Jak już sami wiecie seans z pierwszą odsłoną cyklu Uncharted mam za sobą. Przygody Nathana Drake’a bardzo przypadły mi do gustu, głównie przez nieopuszczające nas uczucie uczestnictwa w porządnym filmie akcji, rodem ze starego Indiana Jones. Po kontynuacji spodziewałem się jeszcze więcej takiego doświadczenia i szczerze mogę powiedzieć, że się nie zawiodłem. Among Thieves jest pod każdym względem lepsza od pierwowzoru i od razu mogę rzec, że jest to jeden wielki must have dla każdego posiadacza PS3! Chcecie konkretów? No to czytajcie dalej!
Wszystko zaczyna się dość niepozornie. Naprawdę! To nie jest żadna ironia! Budzimy się tylko w pociągu… cali zakrwawieni… a wagon wesoło dynda sobie w powietrzu… z krawędzi urwiska... na dół jest prawdopodobnie jakieś paręset metrów. To chyba nic szczególnego, a cała sytuacja wydaje się być niegroźna dla głównego bohatera. On sam zresztą po przebudzeniu patrzy na wyciekającą z jego ciała posokę, jak na coś codziennego, niczym na kolejne, zalegające papiery w biurze. Pierwsza sekwencja wita nas walką z grawitacją, spadającymi na głowę elementami i ogólnym poczuciem bezpieczeństwa. Kto niby może czuć się nieswojo, gdy prawdopodobnie zaraz umrze? Nathan Drake na pewno nie ma takich problemów.
Historia zaczyna się od momentu, gdy Harry Flynn i cudowna kobieta o imieniu Chloe (która ma straaasznie dziwne oczy) znajdują protagonistę, podczas delektowania się pewnym trunkiem, w barze, na niebiańskiej wręcz plaży. Nie odwiedzają oni bowiem starego znajomego po dobroci, a w celach zawodowych, ponieważ trafia się niezwykle ciekawe zlecenie. Otóż trzeba wykraść ze stambulskiego muzeum pewną lampę oliwną, ta zaś rzekomo ma prowadzić nas do wytłumaczenia sekretu Marco Polo, którego to ogromna załoga zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Powiem jeszcze tylko tyle, że w całą awanturę sprytnie wplecione są legendy o zaginionym mieści Shangri-La. Nie chcę psuć więcej zabawy, bo fabułę drugiego już Uncharted ogląda się z wielkimi wypiekami na twarzy. Została ona napisana naprawdę porządnie i rzeczywiście potrafi przykleić gracza do fotela, choć w niektórych momentach, przez swoją filmową naturę, potrafi być przewidywalna. Czemu akurat filmową? Ponieważ gracz siadający do tego tytułu, czuje się jak na 10-godzinnym seansie kinematografii. Spektakl ten cały czas chwyta za serce i nie daje nam momentu na wytchnienie. Niektóre zwroty fabularne potrafią zdziwić i zarazem zmotywować do dalszego drążenia w strasznie sadystycznych przygodach Nathana. Opowieść jest bardzo dojrzała i realistyczna. Gdyby nie wątki nadnaturalne to dałoby radę uwierzyć, że niektóre wydarzenia z gry naprawdę mogły mieć miejsce, gdzieś na świecie.
Naughty Dog postanowiło nie głaskać po główce bohatera, a co krok rzucać mu pod nogi ogromne kłody. A to w spokojnym momencie wszystko zacznie się walić, a to Drake na coś się nadzieje, albo spokojna sekwencja zrobi gwałtowny obrót o 180 stopni i przerodzi się w soczystą strzelaninę. Tylko w bodajże trzech momentach gry widać jak nasz bohater sobie odpoczywa, reszta zaś, to cały czas wspinaczka na szczyt wiecznie wydłużającej się góry. Efekt ten ma nam pokazać, że protagonista nie jest zbiorem pikseli, czy też bezdusznej materii, a człowiekiem ze skóry i kości. Wszystko wygląda ogromnie realistycznie, a i sam Nate w pewnym momencie przeżywa kryzys, chcąc zrezygnować ze swojej wyprawy. Bardzo mi się to spodobało. Ogólnie koncepcja wszystkich postaci jest niebywale interesująca. Wiecznie na język rzucają im się jakieś przyprawiające o uśmiech teksty (niektóre dialogi są po prostu mistrzowskie), ale w obliczu niebezpieczeństwa, zaczynają zachowywać się jak zwykli ludzie, a nie jacyś super-bohaterowie. Wreszcie zaczynamy czuć coś do osób, które przeplatają się w fabule i faktycznie zaczynamy je lubić, nieraz zaś im współczuć. Do tego wrażenie potęguje wyborna technologia motion capture. Ruch ust, animacje bohaterów wyglądają niesamowicie naturalnie, ale o tym powiemy już w innym akapicie.
