Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
"Soon" to słowo klucz, jesli chodzi o datę premiery tego najbardziej oczekiwanego (prawda?) moda ostatnich lat. "When it's done" też często się pojawiało przy poruszaniu tej kwestii. Ostatni (nadal bardzo efektowny) zwiastun Black Mesa pojawił się... 30 listopada 2008 roku. Eony temu. Dzielna drużyna odpowiedzialna za tworzenie tej modyfikacji nigdy nie podała konkretnego terminu debiutu, ale mówiło się o 2010 roku, potem ktoś sobie wymarzył końcówkę 2011... A teraz? 2012 to rok końca świata, Duke Nukem Forever już się pojawił, więc wypadałoby dać fanom tego, czego tak bardzo pragną. Czyż nie? :)
No dobra, nie wiem czy kontrowersyjne. Ale na pewno jest to filmowe katharsis. Zanim jednak przejdę do opisu filmu God Bless America i prezentacji zwiastunu, który wyjaśni wszystko, dwa słowa o jego twórcy.
Znacie człeka podpisującego dokumenty jako Bobcat Goldthwait? Ja też nie znałem. Przynajmniej tak mi się wydawało. A pamiętacie Zeda, dziwnego krzykacza z drugiej Akademii Policyjnej? Tego, co widać go z boku? No właśnie. To Bobcat. Aktor i, jak się okazuje, reżyser lubujący się w tworzeniu historii nietuzinkowych.
Wyjaśnienie: Ocena obok dotyczy tak naprawdę tandemu Diablo II i dodatku Pan Zniszczenia (wszak w momencie pojawienia się rozszerzenia te dwie pozycji stały się czadową jednością). Gameplayowy system pozwala jednak podpiąć ocenę tylko do jednej pozycji, więc oczywiście tekst przypisany jest podstawowej grze... Która tak naprawdę w wersji solo też jest genialna i zasługuje na maksymalną notę :) Ale do rzeczy.
Diablo II to jedna z dwóch gier, którym w tym momencie z czystym sumieniem jestem w stanie wystawić maksymalną ocenę. Z miłą chęcią przedstawię Wam argumenty, dlatego klik, klik, klik - ładnie zapraszam.
"Pełnomatrażowy film, proszę! Ach, możesz wydać kasę na 3D jeśli chcesz, nie mam nic przeciwko. Zapłacę." Minęło kilka księżyców, od kiedy trafiłem na warty Waszej (i mojej) uwagi krótkometrażowy filmik. Ale czas oczekiwania został wynagrodzony czymś naprawdę dobrym. "Wow, to jest lepsze niż Transformers 3". Archetype trwa siedem minut, z czego dwie to napisy końcowe. Historia jest ciekawa, aktorstwo wysokiej próby, a strona wizualna... ach, naprawdę, NAPRAWDĘ absolutnie czadowa. Twórca nazywa się Aaron Sims, a to jest oficjalna strona projektu. "Byłby z tego zajebisty film pełnometrażowy!". A te teksty napisane powyżej kursywą, to komentarze z YouTube'a. Zgadzam się z nimi. A Wy?
Wszyscy kochają Romana. Tuż po premierze Autora Widmo sala kina była pełna, wczoraj na seansie Rzezi publiczność również dopisała. I rechotała donośnie i bez wstydu. Bo Rzeź to śmieszny film jest. Poważnie.
Scenariusz filmu powstał na bazie sztuki teatralnej (Bóg mordu) i rodowód ten widać na kinowym ekranie. Na szczęście Rzeź nie jest po prostu sfilmowanym za pomocą drogiego sprzętu kawałkiem teatru. To pełnoprawny film, którego akcja dzieje się w obrębie jednego mieszkania w czasie mniej-więcej 90 minut (sam film trwa niecałe 80). To film o gadaniu. To dobry i śmieszny film o gadaniu. I na tym koniec tej krótkiej recenzji. Ale zaraz... co to? Zobacz więcej?
Pod koniec listopada 2011 (zainspirowany niezliczonymi tego typu wpisami krażącymi po sieci) zaprosiłem Was do zapoznania się z kilkoma wybranymi produktani z oferty Amazona. Produktami dziwnymi i absurdalnymi, które dodatkowo zostały opatrzone złośliwymi komentarzami użytkowników. Uznałem, że w tym temacie drzemie wystarczająco dużo mocy, by stworzyć jeszcze jeden wpis. Zainteresowani?
