Rojopojntofwiu #2 Trzy drogi - ROJO - 19 grudnia 2010

Rojopojntofwiu #2 Trzy drogi

Film, książka, gra. Trzech przyjaciół, nie wrogów. Trzy drogi poznania, tylko jedna interaktywna… 

Droga pierwsza

Oglądamy sobie film. Z rodziną, z laską, z ziomkami lub sami. Nieważne. Jest fajnie. Skupiamy się na przekazie, opowiadanej historii, oprawie audio-wizualnej. Piękne scenerie, powalające efekty specjalne, inspirująca muzyka. Masa futurystycznego sprzętu, bronie, pojazdy, nieznane planety, flora i fauna z innego świata. Do tego rozmaite zwroty akcji i wyraziście zarysowane sylwetki bohaterów. Co tu dużo gadać, wkręcamy się na maxa, dajemy się pochłonąć, odlatujemy. A tu nagle ….The End, Koniec, finito. Albo gorzej – reklamy:)

Droga druga

Czytamy sobie książkę. Raczej sami – chyba, że dziecku. Sytuacja podobna jak z filmem czy serialem, jednak w przypadku lektury – pierwsze skrzypce zaczyna grać nasza wyobraźnia. Książki są bowiem wspaniałą literacką formą jej rozbudowy. Czytając, kreujemy sobie własne obrazy wydarzeń, postaci czy scenerii opisywanych w  danej publikacji. Każdy posiada swoją własną wizję, wyobraźnię i system odbioru. W przeciwieństwie do seansu filmowego, nie jesteśmy już tacy bierni. Nie dostajemy wszystkiego na tacy. Musimy sami sobie stworzyć obraz we własnej głowie. Niemniej jednak – koniec podobny. Widmo ostatniej strony, zwłaszcza w bestsellerze – potrafi zasmucić.

Droga trzecia

Odpalamy sobie grę. Taaaaak. Film, książka, teatr, muzyka w jednym. Co jednak same gry dodają od siebie? Czy mają jakiegoś asa w wirtualnym rękawie? Ano mają. Coś co jest znamienne tylko dla nich. Prawdziwą bombę atomową nafaszerowaną czarnymi dziurami i masą przegrzanych BFG of Doom +4! INTERAKTYWNOŚĆ! O tak! Właśnie tak! To nasza moc. Nasz całkowicie unikalny atut. Truizm? Oczywiście! Ale jaki piękny i wart powtarzania! Możliwość interakcji w dane dzieło, zostawia konkurencję „Bierniuchów” (nazwijmy tak sobie media nie-interaktywne, absolutnie im przy tym nie ujmując), daleko w tyle, przyczyniając się powoli może nie do ich wymarcia, lecz na pewno spadku zainteresowania. Świadczyć mogą o tym chociażby różne badania, statystyki, wykresy sprzedaży gier i kosztów ich produkcji.

Nowoczesne urządzenia odbiorcze i sterujące, dodatkowo wpływają na frajdę płynącą z uczestnictwa w grze.

Interaktywność polegająca na możliwości oddziaływania uczestnika na świat wirtualny, wygenerowany cyfrowo, oferuje użytkownikowi gry komputerowej sposobność rozległej ingerencji w przekaz i współtworzenie go. Owe medium interaktywne sprawia, że gracz nie jest już biernym odbiorcą, lecz aktywnym uczestnikiem zabawy. Może ingerować w świat gry i fabułę oraz obserwować skutki swoich poczynań w obrębie danego wirtualnego uniwersum. Czujemy powera o jakim przy kontakcie z „Bierniuchami” możemy sobie pomarzyć. Nie zamierzam tutaj stawiać gier w całkowitej opozycji wobec innych elementów kultury. Co to, to nie. Film, książka czy gra nie muszą ze sobą konkurować. Coraz częściej ze sobą wręcz „współpracują”. Przytoczmy sobie chociażby serię „Harrego Pottera” J.K. Rowling. Wielbiciele przygód młodego czarodzieja, mogą za równo udać się do kina na film, do księgarni po książkę jak i do sklepu po grę. Wszystko po to by doświadczyć wizji autorki na trzy różne sposoby.

Pamiętacie jakie apogeum jazdy zafundowały swym widzom sceny walk z Bravehearta lub lądowania w Normandii w Szeregowcu Ryan’nie? Zdajecie sobie pewnie sprawę jak więc pozytywnie zryła łeb możliwość doświadczenia ostatniego przykładu w pierwej części Medal of Honor. Piekielne CeKaeMy, świszczące kule, bezlitosna artyleria, kompani w ogniu, tony piachu w powietrzu wskutek eksplozji. Nagle dzięki grze trafialiśmy w samo epicentrum akcji! Przykłady można by mnożyć. Weźmy chociażby gry Fahrenheit: Indigo Prophecy lub Heavy Rain: The Origami Killer. Toż to prawie interaktywne filmy!

