Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Internetowe seriale zdobywają pewną popularność, a ostatnim głośnym przykładem łączącym świat gier i filmu był oczywiście znany Wam Mortal Kombat Kevina Tancharoena. To dziełko zostało przyjęte różnie (odcinki niezłe przeplatano wyjątkowo słabymi), ale przynajmniej dotrwało do założonego przez twórców końca. Teraz możecie zacząć pastwić się nad nową kreacją.
Dwoje niezależnych filmowców - April Choi i Ross Peacock, postanowiło dać wyraz swojej miłości do serii Resident Evil pod postacią publikowanego na youtube'owym kanale Machinima serialu zatytułowanego Resident Evil: First Hour. Pierwszy odcinek został opublikowany kilkanaście godzin temu i możecie go podziwiać poniżej. Mając na uwadze daleko posuniętą budżetowość rzecz na razie wygląda... Hm, trudno jednoznacznie ocenić. Obejrzeć można zaledwie 6 minut materiału, w których residentowego klimatu jest może ze 20 sekund. No i jest Leon Kennedy - chłopak szczupły niczym wyżej podpisany, o cudnie zawiesistej grzywce i wyjątkowo niskim potencjale do kopania nieumarłych tyłków. Aktor został upodobniony do wizerunku postaci z gry, ale efekt jest (póki co) bardziej zabawny niż wzbudzający szacun. Przynajmniej "muzyka" się odpowiednio snuje i na końcu pojawia się zombiak. Wiem, że to tylko wstęp do czegoś, co (mam nadzieję) się fajnie rozwinie, ale mimo wszystko lepsze pierwsze wrażenie zrobiły na mnie zarówno wspomniany Mortal Kombat: Legacy , jak i fanowski Splinter Cell (Extinction). Może po prostu trzeba twórcom wysłać więcej kasy?
Amazon. Wielki bazar wypełniony milionami produktów maści wszelakiej. Lubię ten sklep, a mając na uwadze pogłoski o wejściu giganta na polski rynek w 2012 roku, postanowiłem wysmażyć ten oto krótki tekst. O czym tekst? O recenzjach i opiniach na temat sprzedawanych tam produktów, które piszą kreatywni klienci. Amazon, jak w zasadzie wszystkie sieciowe sklepy, pozwala oceniać zakupiony produkt i napisać kilka słów komentarza. Te małe wpisy często bywają niezwykle zabawne, zgryźliwe, sarkastyczne i jakie-tylko-sobie-wymarzycie, więc warto o nich wspomnieć.
Poszperałem trochę i wybrałem garść recenzji najciekawszych (z różnych względów). Wpisy te znajdują się pod produktami zupełnie serio (jak np. słuchawki), ale częściej chyba opinie dotyczą produktów z gatunku "durnowate" (czołg czy mała puszka uranu). Zapraszam.
Niezależni twórcy atakują dalej. Tym razem proponują Wam jednodniową ofertę - rzućcie w ich stronę przynajmniej jednym dolarem, a dostaniecie w zamian 10 albumów z muzyką ze znanych mniej lub bardziej gier niezależnych. Aaaaale - jeśli czujecie się hojni, to możecie zapłacić przynajmniej 10 dolarów i dostać w zamian aż 17 albumów. Brzmi nieźle? Jeśli muzyka z tych, ach jak bardzo indie!, produkcji daje radę, to oferta wydaje się zacna. Indie Game Music Bundle to zestaw melodii z gier:
Pamiętajcie - tylko dzisiaj! Nur heute! Just today!
O Call of Duty: Black Ops napisano w zasadzie wszystko, co się dało - wszak od premiery minął ponad rok. Mi "udało się" zagrać dopiero teraz, choć patrząc na technologiczny postęp serii gra mogła pojawić się zarówno wczoraj, jak i 2 lata temu. Ale nie będę jakoś strasznie narzekał, bo Black Ops złą grą na pewno nie jest. Jest to gra typu Call of Duty. Idealnym jej przykładem, bo z wojennym FPS-em seria ma chyba coraz mniej wspólnego.
Ocenę widzicie obok, ale nie zostanie ona wliczona do ogólnej, systemowej oceny gry z jednego powodu - trybu multiplayer nie tykam i jedyne, co mogę ocenić to kampania dla jednego gracza (uwaga - BĘDĄ SPOJLERY!), która dla wielu stanowi jedynie dodatek do zabawy z kolegami. A zatem, podobała mi się kampania Black Ops? Tak. TAK! Nie. Może być. TAAAK! No ok, fajna była.
Po raz kolejny Internet dostarcza niezwykłego poczucia satysfakcji. Zdolna bestia imieniem (i nazwiskiem) Tom Jenkins wykorzystała technikę animacji poklatkowej oraz wyświetlany na ekranie Maca obraz z Google Street View by stworzyć trwający ok. 2,5 minuty ekstremalnie sympatyczny filmik. Dziełko nazywa się Address is Approximate (w wolnym tłumaczeniu Adres jest Orientacyjny) i odpowiada na pytanie: co robią Twoje figurki robotów, gdy wychodzisz z biura? Jakieś takie to... ciepłe :) W odbiorze pomaga muzyka The Cinematic Orchestra. Zajrzyjcie.