Tym razem zabraknie kabli i słuchawek. Skupiam się na rzeczach wykraczających poza pojmowanie przeciętnego Kowalskiego. Kabina do relaksu, nadmuchiwany fotel do sado-maso czy kamuflaż dla słonia... Wszystko to znajdziecie w rozwinięciu.
Jeśli nie zamokły lub nie zamarzły Wam kable do Internetu, zapraszam do zapoznania się z kolejną zbieraniną rzeczy znalezionych. W tym odcinku proponuję kilka niezłych prac (Skyrim w wersji Lego, czadową Mario-lampę, bardzo panoramiczny obraz i... uwaga... lesbijską zombie-nazi-wilko-wampi-rekino-ośmiornico-ladacznicę z laserem. A także coś tam innego, ale w obliczu tej ostatniej kreacji jest to absolutnie nieistotne.
Skyrim w wersji Lego
Zaczynamy Skyrimem i Skyrimem skończymy. Tu możecie obejrzeć magiczną smoko-scenkę żywcem wyjętą z gry, stworzoną przy użyciu najpopularniejszych klocków na świecie.
W ramach rozjaśnienia tego szarego i nietęgiego poniedziałku (a jak tam u Was?) zapraszam do zapoznania się z tym oto krótkim wpisem, z którego dowiecie się o wyjątkowym fotoblogu. Chociaż światowa sieć jest pełna brudnych i strasznych miejsc, do których nikt nigdy nie powinien trafić (na trzeźwo), to znajduje się w niej też cała masa witryn idealnie odzwierciedlających słowo "sympatyczne". This is not porn, this is pure beauty to wyjątkowe spojrzenie na ekstremalnie znanych ludzi. Wejdziecie?
Mówią, że powyższa czołówka nie pasuje klimatem do filmu, bo jest zbyt dynamiczna i efekciarska. Ja mówię, że dajcie spokój. Mistrzostwo wcielone z perfekcyjnym coverem w tle, które fantastycznie nastraja na kolejne 2,5 godziny spędzone w kinie.
Małe wyjaśnienie: książkowe Millenium poznałem własnoocznie czytając części 2 i 3, pierwszej natomiast nie tknąłem (a najważniejsze wątki i ostateczne rozwikłanie sprawy z Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet wyłapałem z kontektstu i dialogów), nie znam też zupełnie szwedzkiej adaptacji książek Larssona. Z tego też powodu moja recenzja będzie pisana z nieco innej perspektywy, niż to wczoraj zrobił eJay. Chociaż obaj lubimy Finchera chyba w takim samym stopniu :)
Dosłownie jakieś pół godziny temu ukończyłem zmagania w Dead Space 2. Grę zakupiłem podczas świątecznej wyprzedaży na Steamie i była to fantastyczna decyzja. Na tyle fantastyczna, że muszę Wam czym prędzej napisać dlaczego i zachęcić do nabycia tej pozycji (szczególnie, że podczas tego weekendu obydwa Dead Space'y na Steamie są jeszcze tańsze, niż w czasie świąt!). A zatem...
Jedynka bardzo mi się podobała i wypełniła lukę, z której istnienia nie zdawałem sobie sprawy - oto nadeszła klimatyczna i strasząca gra o naparzaniu do wrednych potworów w kosmosie. Na dwójkę czekałem, czekałem, ale początek minionego roku z jakichś względów był zawalony sprawami i grę odłożyłem na "kiedyś tam" (a po przeczytaniu kilku recenzji, w których opisywano nieco zmarnowany potencjał, tylko się w słuszności tej decyzji utwierdziłem). Los jednak chciał, bym tego znakomitego tytułu nie przepuścił i tak oto Dead Space 2 przecisnął się światłowodem z USA na mój twardy dysk.
Mały wpis o małym projekcie. Kliknęliście już na powyższy filmik? Czy możne wolicie najpierw przeczytać ten krótki opis? Na rzecz trafiłem przypadkiem, a jest ona dosyć oryginalna. Gnilley to zrobiony na potrzeby Game Jam Sydney 2010 (wiem, rzecz jest już stara - ale COZTEGO!!!) projekt niejakiego Glena Forrestera. Była nagroda? A jak - za najbardziej oryginalną kreację. A o co chodzi? Jest sobie wyglądająca jak sprzed 30 lat zeldo-podobna niemal-gra, w której śmieszny ludek łazi po kanciastych planszach, a gracz musi WRZESZCSZEĆ ILE SIŁ do mikrofonu, by zlikwidować wrogów i odblokować sobie przejście. Tylko tyle. Aż tyle. Pomysł iście satański, bowiem każdy z nas bez wątpienia miał okazję podczas wirtualnej młócki rzucić jakimś wyrazem, który jest uznany za wulgarny. I uczynić to niczym zraniony niedźwiedź - bardzo głośno. Gnilley to zalążek projektu, który pozwoli robić to zupełnie bezkarnie - chwilowo Glen i kolega próbują zebrać fundusze na zrobienie z tego prawdziwej gry (która prócz wrzasków bawić sie będzie kolorystyką - tak, jak w oryginalnym, ale porzuconym założeniu).
