Rojopojntofwiu #5 Razem czy osobno? - ROJO - 9 stycznia 2011

Rojopojntofwiu #5 Razem czy osobno?

 

Witajcie ponownie. ROJO powraca. Co zaserwuje Wam dzisiaj jego taca? Bierzemy pod obiektyw dwie skrajności! Lubimy to robić w samotności, czy może lepiej, gdy z kimś? He, He. Nie kochani, nie o tym będzie mowa :) Pamiętajcie, że cykl dotyczy gier :) Nie wstępnych, lecz komputerowych przypominam :) No to jedziemy!

W zależności od rodzaju gry lub jej trybu, oponentem może być maszyna lub żywy człowiek. Mamy więc zaprogramowanych towarzyszy broni lub/i napotkane w sieci osoby. Współczesna technologia - w odróżnieniu od sytuacji sprzed kilkunastu lat - pozwala nam wybierać pomiędzy dwoma diametralnie różnymi trybami rozgrywki, stawiając gracza przed odwiecznym pytaniem: grać w Multi, czy może na Singlu?

Zwycięska konfrontacja z prawdziwym człowiekiem z reguły nagradzana jest większą satysfakcją, lepszymi statystykami, a czasem i sławą w wirtualnym świecie graczy. Powoli przewidywalni komputerowi przeciwnicy przestali stanowić wielkie wyzwanie, coś co byłoby przez kogoś zauważone, docenione. Sytuacja całkowicie zmienia się w multiplayerze, gdzie mamy do czynienia z całą masą wrogów (a czasem i przyjaciół), których zachowanie jest praktycznie nie do przewidzenia. Mamy, więc nieokreśloną sztuczną inteligencję agresora lub kompana, której nie jest w stanie odwzorować żadna maszyna. Przynajmniej na razie.

Liczyć na wsparcie specjalistów czy zostać samotnym wilkiem?

W przypadku gier Multi, atmosferę rozgrywki tworzą różnego rodzaju relacje między graczami, a nie sama gra, która może stanowić nową forme komunikacji. To oni kreują fabułę, sami mogą wymyślać sobie questy, przygotowując się do różnych zainicjowanych przez samych siebie wojen. Mówiąc krótko, prosperują jak jedna wielka wirtualna społeczność. Gry Multi oddają w ręce graczy swoisty poligon, jakim jest świat gry, możliwość anihilacji wspólnych wrogów (jakimi są np. BOT-y lub inni zawodnicy) oraz różnego rodzaju narzędzia zagłady. To, czy zaczniemy w jakiejś krainie głosić prawdę łukiem, czy karabinem maszynowym, nie ma znaczenia. Liczy się prezentacja swoich możliwości, umiejętności, taktyki. Czy będziemy szerzyć zło nad pięknie wygenerowanym jeziorem otoczonym bujną zielenią, czy na terenie zdewastowanego miasta, również nie jest kwestią istotną. Liczy się, jak wykorzystamy owe otoczenie, by osiągnąć nasz cel. Klimat potyczek staje się nadrzędny wobec otoczenia. Przeważnie w grach Multi nie mamy czasu podziwiać otaczającej nas flory i fauny, bo w każdej chwili możemy zarobić headshota lub spłonąć od ognistej kuli. Muzyka też nie jest istotna, a czasem wręcz przeszkadza. Dzieje się tak, albowiem planujemy z innymi graczami kolejne ruchy, korzystając z mikrofonu. Oprawa audio traci wówczas na znaczeniu. Czasami nawet jej w ogóle nie ma (np. Tibia).

W grach Single, często o poziomie trudności rozgrywki świadczy horda bezmyślnie nacierających na nas przeciwników, a nie jakość ich sztucznej inteligencji.

Jak już wspomniałem - zazwyczaj jest tak, że gracze są współtwórcami danej gry. Otrzymujemy dany program i głównie od nas zależy, jak będziemy się zachowywać, jakiego questa wybierzemy najpierw oraz który przeciwnik w pierwszej kolejności pójdzie pod nasz ogień lub topór. Wykorzystujemy dane nam narzędzie do kreacji rozmaitych sytuacji nie zawsze przewidzianych przez samych twórców gry. W grach przeznaczonych dla jednego odbiorcy pojawia się problem nudy, liniowości, monotonii. W grach Multi sami możemy stworzyć fabułę, która nie ma końca. Sami konstruujemy dla siebie i naszych kompanów zadania, wszczynamy wojny, czy wspólnie organizujemy wyprawy w celu odnalezienia wartościowych przedmiotów.

Jest wiele gier, w które gracze bawią się dla samej idei doskonalenia własnej postaci, nabijania poziomów, czy podnoszenia statystyk. To coś w stylu pamiętnej zabawki Tamagotchi, bijącej rekordy popularności w latach ‘90. Pielęgnujemy naszą postać, dbamy o nią i - będąc poza domem - martwimy się, że jej rozwój zamiera. W niektórych grach Single mamy możliwość włączenia bądź wyłączenia zautomatyzowanych zachowań - sztucznej inteligencji naszych komputerowych towarzyszy. Przykładem mogą być chociażby serie Baldur’s Gate lub Icewind Dale. W grach Multi wszyscy oponenci mają ją zawsze włączoną :)

CO-OP jako złoty środek?

