W co gracie w weekend? #309 - Muv-Luv Trails of Cold Steel The Fruit of Grisaia The Last of Us Umineko Final Fantasy XI i Fire Emblem (GBA) - squaresofter - 27 lipca 2019

W co gracie w weekend? #309 - Muv-Luv, Trails of Cold Steel, The Fruit of Grisaia, The Last of Us, Umineko, Final Fantasy XI i Fire Emblem (GBA)

Witam wszystkich serdecznie. Jeden z czytelników zaproponował mi, żebym napisał coś na łamach niniejszego cyklu o multiplayerze Uncharted 2 lub 3, skoro serwery w obu tych tytułach zostaną niedługo zamknięte. To bardzo ciekawa propozycja, ale muszę niestety odmówić. Zrobiłem już to w tamtym roku właśnie dlatego, bo przeczuwałem, że Sony prędzej czy później je wyłączy. Dziś mogę jedynie powtórzyć to co już wcześniej napisałem, że jest mi bardzo przykro, iż gracze nie będą mieli już możliwości mierzenia się ze sobą w trybach rywalizacji w tych produkcjach. Takie samo zdanie mam o The Last of Us, ale tutaj mam jeszcze kilka niezałatwionych spraw w singlu, dlatego postanowiłem wrócić kolejny raz do tej wyjątkowej produkcji.

Po pożegnaniu się z Kigdoms of Amalur na początku tego tygodnia jestem w wielkiej kropce, nie wiedząc co ze sobą począć, ani w co grać w weekend, dlatego też, jak zwykle w takiej sytuacji, urządzę sobie grową ruletkę w celu wytypowania tytułu, którym zajmę się na dłużej. Z wyjątkiem Fire Emblem z GBA są to w zasadzie same powroty do opisywanych wcześniej tytułów lub dalsze ich poznawanie.

Poza wspomnianymi TLoU i FE, spróbuję zobaczyć w ten weekend przez chwilę następujące produkcje: Muv-Luv Extra, The Fruit of Grisaia, Trails of Cold Steel, Umineko i Final Fantasy XI. Jeśli mi się nie uda, to mówi się trudno. Zawszę możemy przecież pogadać w komentarzach o tym, co Wy aktualnie ogrywacie.  

Teskt zawiera spoilery i jest przeznaczony tylko i wyłącznie dla osób dorosłych.

Muv-Luv Extra

Informacje

Platforma: PS VITA

Producent: Age

Data wydania: 8 czerwca 2018r.

Gatunek: Visual novel

Nie mogą się zdecydować na to, w którą visual novel chcę grać najbardziej, więc sprawdzę trzy z nich. Jak już zapewne wiecie z moich tekstów MLE koncentruje się na szkolnym życiu Takeru i jego szkolnych przyjaciół oraz sympatii. Do tej pory zaliczyłem trzy ścieżki w tym tytule (Sumika, Meiya, Chizuru) plus jedno zakończenie niezwiązane z żadną z dziewczyn. Do zrobienia zostały mi jeszcze ścieżki Kei i Miki, a więc szkolnej wagarowiczki oraz małej łuczniczki, która swoim wyglądem przypomina słodkiego kociaka.

Z początku chciałem poznać bliżej tą pierwszą, ale jakoś tak wyszło, że będę raczej z tą drugą, tym bardziej, że postawiłem na nią w turnieju kulinarnym, w którym pięć głównych bohaterek walczyło o możliwość spędzenia całego dnia z głównym bohaterem (całkiem nieźle jak na kogoś, kto całymi dniami zagrywa się na Dreamcaście lub automatach w swoją ulubioną grę o mechach).

Nowych scen, w których jest Miki lub jej koleżanki z klubu łuczniczego jest naprawdę mało. I tak w zasadzie zupełnie mi to nie przeszkadza, bo już dawno temu polubiłem absurdalny humor w tej grze i lubię do nie niej od czasu do czasu wracać. Jasne, że mógłbym kompletnie olać  wniej fabułę, którą już przecież doskonale znam, skupiając się jedynie na wyborach prowadzących do zakończeń, których jeszcze nie widziałem, ale to nie w moim stylu. Nie lubię żegnać się zbyt szybko z grami, które uwielbiam a wystarczy, że zobaczę trzy małe pokojówki Meiyi, które swoimi działaniami wywracają wszystko do góry nogami, żeby śmiać się do rozpuku. Po dłuższych przerwach od obsady Muv-Luv muszę po prostu sprawdzić co tam u nich znowu słychać a finał obu wspomnianych ścieżek prędzej czy później i tak zobaczę.

