresztą jak komiks, opowiadać będzie o byłej superbohaterce, która po pewnych traumatycznych przeżyciach postanawia odwiesić kostium i otwiera agencję detektywistyczną, w której rozwiązuje sprawy zarówno dla zwykłych śmiertelników, jak i nadludzi. Oczywiście superbohaterska przeszłość nie raz i nie dwa da o sobie znać, chociażby za sprawą Luke’a Cage’a, czarnoskórego bohatera, który pojawi się w przynajmniej kilku odcinkach. Ponieważ do premiery jeszcze trochę czasu, machina promocyjna nadal nie ruszyła i nie znamy zbyt wielu konkretów o Jessice Jones, ale biorąc pod uwagę jakość i klimat materiału źródłowego, jest na co czekać.

Defenders

Źródło grafiki: fanboysinc.com

Plany Netflix sięgają znacznie dalej. Po Daredevilu i A.K.A. otrzymamy kolejne dwa seriale. Luke Cage opowiadać będzie o czarnoskórym bohaterze mającym niezniszczalną skórę i nadludzką siłę, który karierę rozpoczął jako złoczyńca, z czasem jednak przeszedł na jasną stronę mocy. Iron Fist natomiast to dobry kolega Luke’a, który jednak specjalizuje się w kung-fu i bardziej mistycznym aspekcie sztuk walk. Oba seriale mają mieć po trzynaście odcinków i po ich zakończeniu otrzymamy prawdziwą bombę - Defenders. Ta sześcioodcinkowa produkcja ma być tym dla superbohaterskich seriali Netflix, czym Avengers było dla kinowych filmów o postaciach Marvela. Daredevil, Luke Cage, Jessica Jones i Iron Fist połączą siły, by wspólnie stawić czoło zagrożeniu, jakiemu w pojedynkę nie sprostałoby żadne z nich. Czyż nie brzmi to ciekawie? Oczywiście, wiele może w tym pomyśle nie wypalić, jeśli jednak się uda, to cóż – myślę, że DC również i tę rundę będzie musiało oddać Marvelowi. Avengers już pokazało, jaka siła leży w takim pomyśle, a stworzenie kolejnej grupy superbohaterów, tym razem związanych bardziej z ulicą, daje olbrzymie możliwości na przyszłość. Zarówno na ekranach telewizorów, jak i kin.

Czarny Wilk
27 marca 2015 - 11:36