W rozwinięciu macie inny filmik autorstwa kogoś-tam, kto chyba nieźle bawi się wrzeszcząc. A tu jest oficjalna strona projektu i link do pobrania prototypu. Miłego darcia się :) Ja niestety nie mam chwilowo technicznych możliwości sprawdzenia siły mego gardła.
Wybaczcie słaby rym w tytule... :) Raz od wielkiego dzwonu zdarza się w wysokobudżetowym kinie, że nakręcony za potworne pieniądze sequel jest lepszy od nakręconego za potworne pieniądze oryginału. Dzwon grzmotnął z okazji premiery nowego Sherlocka Holmesa. Dla zakochanych w "jedynce" - wizyta w kinie jest obowiązkowa. Dla mniej lub bardziej zawiedzionych "jedynką" - wizyta w kinie zalecana.
Moja skromna osoba należy raczej do tej drugiej kategorii. Pierwszy "Szerlok" był dobrze skrojonym, zabawnym, widowiskowym filmem sprawnie wykorzystującym znaną postać literacką i adekwatną epokę historyczną. Niestety czegoś mu wyraźnie w moim odczuciu zabrakło, bym mógł nazwać produkcję Guya Ritchiego filmem bardzo dobrym. Było tylko nieźle, miejscami dobrze, ale bez geniuszu, którego oczekiwałem. Jakże miłą więc niespodziankę zgotował fanom pan Ritchie przy okazji Gry Cieni...
Po dosyć długiej przerwie powracam do publikowania wyszperanych w sieci rzeczy wszelakich. Nowy rok rozpocznę od akcentów przeróżnych, poważnych i nie, ładnych i nie. W tym odcinku Liny zobaczycie laski z gier, laski z bajek Disneya, reklamy gier sprzed lat, zwiastun nieźle zapowiadającego się filmu o grach i jeden bardzo istotny gadżet, bez którego żaden szanujący się fan Call of Duty nie powinen przeżyć żadnego kolejnego dnia. Zapraszam!
Baza lasek (laskobaza?)
Czyli mówiąc ładniej: VideogameGirlsDatabase. Niespecjalnie urodziwa to strona, na której łamach autorzy stopniowo zbierają obrazki i dane dziewcząt z przeróżnych gier. I obrazki już są urodziwe. Koneserów wirtualnego (i nie tylko) piękna zapraszam o tutaj.
"Grube, drewniane wrota pękają pod naporem ich mięśni. Nacierają ze wszystkich stron wrzeszcząc jakieś głupoty. Biedne proste stwory... Przecież widzą pułapki, które postawiłem na ich drodze. Widzą moje wielkie bary, wystylizowaną grzywkę i podniesioną brew. Widzą, ale i tak próbują dostać się do szczeliny. No cóż. Moje zadanie jest jasne - ukatrupić tę hołotę zanim dojdzie do celu. A jako że jestem najwspanialszym magiem bitewnym w historii (i najprzystojniejszym) nie miałem z tym problemów. No, prawie żadnych...
Och, jak ja lubię chodzić do kina. Och, jak ja lubię oglądać filmy. Jak ja lubię słuchać wypowiadanych przez innych ludzi na gorąco wrażeń tuż po seansie. Lubię tez podsumowywać i robić listy, których zawartość mogę przemyśleć i uzasadnić. Zapraszam zatem do zapoznania się z zestawieniem najlepszych filmów, jakie obejrzałem w 2011 roku (to już ostatnie moje podsumowanie, obiecuję!). Wyjaśnienie: są tutaj polskie premiery kinowe i jedna premiera DVD (bo film ominął kina), więc nie wszystkie produkcje mają tegoroczną datę powstania. A jako że jestem wewnętrznie jankesem i hamburgerożercą, przytłaczająca większość opisanych tu filmów pochodzi z USA. Enjoy!