The Legend of Heroes: Trails of Cold Steel

Informacje

Platforma: PS3

Producent: Nihon Falcom

Data wydania: 22 grudnia 2015r.

Gatunek: Jrpg turowy

The Legend of Heroes: Trails of Cold Steel to cykl jrpgów, który garściami czerpie z serii Persona, ale ma wystarczająco dużo własnej tożsamości i pomysłów, aby przyjrzeć sie mu bliżej. Koncentruje się on wokół osoby Reana Schwarzera i jego znajomych z Klasy VII Akademii Wojskowej Thors.

Akcję gry można podzielić na dwa etapy.

Pierwszy z nich to poznawanie klasowych kolegów i koleżanek, zacieśnianie z nimi więzi, nauka i egzaminy. Drugi zaś to wypady w teren, aby uczniowie mogli przyjrzeć się sytuacji geopolitycznej w poszczególnych częściach Erebonii. Jeśli miałbym znaleźć jakiś element Cold Steela ciekawszy niż w Personach to byłaby to przede wszystkim polityka, która wpływa na życie każdego z bohaterów i czy tego chcą lub nie będą musieli się z nią zmierzyć. Właściwie to zostaną oni zmuszeni do rozszyfrowania machinacji wpływających na losy ich państwa.

Ważną rolę odgrywa tu również muzyka. Znalazłem kilka kompozycji muzycznych zbliżonych do Persony, ale nie jest to na szczęście kolejna ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Shojiego Meguro, który zawsze brzmi tak samo. Muzycy nie bali się eksperymentować i nieraz riffom gtarowym towarzyszy przykładowo brzmienie elektroniczne, potęgujące klimat starć, które w przypadku bossów do najłatwiejszych nie należą.

Na całe szczęście system walki nie jest kopią gier opierających się na jednej i tej samej zasadzie znanej z wszystkich pozycji bazujących na systemie Shin Megami Tensei (gdy przeciwnicy wrażliwi na dany żywioł zostaną nim trafieni tracą swoje ruchy albo są one znacząco opóźniane). Najbliżej mu do Grandii, która owszem była jrpgiem turowym, ale liczyło się w niej ustawienie postaci względem przeciwników na arenie walki oraz odpowiedni dobór ataków, bo ataki w Cold Steel  dzielą się na kilka rodzajów. Zaatakujemy nimi jednego przeciwnika, wszystkich w linii, zgrupowanych blisko siebie a nawet wszystkich na polu walki. Po naładowaniu odpowiedniego paska możemy dodatkowo odpalić potężne ataki specjalne bez których nie da się pokonać niektórych silniejszych wrogów.

Świetnie, że twórcy wyjaśnili, iż czary biorą się z odpowiednich typów kwarców, które z kolei pozwalają na wydobycie z konkretnej jednostki jej ukrytego potencjału. Najpotężniejszymi kwarcami są te rangi mistrzowskiej i trzeba się solidnie napracować, aby wykorzystać je w pełni.

Ważne jest tez spędzanie czasu z kolegami i koleżankami z klasy, bo zacieśnienie z nimi więzi decyduje później o naszym być albo nie być na placu boju. Taka Alisa potrafi przykładowo uleczyć postać zaraz po tym jak oberwie a Rean przyjmuje na siebie ataki wrogów wymierzone w złączoną z nim postać.

Na razie jestem w czwartym rozdziale i już nie mogę się doczekać na to, co się w nim wydarzy.

The Fruit of Grisaia

Informacje

Platforma: PC

Producent: Front Wing

Data wydania: 29 maja 2015r.

