Niektórzy czekają na kolejny sezon swojego ulubionego serialu z wypiekami na twarzy. Może nie należę do tego szczęśliwego grona fanatyków, niemniej jednak gdzieś w głowie notuję sobie daty rozpoczęcia kolejnych etapów serialowych historii i staram się nie przegapić początku żadnej z nich. Na Grę o Tron kazano nam czekać dość długo, choć okres oczekiwania w przypadku topowych seriali zazwyczaj wynosi tyle samo – masakrycznie dużo! Teraz jednak jest moment na fanowskie świętowanie, gdyż sezon 4 Gry o Tron właśnie się rozpoczął i zwiastuje porządną „nawałnicę”.
Do mojego operatora telewizji mam wprawdzie dużo zastrzeżeń, jednak cieszy mnie fakt, że gdzieś na najwyższych stołkach podjęto decyzję, aby w ramach usługi VOD umożliwić wszystkim zainteresowanym dać się porwać, bezpłatnie, sezonowi czwartemu serialu Gra o Tron. Przyznam się, że wyczekiwałem godziny 9 rano, która była momentem udostępnienia pierwszego odcinka nowego, czwartego etapu w historii królestwa Westeros. Wprawdzie HBO GO także wprowadziło podobną możliwość, jednak ich serwery nie wytrzymały naporu zainteresowanej klienteli i wszystko skończyło się tak, jak zwykło się w takich sytuacjach kończyć, czyli pojawieniem się rzeszy niezadowolonych internautów, którzy zacięcie musieli walczyć z własną ciekawością przez dłuższy czas, aniżeli im obiecano. Ja jednak znalazłem się w grupie szczęśliwców, którym udało się niedogodności ominąć. Zasiadłem w poniedziałek rano przed telewizorem, czyli w dniu i porze, kiedy większość wypruwała sobie flaki w szkołach i pracach, aby przypomnieć sobie całą krainę przepełnioną krwią i zmagającą się z wojną.
Jeśli ktoś chociaż raz w swoim życiu próbował komuś opowiedzieć coś, zachęcić do czegoś, a nie chciał przy tym stać się pospolitym i wzgardzanym „spojlerowcem”, ten wie, jak ciężkie jest to zadanie. Jak przekazać zafascynowanie, jak poprzeć to argumentami, kiedy nie można przytoczyć tych kluczowych aspektów fabularnych, które świetnie mówiłyby same za siebie, nie wymagając przy tym wyjaśnień i komentarzy? Przed takim wyzwaniem staje każdy z nas, piszących, niezależnie od portalu, środowiska czy intencji. Jeśli więc tekst ten wyda Wam się w pewnych miejscach mocno „lakoniczny”, miejcie świadomość, że wszystko to jest w dobrej wierze o Wasz stan informacji nt. nowego sezonu. Nie chcę odbierać Wam zabawy, a tej zapowiada się nad wyraz dużo.
Twórcy Gry o Tron przyzwyczaili nas do wysokiej jakości całego „widowiska”. Serial odniósł spektakularny sukces, a ten z kolei przełożył się na zainteresowanie jego pierwowzorem, czyli książką Nawałnica mieczy. Ja nie sięgnąłem do tego dzieła pisanego, podobnie jak w przypadku serialu The Walking Dead – nie chcę psuć sobie zabawy serialowej, znając ciąg historii książkowej/komiksowej. Stąd też każdy kolejny odcinek to nowość, którą się fascynuję i na którą czekam. Ciężko tylko wraca się do serialu po tak długiej przerwie. Parę szczegółów i popularnych smaczków zdążyło już umknąć.
W Westeros nie działo się dobrze, kiedy z niezadowoloną miną zostawiono nas na koniec sezonu 3. Daenerys Targaryen zebrała silną armię, która z racji swojego pochodzenia będzie jej bezgranicznie oddana. Asem w jej rękawie są smoki, które, gdy wyrosną, staną się prawdopodobnie najsilniejszą bronią w jej arsenale. Ostatnio mieliśmy okazję zobaczyć ją w marszu na stolicę widząc jej twarz przepełnioną wiarą w sukces. Sezon czwarty rozpoczął się dla niej tak, że zrodziło się we mnie wrażenie, iż nie do końca wszystko może pójść po jej myśli w przyszłości. Są bowiem siły w naturze, których nikt nie będzie w stanie okiełznać. Ludzie Północy z kolei kroczą w kierunku południa. Pamiętamy Jona Snow’a, który uciekł z niewoli, podążając w kierunku Czarnego Zamku. Tam bowiem szykuje się bitwa, którą dzicy chcą wydać Czarnej Straży. Barbarzyńcy nie pozostaną jednak sami... Najbardziej jednak zainteresowała mnie ostatnia chwila z pierwszego odcinka. Arya Stark, będąca na przechowaniu u Ogara, wydaje się być przepełniona nienawiścią, czemu upust da już w tym odcinku, a to z kolei zapowiadać może jej ciekawą metamorfozę. Być może to ona niedługo stanie się osobą, która „save the day”.
Jestem jak najbardziej pozytywnie nastawiony na dalszy ciąg historii rodem z Westeros. Po trzech sezonach wiem, że reżyser z ekipą nie zawiodą pokładających w serialu nadziei fanów. Fantastyka połączona z politycznymi zagrywkami to w przypadku Gry o Tron przepis na sukces. Sukces, którego nie można zaprzepaścić mizernym sezonem czwartym, tym bardziej, kiedy tak ciekawie rozpoczyna się jego bieg. Czekam na więcej!