Sleeping Dogs: sandbox niemal idealny w oczekiwaniu na GTA V
Wspomnienia to nie wszystko: Remember Me
Najważniejsze gry obecnej generacji cz. 3 - Wasze propozycje
Najważniejsze gry obecnej generacji cz. 2
Zagrałbym w... Malowanego Człowieka - cykl demoniczny
Najważniejsze gry obecnej generacji cz. 1
Halloween to takie zachodnie święto, które w naszej kulturze niekoniecznie jest entuzjastycznie obchodzone (o ile w ogóle). Ale nawet, jeśli jest Wam ono obojętne, fajnie jest wspomnieć sobie okolicznościowe tytuły, albo mroczne momenty w grach. Niewiele jest tytułów mogących nas naprawdę przestraszyć (a i to subiektywne odczucia), więc nie będę na siłę niczego udowadniał, chciałbym za to przedstawić Wam nie do końca typowe zastawienie tytułów, które z pewnością można odpalić w ten dzień… a raczej noc. Gry lub epizody, które nie zawsze zwróciły na mnie uwagę strachem, lecz subtelnie wtapiały się w klimaty około-halloweenowe. Gotowi na masakrę?
Od dawna już nie pałam miłością do Electronic Arts. Jeśli mam być szczery, rzekłbym, że nigdy takiego stanu rzeczy nie było. Chociaż nie jest to najbardziej przeze mnie znienawidzona firma (prym wiedzie tu ex aequo Microsoft i Ubisoft, czemu być może poświęcę osobny tekst), to wiele decyzji, jakie podejmuje się w poszczególnych jej oddziałach powoduje u mnie osłupienie. Niestety, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Jednymi z wielu takich sytuacji jest stricte artystyczne podejście tej firmy do swoich produktów. I może nie było by w tym nic złego, gdyby… Ale po kolei: o co tu chodzi?
Postęp towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów. Bez wątpienia globalna sieć, jaką jest Internet zrewolucjonizowała wiele dziedzin, od wymiany informacji, poprzez naukę, na rozrywce kończąc. Sieć daje nam coraz więcej możliwości, a to wszystko za sprawą integracji coraz większej ilości rzeczy. Nikogo już nie dziwi telewizor z dostępem do internetu, a smartfon bez podłączenia do Sieci jest jak ryba bez wody – działa, i owszem, ale możliwości kurczą się do kilku procent. Odkąd internet stał się popularny na szeroką skalę, niektórzy uważają, że nadmierne korzystanie z niego „ogłupia ludzi”. Podobnie jest z GPS-em i innymi technologiami. Zatem, czy postęp idzie w dobrym kierunku? I czy cyfryzacja wszystkiego wokół nas nie zaszkodzi nam samym?
Klasyka na talerzu: gry stare, ale jare, nierzadko tytuły, o których już się nie mówi. Jak to z nimi jest – warto do nich wracać? Czasami przecież gorzko się rozczarowujemy odpalając ulubiony tytuł sprzed lat. Trzeba więc zastanowić się i może czasem zachować miłe wspomnienia. Zawsze jednak można poczytać o starych legendach. Tym razem z kolei na talerzu ląduje Quake, pierwszy FPS w prawdziwym, nie oszukanym 3D*. Dlaczego mimo rewolucyjnej technologii nie zdetronizował króla, jakim był swego czasu Duke Nukem 3D? Może dlatego, że nie w samej technologii tkwi istota grywalności. Jedno jest pewne: Quake ostro namieszał w branży.
Hype jest taką specyficzną reakcją ludzi, którzy nie mogą wręcz doczekać się od dawna zapowiedzianego tytułu. Nie dość, że nieświadomie nakręcamy sami siebie, to jeszcze wydawcy ów fakt wykorzystują, karmiąc nas marketingową papką. Kolejno dostajemy więc: zapowiedzi teaserów, teasery, trailery, pamiętniki developera w ilości sztuk kilkudziesięciu, screeny, społecznościowe pseudo-gry, gry promujące swoje duże odpowiedniki na smartfony i tablety, gadżety promocyjne, konkursy i… najstarsi górale nie wiedzą, co jeszcze. Nader często mam tego zwyczajnie dość i zamykam drzwi z napisem „hype”, są jednak sytuacje – rzadko na szczęście - w których i ja (niestety) ulegam. Czy mimo wszystko jest się czym ekscytować i czy nie psuje nam to wrażeń z późniejszej rozgrywki?
Kiedyś, gdy pecety były bardziej popularną platformą do grania, królowały quick save’y. Wystarczyło wcisnąć jeden klawisz, by zapisać stan gry, a drugi, by wczytać. W każdej chwili, bez względu na okoliczności. Proste, łatwe i przyjemne, lecz z drugiej strony wymagające dodatkowego „wysiłku”. W produkcjach konsolowych zaś stosuje się przede wszystkim znane Wam check pointy. Czy zapisy gier potrafią być jednak frustrujące? Tak, jeśli twórcy niedostatecznie rozwiązali kwestię ich ulokowania, lub przekombinowali z pewnymi elementami. A co w sytuacji, gdy zapisu gry nie ma w ogóle? Z tymi i podobnymi przykładami mierzę się poniżej.