Gatunek: Gra erotyczna, visual novel

O ile w przypadku historii Michiru i Sachi trzeba było się postarać, żeby zobaczyć z nimi najbardziej pikantne sceny, do których wiódł naprawdę bardzo wciągający scenariusz, tak ścieżka wiecznie napalonej suki, jak nazywana jest Suou Amane jest całkowitym tego zaprzeczeniem. Do tej pory miałem ją za świetną kucharkę, ale takiej nimfomanki jak ona to nie widziałem chyba w żadnej innej grze wideo. Tu już nie ma mowy o grze z gatunku visual novel tylko o najczystszej grze erotycznej i to bez żadnych zahamowań. Nie będę tutaj oczywiście przytaczał w jakich pozycjach najbardziej lubi Amane, ale nigdy nie zapomnę sceny jak dziewczyny rozmawiały ze sobą o twardych penisach i z zazdrością mówiły czego to by nie zrobiły będąc sam na sam z jej chłopakiem a ona to wszystko podłapała i udawała później automat do robienia lodów na korytarzu szkoły, w której rozgrywa się akcja The Fruit of Grisaia.

W życiu nie chciałbym zagrać w ocenzurowaną wersję tej gry na Steamie, ani tym bardziej na konsoli, bo trylogię Grisaia zapowiedziano niedawno na Switcha. Uciąłem sobie nawet dłuższą pogawędkę na temat cenzury w grach wideo z kilkoma osobami, które próbowały mnie przekonać, że wycięcie tych najpikantniejszych scen nie ma wpływu na przebieg scenariusza i o ile zgodziłbym się jeszcze z takim Muv-Luv, gdzie w nieocenzurowanej wersji gry na końcu każdej ścieżki fabularnej jest jedna pieprzna scena, tak wycięcie erotyki ze ścieżki Amane kompletnie zburzyłoby jej charakter. Choć jeszcze tego nie widziałem, jestem pewien, że jej zachowanie jest czymś podyktowane i liczę na to, że to wyjaśnienie zwali mnie z nóg. Tak przynajmniej było z Michiru i Sachi, gdzie byłem naprawdę w ciężkim szoku, że niby taka prosta gra erotyczna potrafi poruszać poważne tematy egzystencjalne, bo wykorzystywanie seksualne nieletnich, eutanazja, poczucie winy wiodące do zachowań autodestrukcyjnych, zespół stresu pourazowego wynikający z tragedii z dzieciństwa, zbyt wygórowane oczekiwania rodziców wobec dziecka, bicie kogoś za jego głupotę to nie są lekkie tematy, które widzimy w co drugiej grze wideo.    

The Last of Us

Informacje

Platforma: Ps3

Producent: Naughty Dog

Data wydania: 14 czerwca 2013r.

Gatunek: Przgodowa gra akcji, survival horror

Może i nie napiszę nic o grach z serii Uncharted, ale mam coraz większą ochotę, żeby kolejny raz przejść The Last of Us. Premiera dwójki coraz bliżej a ja wciąż mam niezałatwione sprawy w jedynce. Cieszę się chociaż, że zrobiłem wszystko w dodatku Left Behind i multi, więc teraz na spokojnie mogę chłonąć singla…czwarty raz, bo jeden raz przejść taki tytuł to za mało a co jak co do tytułów Naughty Dog to lubię sobie wracać wielokrotnie po ich ukończeniu.

Tak w zasadzie to dopiero teraz zaczynam rozumieć lepiej scenariusz tej pozycji. To co miało być zwykłym przemytem jakiejś gówniary poza strefę opanowaną przez żołnierzy, którzy z zimną krwią mordują każdego z symptomami grzybiej zarazy i trzymają za mordą całą podległą im populację szybko zamienia się w prawdziwy koszmar mający na celu tylko jedno – przetrwanie za wszelką cenę.

TLoU podzielono na cztery pory roku tylko po to, żeby pokazać jak w ekstremalnej sytuacji dwójka zupełnie obcych sobie ludzi może stać się sobie bliska. Dla wielu jest to jedna z najlepszych historii w grach wideo tej dekady. Ja od dawna uważam, że ta z pierwszego sezonu The Walking Dead była lepsza i już nieraz za to obrywałem i oberwę.

Nie da się jednak ukryć tego, że ostatnia marka wymyślona przez jedno z najbardziej zasłużonych studiów developerskich robiących gry na konsolach Sony to taka doroślejsza wersja wcześniejszych dokonań psiaków. Jak & Daxter to był ich pierwszy wykreowany duet, bazujący na kontraście charakterologicznym dwóch kompanów. Pod ten schemat możemy nawet podpiąć cała serię Uncharted, w którym Nate’owi zawsze ktoś towarzyszy. Zwiększono tylko liczbę kompanów. Nie inaczej jest w TLoU, gdzie Joel jest tym smutasem, którego wszystko wpienia a jego antytezą jest ciekawska świata Ellie, sypiąca czerstwymi grypsami na prawo i lewo. Niby tacy różni a przecież nie od dziś wiadomo, że przeciwieństwa się przyciągają.

