Sleeping Dogs: sandbox niemal idealny w oczekiwaniu na GTA V
Wspomnienia to nie wszystko: Remember Me
Najważniejsze gry obecnej generacji cz. 3 - Wasze propozycje
Najważniejsze gry obecnej generacji cz. 2
Zagrałbym w... Malowanego Człowieka - cykl demoniczny
Najważniejsze gry obecnej generacji cz. 1
Kiedy większość z nas chłonie najnowsze (albo starsze nieco) hity, tudzież mocno rozpoznawalne marki, niektórzy sięgają po gry będące niejako w cieniu tych „najlepszych”. Tytuły nieco już zapomniane, albo celujące w inne schematy, niż to się przyjęło na rynku, często więc słabo się sprzedające. W serii tej chciałbym wam możliwie krótko i sensownie przybliżyć najbardziej interesujące moim zdaniem gry, z którymi warto się zapoznać w wolnej chwili, nawet, jeśli na horyzoncie już czekają nowe blockbustery. Na dobry początek prezentuję niezwykle realistyczny survival-horror o gęstym, ciężkim i (dosłownie) lodowatym klimacie – Cryostasis: Arktyczny Sen.
Doskonale pamiętam te czasy, kiedy jeszcze w ’98 roku dostałem swoje pierwsze komputerowe pismo. Było to CD-Action, dziś jedyny w zasadzie na rodzimym rynku, ostały z wielkiej batalii, magazyn dla graczy „prawdziwie” multiplatformowych (z pecetowcami na czele). Z jednej strony to przykra wiadomość, z drugiej oznaka nowej epoki: epoki Internetu i dążenia do cyfryzacji rozrywki i informacji.
Udzielając wywiadu magazynowi Edge, dyrektor kreatywny Assassin’s Creed III, Alex Hutchinson wyrzucił z siebie bardzo odważne słowa: „Jesteśmy ostatnimi dinozaurami. (...) Takich gier powstawać będzie jednak coraz mniej, zwłaszcza, że niektóre projekty upadają w środku prac.”. W dodatku niejednokroć słyszeliśmy już o tym (ostatnio od Nvidii) , jakoby nextgeny były ostatnimi konsolami. Czyżby już za kilka lat granie zmieni się nie do poznania? A przede wszystkim: czy jesteście w stanie sobie wyobrazić świat bez gier „AAA” i cloud gaming jednocześnie?
Klasyka na talerzu to seria traktująca o grach przykrytych grubą warstwą kurzu, lecz w większości jeszcze nie całkiem zapomnianych, podana w przystępny dla współczesnego gracza sposób. Z kolei dziś chciałbym wam przedstawić bardzo znaną grę z nieco innej, nietypowej perspektywy. Bo choć Duke Nukem 3D zna (choćby z tytułu) każdy szanujący się gracz, nie każdy miał okazję pograć w oficjalne dodatki, m.in. Duke Carribean: Life’s a beach czy It out in D.C.
Od niemalże zawsze gry są oceniane - przez pewną sporą grupę ludzi – w mocno przekłamanym, negatywnym świetle. Na pierwszy ogień wysuwa się rzecz jasna wielokrotnie wspominana przemoc – choć nie tylko ona. Jednak w opozycji do wałkowania po raz enty tematów o wpływie przemocy i złu w grach, chciałbym udowodnić, że wiele jest docenionych tytułów bez zabijania, używek i tym podobnych - negatywnych z perspektywy niektórych - rzeczy. Tytułów niekoniecznie dla dzieci, nierzadko zmierzających się z problemami największej wagi.
Po wielu latach oczekiwań - wreszcie jest. Remake jednego z najlepszych FPSów w historii komputerowej rozrywki ujrzał światło dzienne i sprawił, że na wielu twarzach pojawił się uśmiech. Jak to wyszło "w praniu"? Nikt nie spodziewał się, że to się może nie udać, ale czy rzeczywiście gra zbliżyła się chociaż do poziomu oryginału?
Niedawno swoją premierę miał iPhone 5, a ilość tytułowych „ochów” i „achów” wypowiedzianych na konferencji (nie po raz pierwszy) przekroczyła wszelkie limity. Pytanie zasadnicze: czy warto przepłacać grube pieniądze za ładny i do bólu prosty iOS, skoro nierzadko konkurencja Apple oferuje "więcej za mniej"? Oczywiście, iUrządzenia mają swoje zalety i zwolenników, ale to, czym szczyci się amerykańska korporacja czasem zakrawa o kpinę.
Klasyka na talerzu to seria traktująca o grach przykrytych grubą warstwą kurzu, lecz w większości jeszcze nie całkiem zapomnianych, podana w przystępny dla współczesnego gracza sposób. Dzisiejsze danie dnia: Redneck Rampage, czyli bardzo klimatyczny, zwariowany i mega-grywalny shooter od Xatrix Entertainent. Pewnie wielu z was nie wie, że przy Rednecku pracowało bardzo wiele osób z Blizzarda, zaś nowa gra z serii nie jest wykluczona.
Nie chodzi tu bynajmniej o wątpliwej jakości egranizację kinowego hitu ostatnich tygodni, a o growych (anty)bohaterów. I choć nierzadko wiele ich różni, mają jeden, wspólny cel: nie dać się zniszczyć. Często są też bezwzględnymi, napakowanymi twardzielami, którym nikt ani nic nie stanie na drodze do celu. Zapraszam na prawdziwą mieszankę wybuchową, z której wielu nie wyjdzie żywych!
Nigdy nie wymagałem od gier Bóg-wie-jakiego fotorealizmu, czy przesadnego naśladowania rzeczywistości. Oczywiście wiele zależy od gatunku, tak więc po nowej, torowej ścigałce oczekiwał będę dokładnego odwzorowania, tak graficznego, jak i odpowiedniego zachowania na nawierzchni, ale już w RPG Bethesdy chciałbym zobaczyć coś, czemu daleko będzie do widoku za naszymi oknami. I nie chodzi tu bynajmniej o konkretne elementy (w końcu nikt nie oczekuje samochodów w grze fantasy), ale styl – nietuzinkowy, wyjątkowy, po prostu cieszący oko.
Tym razem nie tylko o tytułowej „sequelizacji”, ale i prequelach, spin-offach, restartach serii i nie tylko. O co w tym wszystkim chodzi, czy nowe marki rzeczywiście są niepotrzebne (i ryzykowne), dlaczego powstaje tak niewiele innowacyjnych tytułów i czasem są skazane na porażkę (mimo wysokiej oceny użytkowników i recenzentów) – o tym wszystkim postaram się w miarę sensownie rozpisać.
Osiem lat – tyle czasu potrzebowali twórcy remake’u pierwszego Half-Life’a - Black Mesa Source, by ten ujrzał światło dzienne. Wreszcie otrzymaliśmy konkretną datę premiery (tak, to już 14 września!), tymczasem Valve… wciąż milczy o ewentualnej zapowiedzi Half-Life’a 3. Mają powody?
Gry to nieograniczone medium pełne różnorodności i czegoś, co wyróżnia je na tle innych rozrywek: interaktywności. Czy dawniejsze gry były lepsze od współczesnych? Pod paroma względami – owszem. Czy były gorsze? Trudno jednogłośnie stwierdzić, z pewnością były jednak inne. Tym samym przyglądam się tytułom z lat mojego dzieciństwa, które darzę największym sentymentem. A w części pierwszej przeniesiemy się do czasów starożytnych!