Urzekające krainy, intrygujące światy, fantastyczne lokacje. Tak wiele ich zwiedzamy podczas przygód z grami. Oczarowanie, obłuda, wizualna manipulacja zmysłami. Piękne portale. Niektóre czerpią i odwołują się do rzeczywistości, inne proponują całkowicie odmienną alternatywę. Coś, czego nie było nam dane ujrzeć nigdy wcześniej. Gdyby takie miejsca istniały naprawdę, w wycieczkę po których byście się udali?
Pomijam tutaj kwestię lokacji dobrze znanych z życia realnego, pokroju współczesnych gier akcji (np. Battlefield 3, Call of Duty: Modern Warfare 3 czy Assassin’s Creed). Zostawmy również zabawę substytutami, o których pisałem w 39 części cyklu („Wirtualne Deja vu”). Stonehenge w Anglii jako Oblivion, Czarnobyl na Ukrainie jako S.T.A.L.K.E.R., Aspen w Colorado (USA) jako Skyrim, pustynia w Nevadzie (USA) jako Fallout czy Dubaj (ZEA) jako Dead Island - odpadają. To nie są miejsca nie do zdobycia. Podróże do zrealizowania. Bardziej skłaniałbym się ku propozycji dania upustu naszej wyobraźni. Flora, fauna, klimat, topografia terenu, charakterystyczne obiekty, niespotykana architektura, zbiorniki wodne, tajemnicze ruiny, refleksy, historia, itp. Niecodzienna konstrukcja, magiczna aranżacja. Wszystko skąpane w odpowiednich warunkach atmosferycznych. Uniwersum, świat, kraina, które znamy z konkretnej gry lub jej serii. Coś, co nas urzekło, oszołomiło czy wręcz powaliło swoją otoczką i majestatycznością. Miejsce, w którym czuliśmy się jak w śnie, miejsce, do którego chcieliśmy wracać…
Zdaję sobie sprawę, że zaleciało to może delikatnym eskapizmem, jednak nie o motyw ucieczki mi chodzi. Stronę graficzną, artystyczną, plastyczną gier („Leonardo Pixel”) po prostu bardzo przeżywam. Uważam ją za bardzo istotny budulec immersji („0,7”). Muzyka („Po stronie audio”) również potrafi podkreślić epickość danego krajobrazu. Wszystko dodatkowo podkręca bujna wyobraźnia. Summa summarum owocuje to tym, że chciałbym wejść głębiej (wiem jak to brzmi) w świat danej gry, mocniej się w nim zanurzyć, wręcz posmakować. I tak rodzą się marzenia o udaniu się w prawdziwą podróż po nieprawdziwych miejscach. Gdzie dokładnie? Nie będę się rozpisywał. Przykłady myślę bronią się same. Otóż: Ilos, Virmir i Cytadela (Mass Effect), Manaan (Knights Of The Old Republic), Samotnia, bagna i Czarnygłaz (Skyrim), Megatona (Fallout 3), las Flotsam (Wiedźmin 2), Pandora (Borderlands), lasy (Kingdoms of Amalur: Reckoning), Ostagar (Dragon age: Origins), Elysium (Bulletstorm), Illium i Bekenstein (Mass Effect 2/Kasumi – Stolen Memory DLC). To bym odwiedził, tam był pojechał, tam był oddychał…
W wiele gier o podobno pięknym świecie nie grałem (np. Final Fantasy, Shadow of the Colossus czy Heavenly Sword), więc nie poznałem czego bym pragnął „w realu”. Może to wszystko jest tak atrakcyjne, urzekające i pochłaniające, bo jest nieprawdziwe? Niedostępne? Poza zasięgiem? Może w tym tkwi magia? Kto wie co przyniesie przyszłość. Może rozwój nowoczesnych technologii gamingowych umożliwi nam w jakiś sposób taką podróż. Albo przynajmniej jej namiastkę…
P.S. 1 Zapraszam również do lektury tekstu Czarnego o najciekawszych miejscach w Skyrim (TU i TU) oraz do odwiedzin galerii prezentującej wymienione w felietonie lokacje.
P.S. Jeśli podoba Ci się moja działalność, subskrybuj mój kanał na serwisie YouTube (Światy Urojone) oraz "Polub" ROJA klikając na łapę po prawej stronie pod moim avatarem. Z góry Ci za to dziękuje. Doceniam i pozdrawiam. ROJO
Rojopojntofwiu:
#52 Gatunkowe przeobrażenia i erpegowe pogłębiacze
#53 Gamingowy Zmysł Adaptacyjny (GZA)
#54 Cross-Profession, czyli (nie)moc hybryd