Książka, film, gra. Jedna historia, trzy drogi do jej poznania. Tylko jedna interaktywna.

Przypomniała mi się właśnie sytuacja, gdy podczas wakacji moi rodzice wrócili z Grecji. Pokazywali mi pamiątkowe zdjęcia i nakręcone filmiki z pobytu w Knossos. Całe dwie i pół kolumny + trochę skał. Zapytany o opinię, bez specjalnego zastanowienia odparłem, że byłem tam wielokrotnie. Jak to?!? odparli. Ano w Titan Quest. I to jak jeszcze wszystko stało! Parszywy ignorant? Może, ale wiecie o co chodzi:)

Szczerze. Zwróćmy uwagę jaką mocą, atutem dysponujemy! Dzięki swobodzie kształtowania fabuły oraz możliwości wzięcia aktywnego udziału w produkcji, możemy modyfikować elementy opowiadania i zbudować z nich własne. Przykładowo: widzieliśmy jakiś odjechany pojazd w filmie. Luzik. Po seansie sobie nim pojeździmy w grze. To samo z bronią. Niejeden FPS zaoferuje nam możliwość przetestowania całego wachlarzu budzących moce piekielne pukawek. Najpierw wykonamy tę misję, a potem tamtą. Tego oszczędzimy, a tamtym wymalujemy ścianę. Odwiedzimy tamtą krainę, a w innej stoczymy epicką walkę znaną z kart historii lub całkowicie fikcyjną. Te i inne proste dylematy same w sobie już tłumaczą opisywaną właściwość naszej ulubionej rozrywki. Pozostaje jedynie pytanie o granice oferowanej graczowi niezależności, która w grach MMO, moim zdaniem wydaje się nie istnieć.

Nintendo Wii, Playstation Move, Microsoft Project Natal. Droga ku pełnej interaktywności w zasięgu ręki.

W dzisiejszych czasach, dany element kultury możemy jednocześnie doświadczyć dzięki literze, obrazowi i elektronicznemu, wirtualnemu uczestnictwu. Mamy więc motyw interaktywnej książki czy komiksu oraz filmu w który się gra. Jednak żadne inne medium komunikacyjne nie ma tego (i mieć nie będzie), co ma gra – elementu interakcji. Komputer czy konsola oddają w ręce swych użytkowników narzędzie, dzięki któremu można w sposób rzeczywisty brać udział w fabule i coś faktycznie zmieniać. W przeciwieństwie do światów wykreowanych w książkach i filmach – będących już zamkniętymi całościami – w świecie gry jest się (w większości) odpowiedzialnym za to, co się tam stanie.

Interaktywność w grach komputerowych jest kwestią najistotniejszą. Posiada ona jednak jeszcze inne przyciągające właściwości. Stanowi bowiem uosobienie kultury postmodernistycznej, w której następuje zatarcie granic między fantazją a nauką, między wyrafinowaną techniką a barbarzyństwem, między życiem i mirażem.

Nie jesteśmy Mugolami, nie ograniczamy się do „Bierniuchów”. Mamy świadomość istnienia magicznego świata. Po wciśnięciu NEW GAME przenosimy się w inne realia. Krainy gier komputerowych po drugiej stronie ekranu. Możliwość interakcji w szerokim spektrum, jest naszym największym atutem! Mocą, o jakiej uzyskaniu nie mają pojęcia osoby nie-grające. To nasz świat kochani! Mamy do niego klucz!

P.S. Jeśli podoba Ci się mój Blog, znalazłeś/-aś w nim coś dla siebie (jakiś stały cykl, konkretny dział, itp.) i posiadasz konto na Facebooku, "Polub go" po prawej stronie pod moim avatarem. Z góry Ci za to dziękuje i doceniam.

Rojopojntofwiu:

#1 Erpegowo w koło

#2 Trzy drogi 

#3 Leonardo Pixel 

#4 Prywatne sanktuarium odbioru

#5 Razem, czy osobno?

#6 Gry inspiracją?

#7 Kim jest Annoying-Player Character? 

#8 The Sims - na czym polega fenomen serii?

#9 Strategicznie i ekonomicznie

 #10 Pad w łapę, kisiel w gacie

 #11 Mocne 0,7 immersji

 #12 Zabawa historią

 #13 Need a hand?

 #14 Wartość, czy zagrożenie?

 #15 Syndrom Upgrade

ROJO
19 grudnia 2010 - 12:20