Dzisiaj sprzedanie miliona kopii danej gry jest często minimum stawianym sobie przez deweloperów i wydawców. Niektóre gatunki i studia wymykają się jednak takim granicom, istniejąc jakby poza głównym rynkiem.
Tak jest chociażby w przypadku produkcji o łowieniu ryb i deweloperów, którzy je tworzą. Jednym z przykładów jest Ken Patterson, dzisiaj szef studia Big John Games i autor kilkunastu gier o polowaniu na wodne stworzenia. Jego sukcesem jest sprzedanie łącznie miliona egzemplarzy swoich tytułów w ciągu kilkunastu lat kariery. Czyli sprzedał przez dekadę tyle egzemplarzy, co THQ w kilka dni od premiery Homefront.
Każdy z nas ma na koncie przynajmniej jeden tytuł, do którego próbował podejść kilka razy i jeszcze ani razu nie udało mu się go skończyć. Najgorzej jest, gdy to jakiś powszechnie poważany i chwalony mega-hit.
Temat seksu w grach jest podnoszony regularnie. Nadpobudliwych obrońców moralności musi być chyba więcej niż normalnych graczy, skoro twórcy wciąż „cenzurują” nawet okładki swoich tytułów.
W dzisiejszych czasach to może wydawać się nie do pomyślenia, ale wydawcy obawiają się pokazywać konsumentom nawet kawałki ud bohaterek swoich gier. I to teraz, gdy o seksie rozmawiają już nawet w programach śniadaniowych, a w co drugim filmie jest scena miłosna. Gracze wciąż jednak walczą o „dorosłość” i poważne traktowanie.
Square Enix zapowiedziało zestaw Dragon Quest Wii Collection. Niby nic niezwykłego, bo ostatnio takich pakietów starszych gier się trochę pojawiło. Nikt jednak nie decydował się wydawać kompletu trzech gier udających sześć w oprawie sprzed dwóch dekad i bez żadnych dodatków.
W poprzednich częściach cyklu poznaliśmy pierwsze gry w uniwersum Dragon Ball. Widzieliśmy, co twórcy przygotowali w latach osiemdziesiątych, a także nieco później tylko na Pegasusa. Dzisiaj kilka projektów z następcy tej konsoli, Super Nintendo.
Motyw wykorzystywania wrogów jako postaci do gry jest przedni. Odważne próby w rodzaju Left 4 Dead, Gears of War lub Dead Space 2 chyba ostatecznie przekonały twórców, że taka opcja jest odbierana przez konsumentów tylko pozytywnie. Czemu więc mający potężną bibliotekę monstrów i ciekawe uniwersum Capcom tak długo każe nam czekać na podobny projekt?
Dziennikarze i gracze uwielbiają porównywać. Każdy nowy tytuł musi zmierzyć się w pojedynku z poprzednikiem, konkurentem, przedstawicielem tego samego gatunku lub innym wrogiem wybranym mu przez ludzi. To trwa już od lat i niekiedy rodzi spore niedomówienia. Gracze bowiem mają tendencję do opierania się na jednym lub dwóch podobnych elementach, na podstawie których stawiają gry w tym samym rzędzie.
Nintendo obniża ceny Wii o 20-30%. Zdania na temat tego ruchu są jednak, o dziwo, podzielone. Czy to rzeczywiście łabędzi śpiew japońskiego giganta, czy może jednak mądre zagranie marketingowe?
Wspominałem wcześniej, ze bardzo spodobał mnie się pierwszy sezon Spartakusa. Zachęcony wydarzeniami przedstawionymi przez twórców postanowiłem dać szansę kolejnym serialom. Wybór padł na chwalony wielokrotnie Boardwalk Empire od HBO.
Nie tak dawno Atari ogłosiło, że trwają prace nad nowym Centipede. Remake o tytule Infestation już dzisiaj wywołuje w Sieci żarty i nie sposób się temu dziwić.
W poprzedniej części omówiłem pierwsze występy Son Goku na konsolach, jeszcze w latach osiemdziesiątych. Dzisiaj przedstawię kilka gier, które ukazały się na NES-ie/Pegasusie i pozwalały poznać dalsze losy bohaterów popularnego uniwersum.
Już w poprzednim odcinku tego przeglądu dowiedzieliśmy się o trzech próbach przeniesienia świata Dragon Ball na wspomnianą konsolę Nintendo. Jak się okazuje, w latach dziewięćdziesiątych ofensywa trwała w najlepsze i pozwoliła użytkownikom Pegasusa bawić się aż pięcioma kolejnymi grami.
Patrząc na zatrważającą liczbę gier fitness wydawanych na konsole wyposażone w „rucholery” zaczynam się zastanawiać nad sensem poczynań niektórych wydawców.
Blur nie odniósł oszałamiającego sukcesu, mimo że był całkiem ciekawym i solidnie przygotowanym tytułem wyścigowym. Dlaczego?