Sam gracz, jak i osoby z nim współpracujące bądź konkurujące - posiadają określoną rolę, specjalizację, świadomość zadania, wytyczne, itp. Cel jest jednak jeden - pokonać przeciwnika przy jak najskuteczniejszym wykorzystaniu umiejętności wszystkich grających kompanów. Dopiero w takich i podobnych sytuacjach gracz odczuwa prawdziwe znaczenie słowa Multi. Nie jest on sam. Zjawisko rozbudowanych możliwości wspólnych interakcji w grach Multi może być według mnie zarówno zachętą jak i pewnego rodzaju blokadą przed zabawą z innymi graczami. Niektóre osoby nie potrafią się przełamać z obawy przed początkowo nic nieznaczącą postacią przez nich kierowaną. Widok armii doświadczonych graczy, używających całej masy destruktywnych umiejętności, noszących budzące respekt i moce piekielne zbroje oraz oręż - faktycznie może zniechęcić. Trzeba się, więc przełamać i zacząć tworzyć postać, która kiedyś stanie się wymiataczem z całym wachlarzem w/w właściwości.

Same gry Multi w pewnym stopniu zmieniają powoli znaczenie gier Single. Multiplayerowi weterani traktują gry Single nie jako samoistne gry, ale jako swoisty trening przed prawdziwą zabawą - wyzwaniami czekającymi na nich w świecie wieloosobowych rewelacji. Dobitnym tego przykładem może być najwyższy poziom trudności Godlike w Unreal Tournament. Mimo, iż gry Multi szalenie interesują mnie od strony naukowej (tak jak Rocka), to ze smutkiem stwierdzam, że kres gier Single powoli nadchodzi. Wszystko przez konieczność comiesięcznego opłacania abonamentów w większości gier MMO. Kasiora kochani, ot co! W grach Single nie ma takiego przymusu – płacimy raz, w momencie nabycia gry w sklepie (wyjątkiem mogą być bezczelne zabiegi w stylu płatnych DLC o często wątpliwej jakości/opłacalności) lub mikrotransakcji, potrafiących zaburzyć balans zabawy (cała nadzieja w GW2). Stąd gry MMO dla twórców gier, są bardziej korzystne, stanowią płynne źródło dochodów, nie jednorazowe.

A może gorące krzesła?

Jest wiele gier łączących z mniejszym, bądź większym powodzeniem brak liniowości, atmosferę, rozbudowaną rozgrywkę czy poczucie misji. Nie zmienia to jednak faktu, że jeden element gry może być lepszy od drugiego. Może być odczuwalnie wykonany z większym zaangażowaniem. Świadczy to o zamyśle, z jaką była tworzona gra jak i o potencjalnym odbiorcy - czy ma być jeden czy całe miliony. Inną kwestią (tym razem techniczną) jest sama grafika gier MMO. Oczywistym jest, że w większości gier sieciowych - spada ona na dalszy plan (np. World of Warcraft). Grafika w tych i podobnych pozycjach mogłaby być lepsza. Nie jest to jednak istotne. Te gry muszą płynnie i bezproblemowo działać na komputerach u jak największej ilości graczy. Stąd pewne niedociągnięcia graficzne stają się w pełni uzasadnione i zrozumiałe. Większość graczy (głównie e-sportowców) wyłącza lwią część zaawansowanych, dodatkowych opcji graficznych – bawiąc się na niskich ustawieniach detali obrazu. Wysokie ich parametry mogą znacząco zwolnić rozgrywkę, uniemożliwiając graczowi czas na reakcję i adekwatne zachowanie się do sytuacji. Gra ma działać szybko, płynnie, bez żadnych zrywów czy lagów. Głowa przeciwnika, super wygładzona czy kanciasta – ważne by była celnie odstrzelona lub odcięta!

W grach Multi dominuje motyw wirtualnej maski. Każdą postacią widoczną na ekranie kieruje prawdziwy człowiek siedzący przez komputerem.

Razem czy osobno? Nie da się jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć. Jedno jest jednak pewne - gry Multi mają większe szanse na przeżycie, a jest tak, dlatego, że w ręce graczy oddawana jest gra, którą dalej tworzą oni sami, która nie ma końca. Nie można także zapomnieć o stale rosnącej popularności Internetu, dzięki któremu wirtualne społeczności nieustannie się powiększają i rozwijają. Współpraca, współzawodnictwo, handel czy rozbudowany graficznie chat-room - wszystko to mamy w Multi. Po drugiej stronie barykady w sumie mamy podobnie, jednak to nie to samo, co wirtualny kontakt z żywym człowiekiem. W grach Single otrzymujemy gotowy twór, z reguły bardziej od gier Multi dopracowany od strony graficznej, dźwiękowej, a czasem fabularnej, z nieuniknionym game over. Wyjątek stanowią m. in. produkcje firmy Maxis, takie jak SimCity czy The Sims. W grach Multi z kolei przygoda się nie kończy. Tak więc, z jednej strony mamy wieloosobową, praktycznie niekończącą się przygodę przywodzącą na myśl telenowelę, a z drugiej - ograniczoną niczym książka lub film historię poznawaną w pojedynkę. Wybór między tymi dwoma alternatywami jest kwestią indywidualną. A co wy preferujecie?

P.S. Jeśli podoba Ci się mój Blog, znalazłeś/-aś w nim coś dla siebie (jakiś stały cykl, konkretny dział, itp.) i posiadasz konto na Facebooku, "Polub go" po prawej stronie pod moim avatarem. Z góry Ci za to dziękuje i doceniam.

Rojopojntofwiu:

#1 Erpegowo w koło

#2 Trzy drogi 

#3 Leonardo Pixel 

#4 Prywatne sanktuarium odbioru

#5 Razem, czy osobno?

#6 Gry inspiracją?

#7 Kim jest Annoying-Player Character? 

#8 The Sims - na czym polega fenomen serii?

#9 Strategicznie i ekonomicznie

 #10 Pad w łapę, kisiel w gacie

 #11 Mocne 0,7 immersji

 #12 Zabawa historią

 #13 Need a hand?

 #14 Wartość, czy zagrożenie?

 #15 Syndrom Upgrade

ROJO
9 stycznia 2011 - 13:11