Dobry wieczór, czytelnicy. Na początek ostatniego dnia długiego weekendu (macie długi weekend, prawda?) proponujemy ja i mój dobry druh, współautor Jakub, lekturę ostatniego już odcinka Historii Serów Świata. Przygód było niemało, akcji jeszcze więcej, a ostatnio to normalnie w zasadzie wszystko wybuchało. Czas na epilog i pozamykanie większości wątków. Dziękujemy za spędzony z nami czas i polecamy się na przyszłość.
Jeśli ktoś by zapytał, dlaczego obrońcy wszechświata nie przybyli na odświętną uroczystość, zapewne odpowiedzi by nie otrzymał. Może ich wrodzona skromność na to nie pozwoliła, może spieszyli się aby ratować inną czasoprzestrzeń, może mieli szlaban od rodziców na wszelkie imprezy. Morze jest szerokie, a jego przepastnej głębi jeszcze nikt do końca nie zbadał. Jednakże fakt jest faktem, iż ani Goudy, ani Camemberta, ani sędziwego Bałtyckiego, ani nawet ozdoby tego zespołu - Mozzarelli, na uroczystości nie było. Wszyscy dawno odlecieli na małą odległą planetę pogrążoną w ciemnościach wieku średniego.
*
- Gouda, do mnie! Podaj do mnie! - Camembert starał się, używając specjalnej techniki, pokonać swych przeciwników.
- Uwaga, do tej musisz się przyłożyć! - Gouda zorientował się w planach przyjaciela i zwinnym ruchem wykonał pierwszy etap kombinacji.
- Aaauuoo! - Trzask! - O! - zaatakował rycerz z utlenionymi włosami. Plan był niezwykle dopracowany, napastnicy nie odparli ataku i po chwili drużyna serów wzbogaciła się o jeden punkt.
- Prowadzimy! - uradował się mały fioletowy smok, który stracił wszelkie nadzieje po doskonałych serwach Mozzarelli, będącej w przeciwnej drużynie.
- Dobra robota, ale to jeszcze nie koniec - pokrzepiał drużynę Gouda - Jeszcze jeden trafny serw i wygramy.
- Akurat! - mający wątpliwości w umiejętności serów Wolfgang ze zdenerwowania energicznie drapał się po lewym uchu.
- Właściwie to szanse na zwycięstwo Goudy, Camemberta i Milusia wynoszą 87,65%, co stanowi niebezpieczny ułamek błędu marginesowego.
- Zdaje mi się jednak, że ich szanse są nieco niższe, IFEBie – sprostował profesor Tylżycki.
- Tak, tak. Wiemy, że wy wiecie wszystko o ułamkach marginesowych, ale porozmawiacie o nich później. Teraz lepiej obserwujcie grę, bo znowu nie będziecie wiedzieć komu przyznać punkty.
- Oczywiście panno Mozzarello. Chciałbym jednak zauważyć, że gra jest na tyle prymitywna, że sam już się w niej gubię. Prawda, profeso... - IFEB nie dokończył zakrzyczany przez wyjącego Wolfganga, który świętował zwycięstwo swojej ekipy. W mgnieniu oka sprawny serw Camemberta odbił Bałtycki i pokazał, że naprawdę niegdyś był mistrzem swego rocznika w młodzieżowych zawodach w siatkówce plażowej.
Tak, dzielni obrońcy wszechświata aktywnie odpoczywali na swojej odległej planecie.
*
Gdzieś w przestrzeni kosmicznej pełno jest rzeczy niesamowitych. Czy znacie opowieść o dwóch dzielnych rycerzach, którzy dwukrotnie ocalili wszechświat przed złem? Nie? To teraz już trochę za późno. Bo oto kończy się ta opowieść. Być może kiedyś, gdzieś, ktoś wymyśli ich dalsze losy, kolejne przygody, ale teraz czas na wielkie finto, bo oto właśnie Camembert wraz z Goudą siedzą przed karczmą w wiosce, w której wszystko się zaczęło, a której nazwy nadal nie znamy, bo nikt nie zwrócił na nią uwagi.
Tak, to nasi bohaterowie. Ten wyższy bez bródki, którą niedawno zgolił to właśnie Mr Gouda. Ten niższy z utlenionymi końcówkami włosów to Sir Camembert. Dwóch odważnych, dzielnych i nieustraszonych herosów popija zimne piwko ("mrugnięcie oka" - oczywiście, że bezalkoholowe) w cieniu kolorowego parasola przeciwsłonecznego. Czy karczmarz chuchający w i tak brudne szklanki domyśla się kto siedzi przed jego karczmą? Nie. Tacy to niepozorni dwaj kolesie z mieczami. I gdyby nie gazeta, którą jeden z nich czyta, wszystko świadczyłoby, że to typowi rycerze - analfabetyczne mięśniaki wieków średnich. A jednak...
*
- Nie - zwykłe do - niesienia z Ce - zar - stfa Kom - er - syjnych Medi - ów. Co to znaczy Cezarstfo, Goudo?
- To takie duże królestwo, tyle że zamiast króla jest cezar.
- Juliusz? - strzelił trzymający gazetę Camembert.
- Eee, tak. Chyba tak. A może nie? Nie wiem. Szkoda, że nie ma z nami Bałtyckiego, on by ci wyjaśnił. Ale czytaj dalej. Co to za doniesienia?
- E, moment. Przeczytam po cichu, tak będzie szybciej - nie minęła chwila, a Camembert doczytawszy do końca artykułu, zaczął mówić. - A zatem... Nasze stare dobre bractwo Ochrona Świata Przed Zagładą poszukuje nowych agentów do pracy zarówno w terenie, jak i za biurkiem.