Oryginał znajduje się na vimeo.
Zanim rozpoczną się nieuniknione podsumowania pomału kończącego się roku 2011 (w których chętnie wezmę udział), pozwolę sobie - wzorem zeszłorocznego zestawienia - zaprezentować Wam listę tytułów, na których przyszłoroczne premiery czekam z przelewającymi się śliniankami.
Jako zatwardziały pecetowiec ponownie spreparowałem moje TOP10 bez uwzględniania produkcji stricte konsolowych (które bez wątpienia będą urzekające, ale doświadczę ich w najlepszym razie u kumpla - pozdrawiam!). Lista ma za zadanie oddać moje wzrastające emocje, więc im niżej, tym bardziej czekam. Enjoy!
Weekend staje przed nami otworem, a wraz z nim trzydziesty szósty odcinek internetowego gratowiska, w którym opisuję wyszperane w sieci, ciekawe rzeczy. Tym razem zapraszam do zapoznania się z zestawem grafik (psychodeliczno-realistyczny Mario, człowiek w kosmosie i coś ze Skyrima), dwiema opowieściami oraz dwoma filmikami. Start your browsers!
Lost - prawdziwa historia Mario?
Najsłynniejszy hydraulik swiata wirtualnego kojarzy się głównie z kolorowymi grami i beznadziejnym filmem. A gdyby tak zaprezentować jego historię w sposób godny kinowego, mrocznego i psychodelicznego restartu? Tutaj jest komiks robiacy dokładnie to.
Całkiem niedawno wydobyłem dla nielicznych (jak się okazało) nieuświadomionych materiał o 13 najpopularniejszych trendach widocznych na filmowych plakatach. Jako że tego typu tematy bardzo lubię, postanowiłem skromnymi środkami stworzyć coś podobnego, ale traktującego o pudełkowych grafikach atakujących oczęta wszystkich graczy na całym świecie.
Choć gry starają się coraz częściej naśladować filmy, to ich specyfika wymaga innego podejścia do tematu. Z powodu faktu, że 85% gier polega na rywalizacji, to jednym najistotniejszyh elementów ich treści jest podana na wszelakie sposoby przemoc. Gdy spojrzymy na to medium w ten sposób, trudniej jest wyodrębnić więcej niż kilka najbardziej ogranych motywów, które pojawiają się na pudełkach zdobiących nasze/sklepowe półki.
Lubimy dobre gry. Lubimy też dobre darmowe gry. Ergo lubimy Nitronic Rush. Zdolna młodzież zgrupowana w DigiPen Institute of Technology przez kilka(naście?) ładnych miesięcy budowała od zera grę mającą przywołać wspomnienia z bicia kolejnych rekordów w klasycznych, futurystycznych zręcznościówych ścigałkach sprzed lat, podając to jednocześnie w nowoczesnej, atrakcyjnej oprawie. Efektem jest jedna z najciekawszych darmowych gier w ostatnim czasie - Nitronic Rush.
Z okazji nadchodzącej wielkimi krokami premiery najnowszej odsłony serii Need for Speed (swoją drogą: wliczając dwie specjalne edycje początkowych gier, pogrzebane już Motor City Online oraz dwa Shifty, to wkrótce zagramy w część numer 21!) postanowiłem spłodzić krótki tekst wspominkowy rozliczający się z praktycznie wszystkimi do tej pory wydanymi grami z tytułem NFS na okładce. Jako fan serii (a jeszcze kilka lat temu wielki fan) zanieczyszczałem swą nastoletnią, a później pełnoletnią duszę spalinami z niemal wszystkich wydanych na PC odcinków serii. Podróż zaczniemy od garstki faktów.
Roland Emmerich ma ksywkę "master of disaster". Patrząc na listę jego najbardziej kasowych hitów - Dzień Niepodległości, Godzilla, Pojutrze, 2012 - nie powinno to nikogo dziwić. Jego najnowszy film ma budżet "zaledwie" 30 milionów dolarów, dzieje się dawno, dawno temu i ani trochę nie występują w nim panowie o nazwiskach Smith, Gyllenhaal, Cusack czy Harrelson. I zdecydowanie nie jest katastrofą.
Anonimus to historyczny (no, prawie - nieścisłości jest cała masa, ale kogo to obchodzi) dramat z mocno zarysowaną intrygą polityczną, a punktem wyjścia dla historii jest teza, jakoby Szekspir nie był autorem sztuk noszących na okładkach jego nazwisko. Temat ten podnieca wielu miłośników teorii spiskowych i bez wątpienia jest bardzo interesujący dla literaturoznawców czy historyków. No i najpewniej jest wyssany z palucha, jak to z teoriami spiskowymi bywa. Jednak na filmową intrygę się nadaje.