Oceniając najnowszego Maxa Payne’a miałem przed sobą nie lada wyzwanie. Jak podejść do gry jako gracz już doświadczony 15-letnim stażem na PC i znający „blaszakową” klasykę, z drugiej strony nie zaznajamiając się z dwoma poprzednimi – kultowymi przecież – częściami o mrocznym glinie? Jak ocenić tytuł, który wyszedł spod skrzydeł innego, ale znamienitego wszak studia? Tytuł niejako kontrowersyjny, bo odcinający się stylem od poprzedników w stylu noir i ze starym-nowym bohaterem? Z tymi niełatwymi problemami musiałem się zmierzyć w ostatnim czasie, a rezultat tego możecie sprawdzić zaznajamiając się z moimi wrażeniami.
Kiedy większość z nas chłonie najnowsze (albo starsze nieco) hity, tudzież mocno rozpoznawalne marki, niektórzy sięgają po gry będące niejako w cieniu tych „najlepszych”. Tytuły nieco już zapomniane, albo celujące w inne schematy, niż to się przyjęło na rynku, często więc słabo się sprzedające. W serii tej chciałbym wam możliwie krótko i sensownie przybliżyć najbardziej interesujące moim zdaniem gry, z którymi warto się zapoznać w wolnej chwili, nawet, jeśli na horyzoncie już czekają nowe blockbustery. A dziś - jedna z najlepszych gier akcji 2009 roku – Dark Sector. Czy niesłusznie o nim zapomniano? Przekonajmy się.
Egranizacja to termin wciąż obcy wielu z nas. To przekład nie tylko filmów, ale i m.in. książek na postać gry komputerowej / konsolowej. Tak naprawdę jednak zarówno egranizacje filmów czy powieści albo na odwrót – ekranizacje gier zazwyczaj kojarzą nam się z tandetą, zmarnowanym potencjałem i porażką na całej linii, w której wspólny wydaje się tylko tytuł i postacie (z nazwy, bo ich wygląd często też odbiega wyraźnie od pierwowzoru). Dlaczego tak się dzieje i czy to znaczy, że egranizacje są skazane na porażkę? Nie, na szczęście nie jest tak źle, by nie mogło być gorzej. Zachęcam zatem do przebrnięcia przez niektóre z ważniejszych egranizacji i poznania odpowiedzi na dręczące nas pytania.
Historia silników graficznych pokazuje, że wcale nie najbardziej zaawansowany technologicznie czy realistyczny engine ma szansę zatriumfować i być rozchwytywanym przez dziesiątki developerów. Co tłumaczy fakt, że Unreal Engine 3 już dziś można określić silnikiem tej generacji? Skąd zdobył swoją popularność i dlaczego jest tak fantastyczny? Na te i inne pytania odpowiem w niniejszym tekście – zapraszam!
Nawet największe gry mają kiedyś swój kres i choć pamięć o nich nie zanika, to po upływie lat powraca już do nich coraz mniej osób. Legendy RPG, staroszkolne FPSy czy kultowe gry akcji – dziś mają swoje drugie „pięć minut”, kolejną szansę, by przypomnieć nam, starym wyjadaczom o swoich mocnych stronach, a nowych graczy przekonać nowoczesnymi środkami. Mowa oczywiście o portach klasycznych gier sprzed lat na smartfony.
Dla odmiany chciałbym poruszyć temat nieco kontrowersyjny, z drugiej strony jednak dotyczący wszystkich z nas – internautów. Chciałbym tym samym oznajmić, że subiektywizm, odmienność zdania w Sieci (o ile mieści się ona w granicach rozsądku) nie powinny spotykać się z oburzeniem czy wręcz podsuwaniem przez innych „prawidłowego” toku myślenia. Sam spotkałem się z tym niestety nie jeden raz, wyrażając własne zdanie (i jednocześnie oznajmiając, że szanuję zdanie innych, więc proszę o to samo). Co z tego wynika?
Klasyka na talerzu to seria traktująca o grach przykrytych grubą warstwą kurzu, lecz w większości jeszcze nie całkiem zapomnianych, podana w przystępny dla współczesnego gracza sposób. Tym razem tytuł znany i lubiany, a na przekór wszystkiemu to jedna z najlepszych egranizacji jakie powstały. Kolorowa, sympatyczna i satysfakcjonująca platformówka 3D: Tarzan: Action Game, swego czasu zachwycająca swą oprawą, a do dziś poziomem gameplaya. Niewiele jest gier opartych na filmowych animacjach Disneya, które mogą mierzyć się z Tarzanem.
Rok 2004. Po długim poślizgu na świat wreszcie przychodzi długo oczekiwany FPS – Half-Life 2, studia Valve, znanego z wybornych gier w swoim gatunku. Większość developerów osadza akcję swoich gier w zmyślonych światach daleko od Ziemi, albo gdzieś w USA – chciałoby się rzecz: standard. Twórcy tej świetnie prosperującej serii poszli jednak o krok dalej i to właśnie między innymi dzięki nietypowym, cieszącym oko lokacjom gra osiągnęła niebywały sukces. Ale co do tego ma do tego Dishonored?