Kolejnym elementem zasługującym na pochwałę (tych zaś mógłbym wymieniać w nieskończoność) są zdecydowanie lokacje. W części pierwszej, po pewnym czasie zaczynała doskwierać nam monotonia, bo jedyne, co widzieliśmy to były różne dżungle, starożytne świątynie i fragmenty ich wnętrz. Uncharted 2 cały czas płynnie przerzuca nas pomiędzy stambulskimi mieścinami, zimowymi krainami czy też choćby Tybetem. Miejsca te zostały wykonane z niebywałą dbałością o szczegóły, nie mówiąc już o często rzucających się w oczy epickich widokach, których pozazdrościłyby inne gry. Krajobrazy te idealnie pasują na pocztówkę, a potęga silnika graficznego Naughty Dog sprawia, że ciężko byłoby je nam odróżnić od miejsc rzeczywistych. To chyba wystarczający dowód na jakość lokacji.
Teraz pora na wirtuozerię, wisienkę na szczycie tortu, miąższ soku itd. Mam tu na myśli rozgrywkę. Mistrzostwo, kunszt, sztuka, ideał, przykład dla innych developerów. Tak mógłbym określić całą mechanikę zabawy, którą skonstruowało Naughty Dog. Nie ma tu bowiem czasu na nudę, a chyba po raz pierwszy w całej mojej historii grania (pomijając baaardzo wczesną młodość) nie zdarzyło mi się ani razu ziewnąć, podczas seansu. To jest wystarczający atut. Żaden element tego ciasta, zwanego gameplay’em (nawiązanie do serwisu, na który piszę ten tekst przyznajcie… weszło mistrzowsko) nie przeszkadza, nie pozostawia niemiłego posmaku. Zachowana jest harmonia, pozwalająca w nieskończoność delektować się tym deserem. W innych grach strasznie łatwo jest dostrzec i wytknąć jakąś wadę. Tutaj cudem jest jej znalezienie. Bardzo ciężko jest znaleźć jakikolwiek błąd programistów. Wszystko jest idealnie wyważone. Z wciągających, wielopoziomowych, wymagających (nieraz - mówię to z bólem serca – frustrujących) strzelanin, płynnie przechodzimy się do ciekawej eksploracji, a zaraz potem do pokonania jakiejś prostej zagadki logicznej. Następnie znów wpadamy w niesamowity wir akcji, np. strzelaninę w walącym się budynku, po czym ponownie wbadamy w błędne koło, z którego o dziwo, nie chcemy wyjść. Nuda w Uncharted 2? To jest coś takiego?
Same fragmenty ze wspinaczkami zasługują na poklepanie twórców po plecach i powiedzeniu im: „Good Job GUYZ!”. Są one niezwykle widowiskowe, bo cały czas coś się wali, pali lub spada nam na głowę, także nie uświadczymy tu statycznego wbiegania po krawędziach ścian, niczym w Assassin's Creed.A wszystkie te sekwencje są proste i przyjemne, choć nieraz zdarzają się drobne wpadki, choćby takie, gdzie Nate nie wyczuwa, gdzie chcemy skoczyć i najzwyczajniej w świecie rzuca się w przepaść. Może ma skłonności samobójcze? Tego stwierdzić nie mogę, ale wiem, że takie potknięcia zmuszają nas to do wczytania poprzedniego stanu gry, a co za tym idze, puszczenia paru niemiłych snów w stronę ekranu. Owe małe błędy, jednak nijak wpływają na pozytywne odczucia płynące z naturalnej i interesującej eksploracji. Przepraszam bardzo, ale najzwyczajniej w świecie staram się czegoś przyczepić.
