Tomek Bagiński ogłosił rozpoczęcie prac nad kinowym Wiedźminem. A w sieci zawrzało i to konkretnie. Czy autor pracujący do tej pory nad kilkuminutowymi animacjami potrafi wykorzystać swój talent do zaistnienia w długim metrażu? Czy polscy, często zaszufladkowani aktorzy udźwigną na swoich barkach wymagające kreacje, dla których fundament położył Sapkowski? I wreszcie – czy pojawi się legendarny smok? Pytań rodzi się sporo i gdyby wykonać prostą ankietę z krótkim pytaniem „Czy wierzysz w projekt Bagińskiego?” - głosy rozłożyłyby się po połowie.
Sceptycyzm widzów powiązany jest nie tylko z poprzednią, żenującą ekranizacją przygód Geralta, ale także z ogólną świadomością jak kręci się u nas kino wysokobudżetowe. Ktoś napisał ostatnio, że Bagiński będzie się zmagać z problemami, aby zdobyć odpowiednie pieniądze. Kasa w Polsce akurat jest, bo skoro na takiego paszkwila jak Bitwa Warszawa 1920 daje się lekką ręką ponad 25 baniek, to na Wiedźmina spokojnie znajdzie się i 40.
Inny argument to kosztowność samych efektów specjalnych, aczkolwiek i tutaj Bagiński prawdopodobnie wyjdzie obronną ręką, bo ma wiedzę oraz rozeznanie. Wiedźmin nie musi się wcale silić na masową batalistykę. Nie zdziwiłbym się, gdyby reżyser postanowił choć trochę zaufać widzom i część rzeczy pozostawić ich wyobraźni. Podobnie jak robiły to książki. Jeżeli więc sprawy finansowe i realizacyjne mamy jako-tako zaklepane, co jeszcze może budzić wątpliwości? Tym czymś jest zjawisko, które jest charakterystyczne dla Polaków – chcemy być lepsi od najlepszych, a naszym orężem są wyłącznie dobre chęci.
Staramy się kręcić filmy gatunkowe, ale zupełnie Nam to nie wychodzi. Dlaczego? Bo ostatecznie gatunek przegrywa u Nas z siłą wyższą. Gdy wreszcie pojawia się spory worek z pieniędzmi, roztrwaniamy go na głupoty i pseudoartstyczne podejście. Tworząc film wojenny usilnie przyozdabiamy go elementami, które pasują jak pięść do nosa. I jeszcze lepiej – od razu robimy to w 3D (Bitwa Warszawska 1920), podczas gdy nie potrafimy pokazać innym dobrej jakości 2D. Jednym, naiwnym projektem nie przeskoczymy od razu poprzeczki postawionej przez Rosjan, Niemców, Francuzów, Hiszpanów, nie wspominając już o Amerykanach. A tak do tej pory to wyglądało. Ridley Scott kręci Gladiatora za 100 milionów dolarów? My pokażemy swoim Quo Vadis, że nie będziemy gorsi i zrobimy to za 70 milionów. Złotych. A potem wszystko spalimy.
Dlatego liczę, że Bagiński jako człowiek nieskażony dotychczasowym systemem będzie pracować spokojnie. To zresztą dla niego spora szansa, aby wybić się do innej ligi. Materiał na dobry film jest, potrzeba jeszcze kogoś z głową, kto zna się na realizacji i technologii (mam wrażenie, że polscy twórcy mają tutaj braki). Myślę, że stać Bagińskiego na wiele, ale nie chcę sobie zawiązywać na szyi pętli z oczekiwaniami. Poziom dowolnego odcinka Gry o Tron byłby sukcesem. A przede wszystkim byłby to spory krok dla kinowego fantasy made in Poland.