O Kinekcie napisano już naprawdę sporo. Początkowy entuzjazm i krytyka opadły i teraz nowy sprzęt mierzy się z realnymi ocenami wystawianymi na podstawie gier i funkcjonalności. Mnie jednak wciąż nie opuszcza pytanie, po co Microsoft stworzył Kinecta?
W dzisiejszym odcinku Nightmare bohaterem nie będzie gra jako całość. Dino Crisis bowiem jest całkiem solidnym i wartym uwagi survival-horrorem, który cieszył się popularnością w erze pierwszej PlayStation. Koszmarem jest jednak ścieżka dźwiękowa tej gry.
Każdy wydany w ostatnich trzydziestu latach na konsole i komputery tytuł ma jakieś wady. Gdyby uznać, że każda gra jest na jakiś sposób „chora” już w momencie premiery to możemy przyjąć, że jej schorzenie postępuje w kolejnych latach obecności na rynku.
O Messiah na przełomie wieków było głośno. Pamiętam zapowiedzi z Secret Service, żywo toczone dyskusje i ten nastrój oczekiwania na oryginalną produkcję Shiny Entertainment. Miało być przełomowo i niesamowicie, a skończyło się pewnym rozczarowaniem. Wciąż jednak żałuję, że nigdy nie przekonałem się o potencjale Messiah na własnej skórze.
Jakiś czas temu Rojo pisał już o immersji i zachęcał na przykład do przypominania sobie, która gra zanurzyła nas w swój świat najbardziej. Warto jednak też zwrócić uwagę, że za dobrą immersję w daną wirtualną rzeczywistość odpowiadają w praktyce trzy „osoby”.
Aby premiera konsoli się udała potrzebne są dobre tytuły startowe. PlayStation 2 miało kilka w swojej ofercie, a jednym z nich, wręcz doskonałym, był Kessen. Z wydaną w 2000 roku grą zetknąłem się ponad dekadę po jej premierze. Szmat czasu w historii gier, który powinien odcisnąć spore piętno na RTS-ie w klimatach feudalnej Japonii. Powinien, a jednak tego nie zrobił.
Sucker Punch można oceniać bardzo różnie, o czym przekonaliście się już także na gameplay.pl za sprawą materiału fsm-a. Dlatego też nie zamierzam tworzyć kolejnej i do tego spóźnionej recenzji dzieła Zacka Snydera. Wolę poszukać odpowiedzi na pytanie, czy przygoda Baby Doll to filmowy miks Soul Calibura, Gears of War i Bayonetty?
UWAGA, SPOJLERY!
Sporo czasu temu w jednym z artykułów rozpocząłem dyskusję na temat sensu tworzenia kolejnych bijatyk w świecie Dragon Ball. Słusznie można zauważyć, że Son Goku i spółka niekoniecznie najlepiej sobie radzą właśnie w tym gatunku i warto podkreślić ich inne występy, w nieco innych produkcjach.
Charles Winget podsumowując ostatnio sytuację na rynku konsol i przyglądając się marce PlayStation zauważył, że nikogo w tym momencie tak naprawdę nie interesuje wydawanie i nabywanie nowej konsoli.
O zakupach grupowych pewnie słyszał już każdy. Idea kupowania hurtowego, a przez to i w niższych cenach, różnych produktów i usług zdobywa popularność na całym świecie. W Polsce jest podobnie i serwisy oferujące takie zakupy powstają jak grzyby po deszczu. Nie to jest jednak najbardziej interesujące.
Kojarzycie wydane w 2009 roku przez Codemasters wyścigi po bezdrożach różnymi pojazdami? Otwarte przestrzenie, kilka różnych typów maszyn, ogromna powierzchnia do przejechania i kilka ciekawych pomysłów? Pamiętacie Fuel?
Odświeżam gry na PlayStation 2 w najlepsze. Ostatnio naszła mnie ochota na strzelaninę z trzeciej osoby. Szukając idealnego połączenia taktyki z akcją kupiłem Conflict Desert Storm. Część pierwszą. Nie zapytacie, gdzie logika?
Zastanawiacie się pewnie, czemu mając do wyboru wydane później, bardziej dopracowane i po prostu lepsze kolejne odsłony serii kupiłem akurat „jedynkę”. Odpowiedź jest trudna do wyjaśnienia. Trafiła się akurat taka okazja, a i ubzdurałem sobie, że dobrze będzie zacząć przygodę z Conflictami od początku, bo może fabularnie będzie to miało jakieś znaczenie. Gdzie sens?
Premiera Shift 2: Unleashed, kilka różnych recenzji Crysis 2, nowe The Sims, ciekawy Killzone 3 i dyskusyjny Test Drive Unlimited 2. Dzieje się ostatnio na rynku gier i jak zawsze jesteśmy zalewani ogromem świeżych tytułów. Ruch jak na dworcu głównym gigantycznej metropolii.