Bardzo lubię takie tematy. Plakat filmowy to wdzięczna dziedzina sztuki (mogę użyć tego słowa?) i bez wątpienia niejeden/niejedna z Was trafił(a) na takie kompozycje, które można bez wstydu przyczepić nad kominkiem. Ale oczywiście bywa i tak, że dystrybutorzy wieszają w kinach straszliwe bohomazy, plagiaty (patrzę na ciebie, polski plakacie!) lub rzeczy stworzone po linii najmniejszego oporu.
Właśnie ta ostatnia opcja jest bohaterem tego krótkiego wpisu. Bloger Christophe Courtois stworzył kompilację 13 najpopualrniejszych trendów w filmowym plakacie i umieścił na swoim blogu. Zestaw jest zaistę zacny i w piekny sposób pokazuje rozumowanie filmowych włodarzy - to, co znamy, lubimy najbardziej... Ta, jasne.
W świecie ruchomych obrazków, zwanych przez gawiedź filmami, bywa tak samo, jak w przypadku innych wytworów kultury. Powstają arcydzieła, powstają dramatyczne gnioty, powstają filmy niezłe, średnie itd. Czasami jednak bywa tak, że dana produkcja wyróżnia się jakimś konkretnym CZYMŚ. Możemy mieć do czynienia z filmem niezłym, czy wręcz dobrym, który zostaje straszliwie splamiony np. beznadziejnym zakończeniem. Możemy tez obejrzeć jakaś górę wzdętych foczych trucheł posiadającą jeden lub dwa zaskakująco dobre, zważywszy na jakość całości, elementy (świetną muzykę czy zacną kreację aktorską).
Zapraszam do zapoznania się z taką właśnie listą - przedstawię filmy, które były na dobrej drodze do zostania kupą, średniakiem lub czymś fajnym, ale zawierają w sobie element przeczący całej reszcie (w sposób pozytywny lub negatywny). Z przyczyn oczywistych ostrzegam - mogą się zdarzyć spoilery.
Dzięki wyprzedażowej uprzejmości Steama w końcu dane mi było zagrać w wielce chwaloną ukraińską produkcję autorstwa kilku gości, którzy pracowali nad STALKEREM oraz ich współpracowników. Choć Metro 2033 premierę miało ponad półtora roku temu, ale trzyma się fantastycznie. Nie zagrałem w momencie debiutu z obawy o układy scalone mej ówczesnej maszyny, ale nawet teraz, gdy komputer nabrał nieco mocy, Metro 2033 w najwyższej rozdzielczości płynne było jedynie w średnich detalach. Inna sprawa, że nawet z takimi ustawieniami gra jest ładniejsza od połowy obecnie wydawanych shooterów. Samą grafiką jednak gracz się nie naje, potrzeba też trochę mięcha. Tego na szczęście nie brakuje - pozwolę sobie użyć inspirowanej internetem metafory: Metro 2033 to kurczak wsadzony do pokrytego boczkiem indyka.
Ta smutna, trochę wzruszająca i przy okazji satysfakcjonująca historia pochodzi z serwisu Destructoid. Miesiąc temu 22-letni Michael John Mamaril przegrał walkę z rakiem. Carlo - przyjaciel, postanowił uczcić pamięć zmarłego, który był wielkim fanem Borderlands, poprzez wysłanie wyjątkowej prośby do twórców gry. Ludzie z Gearbox oczywiście się zgodzili oraz dorzucili od siebie coś więcej. Na czym polegała prośba? Carlo chciał, aby Claptrap wygłosił mowę pochwalną na część Michaela. Tej możecie posłuchać pod tym linkiem.
Na czym polega "bonus"? Michael zostanie uwieczniony po wsze czasy w cyfrowej formie jako NPC w Borderlands 2. Piękny gest ze strony deweloperów, którzy po raz kolejny (pamiętacie niezwykłe oświadczyny?) pokazują, jak bardzo cenią sobie fanów i dokładają starań, by pielęgnować wzajemne relacje. Nie pozostaje nic innego, jak przyklasnąć inicjatywie.
Przypadkiem dzisiaj na to trafiłem i sobie przypomniałem, że kiedyś to zrobiło na mnie takie samo wrażenie. Co takiego? Tetris w pierwszej osobie. Tetris z prawdziwym, za przeproszeniem, twistem. Dla kozaków. A jeśli chciecie pokozakować bardziej - uruchomcie tryb nocnej wizji.
Auto tego pomysłowego tworu, David Kraftsow, ma stronę z mnóstwem linków do innych sieciowych kreacji. Np. takiej oto niezwykłej youtube'owej mozaiki. Zdolny.
Krótki wpis, który powstał tylko dlatego, że mowa jest o Polsce. O horrorach pisałem jakiś czas temu ja, o zjawisku Halloween pisał raziel, ale O POLSCE nie było nic. Więc oto, z okazji minionego "święta" zwiastun bardzo niezależnego horroru produkcji zagranicznej pod wszystkomówiącym tytułem, pod tytułem Nawiedzona Polska. Go!