Ta gra to po prostu doprowadzenie do perfekcji pomysłów sprzed wielu lat w zupełnie nowej, niespotykanej wcześniej u psiaków formie.

Nie jestem z tych graczy, którzy uważają TLoU za arcydzieło, ale ta produkcja opowiadająca o ludzkości, która przegrała ze śmiertelnie niebezpiecznym wirusem im jest starsza, tym lepsza. Mógłbym rzucić ją dawno temu, ale moment, w którym chciałbym się pożegnać na zawsze z Joelem i Ellie jeszcze po prostu nie nadszedł. Gdy inni gracze zachwycają się kolejnymi nowościami jak chociażby nowa odsłona serii Fire Emblem ja sączę ulubione gry niczym wytrawne wino.

Wciąż jestem pod wielkim wrażeniem z jak wielką dbałością o szczegóły przedstawiono tutaj zrujnowany świat w okolicach Bostonu, w którym bezlitosne potwory i natura wygrały z ułomną naturą ludzką i doprowadziły ją do stanu pierwotnego. Post-apokaliptyczne światy zawsze mnie pociągały i cieszy mnie, że scenarzyści postarali się o coś więcej niż o kolejną czarno-białą historyjkę o ratowaniu świata. Gdy poznajemy lepiej głównych bohaterów dzieła Naughty Dog coraz bardziej dociera do nas, że żeby przeżyć w potwornym świecie trzeba najpierw stać się jednym z takich potworów i chociaż jest to gra liniowa można debatować o motywach działania jej bohaterów całymi dniami, miesiącami a nawet latami.

Gram kolejny raz w TLoU, żeby lepiej zapamiętać tą opowieść, bo wcale nie jest powiedziane, że kolejny jej akt zrobi na mnie równie mocne wrażenie jak losy Tess albo historia pewnych braci, o których nie potrafię zapomnieć do dziś.

Umineko no Naku Koro ni – Rondo of the Witch and Reasoning

Informacje

Platforma: PS3 (gra ogrywana na PC w postaci moda)

Producent: Alchemist, 07th Expansion

Data wydania: 26 grudnia 2010r.

Gatunek: Dojin soft, visual novel

W remake Umineko gram w zasadzie od początku tego roku z mniejszymi lub większymi przerwami. Licznik na Steamie pokazuje mi, że spędziłem z tą wspaniałą opowieścią kryminaln0-fantastyczną blisko sto godzin i cieszę się, że w końcu dotarłem do trzeciego odcinka, od którego coraz częściej do głosu dochodzą wiedźmy Bernkastel i Lambdadelta. Tak w zasadzie to dopiero kiedy one dwie zaczynają mieszać w potyczce na śmierć i życie pomiędzy Battlerem Ushiromiyą a tysiącletnią Wiedźmą Bezkresu, Beatrice to ta historia nabiera prawdziwych rumieńców.

Po stronie demonów coraz więcej do powiedzenia mają Siostry Czyśćca, pojawia się osobisty lokaj Beatrice, Ronove, jej nauczycielka Vergilia (Wergilusz jest przewodnikiem Dantego w Boskiej Komedii w poszukiwaniu ukochanej Beatrice, tu jego żeńska wersja prowadzi samą Beatrice i jest to zabieg celowy), zabójcze króliki a nawet nowe wiedźmy, o istnieniu których nie mieliśmy pojęcia. Wszystko po to, aby dzień świstaka, którego doświadczamy za każdym razem, gdy zaczyna się nowy odcinek opowieści różnił się czymś od poprzedniego a ten akurat różni się od poprzednich odcinków w sposób znaczący, gdy po raz pierwszy bohaterom udaje się rozwiązać tajemnicę epitafium Beatrice, dzięki czemu odnajdują dziesięć ton złota. W ten sposób możemy zobaczyć wspaniałe studium natury ludzkiej i ile w zasadzie znaczą więzi rodzinne, gdy w grę wchodzi ogromne wręcz bogactwo.