- Fiu, fiu - zagwizdał bez większego entuzjazmu Gouda. - I to te rewelacje?
- No nie. Podobno stawka dzienna wynosi 50000 kredytów.
- A! No to jest rewelacja! Gdzie organizowanie są zapisy?
- Gouda! - Camembert skarcił kompana głosem, do którego dołożył skarcenie wzrokowe, które usadziło Goudę z powrotem na miejsce. - Chyba nie chcesz się zapisać?
- Było to pytanie retoryczne?
- No, eee, tak?
- Nie?
- Nie?
- Nie.
- Ale 50000 kredytów.
- Nie.
- Za dzień.
- Nie. Dość już tego ratowania świata.
- Może i racja. W końcu.
Szlabong! Na stole zmaterializował się pocztowy kuferek. Sam się otworzył i ze środka wypadła ozdobna koperta.
- Przeczytać? - zaoferował Camembert.
- Wiesz, bo ja wiem... No pewnie, że przeczytaj!
„Drodzy Serowie. Serdeczne podziękowania za unicestwienie zła
i za uratowanie świata przed zagładą.
bractwo Ochrona Świata Przed Zagładą”
- Zobacz, jak się rozpisali. Dodali „unicestwienie zła”.
- Prawda - zgodził się Camembert - I nawet dodali załącznik.
„PS: Jeśli chcecie progi naszego bractwa stoją otworem.
Przyjmiemy was bez żadnych dodatkowych świadczeń.”
- Fantastycznie! I bez żadnych dodatkowych świadczeń! Co za zaszczyt! – ironia wyciekała Camembertowi do szklanki z piwem.
- W końcu ocaliliśmy świat dwa razy i masz racje, wystarczy. Na razie. Teraz kiedy Buława jest bezpieczna nie musimy się obawiać Zagłady.
- A właśnie, co zrobiłeś z Buławą, Goudo?
- Ja? To ty miałeś ją wysłać do Bractwa.
Szlabong! Kolejny kuferek pocztowy zmaterializował się na stole, a w nim kolejna koperta, o następującej treści:
„Nie martwcie się o Buławę, Bałtycki przesłał nam jej czubek,
końcówkę przechowuje Mozzarella, a wam przypada część środkowa.
PS: Ne chcecie się przyłączyć do bractwa? Trudno.
bractwo Ochrona Świata Przed Zagładą”
- W końcu pamiętam, dałem Buławę Bałtyckiemu przed odlotem z planety – ucieszył się Camembert wyciągając część artefaktu z koperty.
- Poza tym wydaje mi się – rozpoczął nowy wątek Gouda - że nieczęsto się zdarza, że jakiś profesor wyjeżdża i z roztrzepania zapomina powiedzieć o tym swojej córce, a jego sobowtór pracujący w tym samym instytucie naukowym pada ofiarą władcy ciemności.
- Tak, to chyba rzeczywiście rzadkość, ale Mozzarella odzyskała ojca i jednocześnie wykonaliśmy naszą misję. Teraz zastanawiam się co robić dalej i wydaje mi się, że mam pomysł. Może kolejny raz uratujemy świat, ale tym razem tak tylko dla siebie.
- Dobra, ale żadnych heroicznych wyczynów. Mam dosyć tej sławy. Wyczytałem, że niedaleko mają problemy z żelazem. To mi wygląda na spokojną robotę.
- Hm - zastanowił się Mr Gouda - gdzie to jest?
- Gdzieś na północy, w kopalniach Nashkel.
- Gdzieś słyszałem tą nazwę... Nashkel, Nashkel. Pewnie przypomnę sobie po drodze.
I tak dwóch wielkich obrońców wszechświata dopiło swoje bursztynowe napoje i ruszyli ku nowej przygodzie. W końcu, taka gratka nie zdarza się co dzień! Ale co widzieli i słyszeli inna historia wam opowie.
*
Słońce zachodzi nad równiną, którą konno i powoli przemierzają dwie postacie.
Pojawia się napis "The End", lecą napisy końcowe: podziękowania dla producenta, główne role i ich odtwórcy, wypiska całej ekipy. W tle leci melodia, którą śpiewała główna bohaterka biegnąc przez las, a która po tygodniu staje się hitem i przez następny miesiąc nie schodzi z list przebojów. Na koniec ryczy lew. Panie w mundurkach sprzątają resztki kukurydzy i puste kubełki po pepsi. Gasną światła. Ale nie na długo. Zaraz zaczyna się następny seans.
CHWILOWO KONIEC
A! Zastanawiacie się, czemu wzmianka o etatach w bractwie miałaby zmienić całą galaktykę (o czym wspomniano na samym początku opowieści)? Otóż 50000 kredytów dniówki sprawiło, że niezliczone rzecze chętnych odwiedziło wszystkie znane siedziby bractwa, a gdy miejsc dawno zabrakło, pozostali sterroryzowali biedne panie urzędniczki i siłą wpisali się w rejestr nowozatrudnionych. I skończyło się na tym, że nawet ci szykujący potajemnie kolejne Zagłady byli członkami bractwa. A chleba nie miał już kto wypiekać. I piwa kto warzyć. I mieczy ostrzyć... Zmiana w sektorze usługowym gospodarki galaktyki była przepotężna. Ci tam u góry poważnie zastanawiali się nad zresetowaniem całego towarzycha. W końcu tworzenie świata od podstaw to ponoć świetna zabawa...