Serial Synowie Anarchii darzę szczególną sympatią, graniczącą z uwielbieniem, o czym zresztą stali czytelnicy Jaskini pewnie dobrze wiedzą. Stąd na kolejny projekt Kurta Suttera, człowieka stojącego za niesamowicie wysokim poziomem przygód kalifornijskiego gangu motocyklowego, czekałem bardzo konkretnie nakręcony. The Bastard Executioner zapowiadał się apetycznie – klimaty rodem z Bravehearta wydawały się całkiem nieźle pasować do stylu Suttera, specjalizującego się w niejednoznacznych postaciach, dramatycznych historiach i bezkompromisowej przemocy. Niestety, z tego wszystkiego w satysfakcjonującej ilości otrzymaliśmy jedynie ostatni ze składników.
Ciężki jest żywot aktora, który zostaje zaszufladkowany jako odtwórca jednej, specyficznej roli. Może się on później dwoić i troić, dawać najbardziej niesamowite popisy swego warsztatu, a mimo to pozostaje już na dobre zapamiętany jako bohater jednego filmu. Sean Bean ma nieco bardziej nietypowy problem. Jego również zaszufladkowano, jednak nie jako konkretną postać. Seana wszyscy kojarzą z umieraniem na ekranie. Aktor ten dostał przydomek „żywego spoilera” – sama jego obecność na ekranie zdradza niezbyt szczęśliwy koniec granej przez niego postaci.
Poznajcie Jessicę Jones. Ma problemy z alkoholem i panowaniem nad agresją. Jest bardzo wulgarna i trzyma ludzi na dystans od siebie, nie licząc jednonocnych przypadkowych znajomości. Prowadzi agencję detektywistyczną specjalizującą się w nakrywaniu mężów zdradzających swoje żony. No i ma też nadludzkie moce, których próba wykorzystania w dobrej wierze zniszczyła całej jej życie.
Znakomita większość z nas uwielbia się bać. Jedni bardziej, decydując się na przygody ze sportami ekstremalnymi czy prowadząc tryb życia gwarantujący regularne zastrzyki adrenaliny. Inni preferują bezpieczniejszą metodę przyprawiania się o szybsze bicie serca, zagrywając się w survival horrory albo oglądając przerażające filmy. Choć przedstawione na ekranach sceny często gwarantują potężną dawkę strachu, to zawsze istnieje niewidzialna granica, dzięki której nasze umysły bez większych problemów znoszą to, co widzą – świadomość, że mamy do czynienia z czystą fikcją. Tyle, że nie zawsze tak jest. Niektóre filmy zaczynają bądź kończą się jeszcze bardziej przerażającym niż ich treść napisem:
Historia oparta na faktach.
Już za kilka dni amerykański gigant cyfrowej wypożyczalni filmów i seriali, Netflix, udostępni swój drugi po wyjątkowo ciepło przyjętym Daredevilu serial internetowy poświęcony tematyce superbohaterskiej. Jessica Jones opowie o byłej superbohaterce, która po traumatycznych przeżyciach postanowiła na dobre odwiesić kostium i zamiast tego otworzyć własne biuro detektywistyczne. Tytuł ten zapowiada się na równie wielki sukces, co produkcja o niewidomym prawniku, warto więc poznać bliżej komiksowe korzenie tytułowej Jessici.
„Easter eggs”, czyli po naszemu „jajka wielkanocne”, czyli już całkiem po naszemu „ukryte smaczki”, to element gier komputerowych, który już na dobre zadomowił się w interaktywnym medium. Deweloperzy uwielbiają chować różnorakie mrugnięcia okiem do graczy w swoich produkcjach. Czasem sekrety te odkryć można wyjątkowo łatwo, bywa i tak, że na ich ujawnienie potrzeba całych lat. Jedne przyjmuję subtelną formę, inne są wyjątkowo rozbudowane. Poniżej znajdziecie zabarwione moim subiektywnym zdaniem zestawienie najlepszych „jajek” ukrytych w grach wideo.
Jeśli mieliście kiedyś (nie)przyjemność zaplątać się w zakątki internetu opanowane przez tak zwane nazifeministki (i nazifeministów, bo nie brak również mężczyzn hołdujących ich opiniom), czytając ich mógł ukazać się Wam obraz świata, w którym Hollywood zostało opanowane przez wiernych patriarchatowi szowinistów i rola kobiet we wszystkich filmach sprowadzona została do obiektu seksualnego, damy w opałach i/lub narzędzia mającego zapewnić motywację głównemu, obowiązkowo męskiemu bohaterowi. Tymczasem, jak każda skrajność, jest to opinia ekstremalnie przesadzona, w rzeczywistości bowiem w filmach nie brakuje zarówno interesujących i wiarygodnych kreacji kobiecych, jak i twardzielek mających charakterologiczne cojones nie mniejsze niż Schwarzenegger i Stallone razem wzięci. Jak zdradza tytuł tego tekstu, tematem dzisiejszej „lekcji” będzie ta druga kategoria. Zapraszam do przeglądu największych żeńskich „badassów” kina akcji.
Kilka dni temu przedstawiłem kilka gier, które zapamiętałem szczególnie mocno ze względu na to, że zdołały wywołać we mnie bardzo silne emocje, dzięki immersji zachodzącej między graczem a sterowaną przez niego postacią mocniejsze niż cokolwiek, co można odczuwać podczas oglądania filmu czy czytania książki. Dzisiaj przyszła pora na prezentacje kolejnych, moim zdaniem wyjątkowo wzruszających, produkcji. Tym razem jednak nie tylko moje zdanie się liczy – swój głos zabrali i swe typy zaprezentowali również czytelnicy Gameplay’a!
W gry komputerowe gramy z różnych powodów. Niektórzy, by się odstresować po trudach życia codziennego. Inni, by potrenować szare komórki. Jeszcze inni dla satysfakcji ze zwycięstwa bądź dreszczu płynącego z rywalizacji z innymi. Są też i tacy, dla których największą satysfakcję stanowi psucie zabawy innym graczom. Ja w elektronicznej rozrywce najbardziej cenię sobie opowiadane historie. Ze względu na to, że w medium tym jak w żadnym inny podczas zabawy następuje immersja, czyli „zżycie” się ze sterowanym bohaterem, również emocje wywoływane przez wydarzenia w świecie gry potrafią uderzyć silniej niż podczas czytania książki czy oglądania filmu, gdy jesteśmy jedynie biernymi obserwatorami. Niektóre gry komputerowe doskonale to wykorzystują, grając emocjami odbiorców i serwując sceny tak wzruszające, że nawet najwięksi twardziele mają problem z zachowaniem kamiennej twarzy i suchego oka. Poniżej znajdziecie subiektywne zestawienie tytułów, które w moim prywatnym rankingu stanowią absolutną czołówkę interaktywnych „wyciskaczy łez”.