Gdybym miał w skrócie napisać dlaczego Beatrice to jedna z najlepiej wykreowanych wiedźm w grach wideo, to napisałbym, że to przez odpowiednio nakreślony dynamizm jej charakteru. W pierwszym odcinku Umineko czekamy cały czas na to, kiedy się wreszcie pojawi. W drugim przyzwyczajamy się do jej złowieszczego i nieludzkiego rechotu, natomiast w trzecim poznajemy jej historię i się w niej po prostu zakochujemy Tak, w morderczyni naszej rodziny, która znęca się nad nią w wyrafinowany i diabolicznie przerażający sposób.

Wszystko to, co się dzieje w trzecim odcinku to skutek pojawienia się Bern i Lambdy, które były znudzone tym, że ród Ushiromiya nie miał żadnych szans w poprzednich grach z potężną wiedźmą, dla której życie ludzkie jest warte tyle co pstryknięcie palcami a w zasadzie to opróżnienie fajki z popiołu.

Ta japońska opowieść graficzna, w której muzyka odgrywa pierwsze skrzypce zyskała jeszcze bardziej w moich oczach, gdy odkryłem, że głosów Shannon i Marii użyczają dwie z moich ulubionych seiyuu, z którymi oglądałem całą masę świetnych anime, a więc Rie Kugumiya i Yui Horie.

Final Fantasy XI

Informacje

Platforma: PC

Producent: Square

Data wydania: 17 września 2004r.

Gatunek: MMORPG

Miałem niezłe przygody z Jedenastką w tym tygodniu. Przez przypadek przeniosłem plik szyfrujący hasła z pulpitu i nie mogłem zalogować się na swój profil. Później nie mogłem  zalogować się na konto Square Enix i zmienić hasła, bo okazało się, że podczas rejestracji zjadłem jedną literę w pytaniu bezpieczeństwa. Dobrze, że mili ludzie z biura obsługi klienta pomogli mi i mogłem wrócić do olbrzymiego świata Vana’diel.

Po awansie na drugą rangę moja szefowa nie chciała dawać mi kolejnych misji, więc musiałem zdobywać sławę w inny sposób. Doskonale do tego nadawały się zadania dodatkowe, wyzwania oraz przekazywanie specjalnie wyselekcjonowanym osobom kryształów, które wypadają z pokonanych przeciwników.  Dopiero teraz ogarnąłem też jak się daje komuś przedmioty wymagane do wykonania jakiegoś zadania, które nie są przedmiotami kluczowymi. W przypadku tych ostatnich wystarczy podejść do konkretnej postaci i je po prostu jej przekazać. Natomiast przy zwykłych przedmiotach pozostawionych przykładowo przez potwory musimy najpierw zaznaczyć wskazaną postać, otworzyć menu z przedmiotami, zaznaczyć je i przekazać naszemu zleceniodawcy. Dopóki tego nie zrozumiałem, myślałem, że mam jakiś błąd w grze.

Wykonałem też wszystkie zadania z samouczka, dzięki temu dotarłem do ogromnego śnieżnobiałego budynku, z którym na pewno wiąże się jakaś poważniejsza historia, ale jestem na zbyt wczesnym etapie fabuły, żeby uruchomić związane z tym zadanie. Jestem zresztą za słaby, żeby pokonać tamtejszych przeciwników, więc może to i dobrze.

Tak w zasadzie to po dwóch tygodniach spędzonych z Final Fantasy XI wciąż uczę się podstaw rozgrywki a od czasu do czasu wykonuję jakąś misję lub zadanie. Teraz muszę odzyskać magiczną księgę. Jednak najpierw wypadałoby znaleźć złodziejkę, która ją ukradła. W poszukiwaniu Kociej Włamywaczki trafiłem na jakąś kobietę, która opowiedziała okolicznym dzieciakom historię pewnej Mandragory, która chciała być zwykłą dziewczynką i nieźle się przy tym ubawiłem jak zobaczyłem, że ma za kompanów Malboro i jakiegoś drzewca. Oby tak dalej. Nie chcę pamiętać z tej gry jedynie żmudnego grindu. Takie smaczki to konieczność, żeby nie popaść w rutynę.

