Zawsze powtarzałem, że Niezwyciężony nadawałby się świetnie jako podstawa ekranizacji. Najlepiej wysokobudżetowej, hollywoodzkiej, w reżyserii Ridleya Scotta.
Wyszłaby z tego, moim zdaniem, doskonała militarna science-fiction, taka, jaką bardzo rzadko jest nam dane oglądać na ekranie. Tego typu książki i filmy, niestety, mają to do siebie, że szybko się starzeją - jak miło byśmy nie wspominali Kawalerii Kosmosu, to jednak film dziś wygląda archaicznie.
UWAGA: Jak wskazali mi komentujący, w tekście występują możliwe spoilery! Starałem się zbyt dużo nie zdradzać, ale ostrzegam! Również jedna z ilustracji jest możliwym spoilerem!
Gry typu sandbox survival zawsze mnie wciągały, ale na krótko. Najdłużej wciągnął mnie Minecraft, Terraria już prawie wcale - w Terrarii byłem, przyznam się, mocno zagubiony. Starbound, mimo że na screenach przypomina mocno Terrarię, zainteresował mnie - bo, jak obiecywali twórcy, jest w nim trochę historii, fabuły i legend (lore) związanych z poszczególnymi rasami postaci.
Pierwsze na co napotykamy w grze, to właśnie tworzenie postaci. Do wyboru jest kilka ras, w tym... inteligentne roboty. Rozbawiła mnie opcja płci u robotów (patrz obrazek).
Fabuła przedstawia się następująco: twoja planeta eksplodowała, jesteś uciekinierem w statku kosmicznym na orbicie nad nieznaną planetą i musisz przeżyć.
Jakiś czas temu pisałem o mockbusterach - filmach, które udają inne, zazwyczaj kasowe i popularne filmy. Wytwórnia (celuje w tym wytwórnia Asylum) kręci film najmniejszym kosztem, najczęściej bez dystrybucji kinowej (straight to DVD), i liczy na to że pomylisz się, myśląc że to inny, bardziej znany film. Ostatnio widziałem... Atlantic Rim!
Taka ciekawostka: czytam właśnie książkę Marka Hoddera "Dziwna sprawa skaczącego Jacka". Powieść steampunkowa, całkiem fajna. Jak to ze steampunkiem zazwyczaj bywa, jest to powieść umiejscowiona w alternatywnej przeszłości. Tym razem chodzi o Anglię dziewiętnastego wieku, w której na porządku dziewnnym są manipulacje genetyczne i parowe konie ciągnące powozy. Ot, typowy steampunkowy sztafaż.
Tak samo mieszanie postaci fikcyjnych i historycznych jest typowe. Już się do tego przyzwyczailiśmy, czytając powieści umiejscowione w rzeczywistości alternatywnej. Tutaj głównym bohaterem jest jedna z ulubionych i najbardziej inspirujących postaci XIX. historii - podróżnik sir Richard Burton. Postać autentyczna, i bardzo ciekawa.
Nową płytę Bruce'a Springsteena preorderowałem (co za ładne słowo) na iTunes, dzięki czemu wcześniej miałem dostęp do dwóch, singlowych, piosenek: tytułowej oraz Dream Baby Dream (cover zespołu Suicide). Do oficjalnej premiery albumu pozostało wciąż kilka dni (ma ukazać się trzynastego stycznia), jednak został on udostępniony do odsłuchania online - między innymi w serwisie Deezer.
UWAGA SPOILERY DOTYCZĄCE FABUŁY
Telewizja BBC zaserwowała nam kolejny odcinek trzeciego sezonu serialu Sherlock. Nosi on tytuł The Sign Of Three, będący aluzją do powieści o Sherlocku Holmesie pod tytułem The Sign Of Four.
Fabuła całego odcinka obraca się wokół ślubu Watsona z Mary, oraz przygotowaniach do tej uroczystości. Tym razem otrzymujemy odcinek, który jest o wiele lżejszy niż wiele poprzednich, jest w nim dużo humoru... i, szczerze mówiąc, niewiele więcej.
Wiele gier przykłada ogromną wagę do stworzenie fabuły i scenariusza. Twórcy gier zatrudniają słynnych scenarzystów, mnożą wątki i zwroty akcji. Mam jednak wrażenie, że to właśnie brak fabuły, tylko stworzenie dla niej podatnego gruntu, zapamiętuje się najbardziej.
Daleko mi do niektórych kolegów z Gameplaya, którzy naprawdę zawodowo analizują gry, ich składniki, i ich wpływ na przeżycia gracza. Jednak zauważyłem jedną generalną zasadę - doskonale się bawię, jeśli fabuła nie jest mi narzucona, są jedynie wydarzenia, które składają się na fascynującą historię. Fascynującą - bo stworzoną przeze mnie.
Kilka przykładów, dla poparcia mojej tezy:
Ponieważ pomiędzy poprzednimi odcinkami Sherlocka, serialu produkcji BBC, a trzecim sezonem, minęło naprawdę wiele miesięcy, twórcy starali się podsycić atmosferę, udostępniając co jakiś czas jakieś informacje i zapowiedzi. Użytkowali przy tym umiejętnie Internet i media społecznościowe, takie jak Twitter.
Ponad rok temu, bo w listopadzie 2012 roku, (https://gameplay.pl/news.asp?ID=72895) pisałem o mojej fascynacji brytyjskim serialem Sherlock. Właśnie wtedy skończyłem wszystko, co można było w temacie obejrzeć - czyli raptem... sześć odcinków. Dwa sezony po trzy odcinki. Za to odcinki mające po 1,5h i jakość niezłego filmu telewizyjnego a może i kinowego.
Pewną tradycją stało się umieszczanie zdarzeń i świąt z rzeczywistego świata w grach MMORPG. Czasami jest to robione fajnie i finezyjnie, a czasami byle jak i ciężką ręką. Przyjrzyjmy się kilku z nich...
World Of Warcraft - Feast Of Winter Veil
Święta w World Of Warcraft można zacząć w każdym z większych miast obu frakcji. Obchodzenie polega na robieniu misji, odwiedzaniu lochów, zdobywaniu osiągnięć, a to wszystko zakończone jest odebraniem spod choinki prezentów.
Jak dużo jest z tym zabawy: Całkiem dużo. Dużo zabawnych questów, fajny mini-boss będący aluzją do Grincha, obrzucanie się śnieżkami - radochy jest co niemiara.
Jak dobrze jest zintegrowane ze światem gry: Dość dobrze, mamy do przeczytania informację o źródłach święta oraz dyskusję o komercjalizacji świąt.