Szybka rozkmina to cykl felietonów, który oprócz ukazania interesującego zjawiska, gamingowej ciekawostki, śmiesznego filmiku lub ukrytego bonusu - zaprasza Was do dyskusji na konkretny temat i wzięcia (nie zawsze) udziału w ankiecie.
Każdy ma swoje podejście do danego tytułu. W dzisiejszych czasach praktycznie wszystko jest skrupulatnie rejestrowane za pomocą specjalnych programów bądź usług, o których to pisałem Wam w 19 odcinku Rojopojntofwiu („Gracz lubi się chwalić”). Mamy więc narzędzia gamingowej infiltracji, rozbudowane systemy podglądu dokonań (patrzcie Battlelog). Czy coś takiego wymusza w nas dążenie do doskonałości sprawiając, że zapominamy o pierwotnym funie? Czystej radości płynącej z gry? Czy może w żadnym stopniu tego procesu nie zaburza, a kolejne levele, zestawienia ratio i score to miły dodatek? Urozmaicacz, nie cel/determinant? Jestem ciekaw.
Nie wychodzę oczywiście z założenia, że nie można łączyć ambicji wynikających z chęci „levelowania w czym się da” z radością/satysfakcją wynikającą z tego, jak z samej gry w ogóle. Łatwo jednak się w tym zatracić, zagubić. Dlaczego tak sądzę? Obserwuję ostatnio zachowania oraz nastroje graczy w środowisku danej gry, jak i w komentarzach pod gameplay’ami na YT. „Ale lamicie”, „Jakie nooby”, „Ja bym Was pojechał”, „Phi, dopiero X level?”. Satysfakcja z tego, że jest się lepszym (lub ma się takie wrażenie) od kogoś jest jak najbardziej uzasadniona i zrozumiała. Forma wypowiedzi i jej treść… już trochę mniej.
Jeśli o mnie chodzi to preferuję zdrową rywalizację i samomoblilizację. Spokojną drogę do Veta. Bycia „The Best” za wszelką cenę (w szerokim tego słowa znaczeniu) – nie akceptuję. Staram się dostrzegać piękno danej gry oraz opcje integracji i interakcji jakie oferuje ona graczom. Gdy jeszcze wszystko jest podkręcone elementami RPG – czuję się jakbym grał w strzelankowego erpega z żywymi ludźmi. Bardziej dążę do unlocków niż bicia rekordów. Z resztą, nigdy za wymiatacza się nie uważałem, ani na takiego się nie kreowałem. These are games man!
Reasumując, odnoszę wrażenie, że niektórzy zapominają o tym co powinny dawać gry, po co i z jaką myślą zostały pierwotnie stworzone. Za bardzo skupiają się na roli Wyczynowca (Achievera), o którym to m.in. pisałem w 13 odcinku Rojopojntofwiu („Need a hand?”). Po co ta cała spina? Ten pośpiech i ciśnienie? Gracie więc w strzelanki sieciowe, MMO dla „robienia skilla” czy nie jest to dla Was tak istotne? Jaka idea Wam przyświeca?
P.S. Jeśli podoba Ci się moja działalność, subskrybuj mój kanał na serwisie YouTube (Światy Urojone) oraz "Polub" ROJA klikając na łapę po prawej stronie pod moim avatarem. Z góry Ci za to dziękuje. Doceniam i pozdrawiam. ROJO
Szybka rozkmina:
#37 Kim grasz/zagrasz w Skyrim?
#38 Produkujesz czy bierzesz co jest?