Fire Emblem

Informacje

Platforma: GBA

Producent: Intelligent Systems

Data wydania: 16 lipca 2004r.

Gatunek: Rpg taktyczny

Z okazji premiery najnowszej odsłony Fire Emblem postanowiłem cofnąć się w czasie, aby przyjrzeć się bliżej pierwszej odsłonie taktycznej serii od Intelligent Systems, która została oficjalnie wydana na Zachodzie.

Do tej pory jedyna moja dłuższa styczność z Fire Emblem miała miejsce przy okazji Tokyo Mirage Sessions #FE, do której trafiło kilku bohaterów z najbardziej znanej strategicznej serii Nintendo. Był to jedynie spin off mocno korzystający z wcześniejszych doświadczeń Atlusa z serią Persona. Największą jednak różnicą było w niej to, że akcja tej produkcji nie koncentrowała się na szkolnych perypetiach grupy przyjaciół a na karierze w showbiznesie, który został pokazany w niej od podszewki. System walki przypominał inne gry korzystające z systemu Shin Megami Tensei, ale ponad dwieście godzin spędzonych z jednym z najlepszych tytułów ekskluzywnych na WiiU to było zbyt mało, żeby zagłębić się w dzieło IS.

Jednym z powodów zakupu WiiU była dla mnie możliwość sięgnięcia po starsze tytuły Nintendo z platform takich jak GBA, NDS i N64, bo ceny niektórych gier na te platformy potrafią wprawić w osłupienie. Poza tym gry z GBA na ekranie telewizora kineskopowego z odpowiednio wygładzonymi krawędziami ślicznie się prezentują a część z nich zawsze chciałem sprawdzić.

Początkowe misje w FE służą dwóm celom.

Pierwszym z nich jest przedstawienie głównych bohaterów, ich krótkie charakterystyki i umiejętności.

Protagonistą tej produkcji jesteśmy my sami. Pełnimy w niej rolę początkującego stratega, który dowodzi siłami skupionymi wokół Lyn. Z początku dziewczyna myśli, że jest jest córką jednego z okolicznych wodzów plemiennych, ale później wychodzi na jaw, że jest zaginioną wnuczką jednego z potężnych markizów, który szuka jej od wielu lat, podobnie jak bandyci na usługach jego brata, który chce zamordować wszystkich potencjalnych rywali do korony.

Drugim celem jest przedstawienie podstawowych zasad systemu walki oraz różnic w używaniu konkretnych typów broni (działa tu zasada papier-kamień-nożyce, a więc nie ma broni idealnej do wszystkiego) oraz zalet i wad poszczególnych klas postaci. Każdy bohater używający broni do walki wręcz może atakować bezpośredni cel znajdujący się w zasięgu jednostki. Może go także kontrować, gdy sam jest atakowany. Ciekawiej zaczyna się robić, gdy dochodzą kolejne jednostki. Kawalerzyści poruszający się na koniach mogą poruszać się dalej niż zwykła jednostka lądowa. Łucznicy mogą atakować z większej odległości, ale nie potrafią kontrować. Rycerze dosiadający pegazy mają gigantyczne wręcz pole poruszania się, ale są wrażliwi na strzały łuczników. Magowie mogą atakować z większej odległości, ale nie potrafią kontrować i są dodatkowo bardzo wrażliwi na ataki fizyczne. Klerycy nie potrafią atakować, ale są nieocenionymi pomocnikami na polu walki, których należy zawsze trzymać w pogotowiu, gdy nasze siły ofensywne zbytnio obrywają.

Bardzo spodobał mi się fakt, że na polu walki możemy ukryć jednostki pośród drzew, co sprawia, że są trudniejsze do trafienia. Warto też odwiedzać okoliczne domostwa, bo zamieszkujący je ludzie dają nam cenne wskazówki a czasem nawet złoto, które możemy wykorzystać do zakupu broni ze zbrojowni.

Prawdziwą tajemnicą pozostaje dla mnie to jak autorzy upchnęli na kartridż od GBA trzygodzinną ścieżkę dźwiękową? Tak długiego ost to nie ma nawet TLoU. Chciałbym wreszcie skończyć jakiś tytuł z tej serii

To tyle ode mnie. Jak chcecie to dajcie znać w komentarzach w co obecie gracie. Do następnego razu.

squaresofter
27 lipca 2019 - 11:25