Twórcy takich serii jak Crash Bandicoot, czy też Jak & Daxter prezentując swoją pierwszą grę na konsolę PlayStation 3 – Uncharted zaszokowało wszystkich potęgą, jaką dysponuje ich silnik graficzny. Do tego Sony zgarnęło swoje trzy grosze, bo w końcu taka technologia była dostępna tylko na ich sprzęcie. Początek trylogii traktującej o przygodach Nathana Drake’a, wyglądał wręcz obłędnie, a przy tworzeniu jej kontynuacji Naughty Dog nie spoczęło na laurach. Swoje dzieło jeszcze bardziej upiększyli, dodając kolejne efekty graficzne, te zaś niewiarygodnie cieszą oko. Autorzy po prostu wycisnęli jeszcze więcej soku, przez co zyskujemy najlepiej wyglądającą grę na konsole obecnej generacji. Oprócz Crysisa nie ma konkurentów, którymi Uncharted mógłby się przejmować. Tytuł ten oszałamia jakością tekstur, animacji i wrażeniem bycia częścią realistycznej przygody. Uparci mogą powiedzieć, że wszystko jest nieco przekolorowane, wyglądające sztucznie, ale to tak naprawdę szukanie wad na wyrost.
Podniecanie się wyłącznie oprawą graficzną byłoby grzechem, bo pozostają jeszcze dźwięki i cudeńko w postaci muzyki. Tutaj nie ma się do czego przyczepiać i powiem szczerze, że jest nawet zbyt dużo powodów do zachwalania. Kompozycja audio wręcz pieści nasze ucho epickimi piosnkami, które potrafią nadać odpowiedniego klimatu, podczas walk, albo eksploracji różnych miejsc.
Warto też wspomnieć o działającej od dawna akcji Sony: „Lokalizacja 2.0”. Dzięki temu w naszym kraju dostajemy pełną polonizację ze sporą plejadą gwiazd, podkładających swój głos. W roli głównej mamy tu bowiem legendę polskiego dubbingu – Jarosława Boberka, który prawdę powiedziawszy sprawdza się na równi z jego odpowiednikiem w wersji angielskiej. Ogólnie całe „spolszczenie” zasługuje na ogromną pochwałę i pokazanie go jako dowód, że jednak nasi rodacy potrafią porządnie nagrywać polskie kwestie, nie tylko w kreskówkach. Fajnie, że Sonynadal pozostawia nam pewną dowolność i możemy użyć np. niemieckich tudzież hiszpańskich napisów, podczas słuchania francuskich głosów.
Uncharted 2: Among Thieves to zdecydowanie produkcja zasługująca na miano jednej z najlepszych gier akcji w historii elektronicznej rozrywki lub też interaktywnego filmu. Jak już wspomniałem na wstępie, jest to po prostu must have dla każdego posiadacza PS3, a powód do zazdrości dla ludzi mających wyłącznie Xbox’a 360. Wpływ na taki stan rzeczy ma miodna i płynna rozgrywka, oszałamiająca oprawa audio-wizualna, wyborne lokacje, świetne postacie, wciągająca oraz trzymająca w napięciu fabuła, a do tego porządna polonizacja. Czego można chcieć więcej? Ja urokiem Nathana Drake’a zauroczyłem się niczym Chloe i jestem gotów podążać za nim, gdziekolwiek pójdzie. Ta przygoda zapadnie mi w pamięć na bardzo długo jako jedna z najlepszych gier… które kiedykolwiek powstały.
PS. Zapomniałem napisać coś o trybie multiplayer i kooperacji. Niestety nie udało mi się ich wypróbować, ponieważ moja konsola nie jest podłączona do Internetu, a funkcji grania na split-screenie brak. Wystarczy dodać, że te elementy są tu zawarte. Do tego (według opinii innych graczy) spełniają europejskie normy, a nawet sprawiają satysfakcję. Miejmy nadzieję, że tak też jest.
PS2. Odsyłam Was również do recenzji Uncharted 2 autorstwa TommiKa. Warto poznać opinię kogoś innego na temat tego samego. :)
Plusy
+ Dynamiczna rozgryka, nie dająca ani chwili wytchnienia
+ Nic tutaj nie nuży
+ Filmowość
+ Żywe, realistyczne i świetnie napisane postacie
+ Grafika i wartswa audio
+ Cudowne lokacje
+ Lokalizacja 2.0
Minusy
- W pewnych momentach fabuła
- Pomniejsze błędy w sterowaniu
- Brak split-screena do lokalnego trybu kooperacji
Ocena: 93/100 (tak, mam bardzo dziwny system oceniania)
Zapraszam do odwiedzania oraz lajkowania mojego fanpage na facebooku, jeżeli chcecie być na bieżąco z tym, co dzieje się u Rasgula, albo po prostu macie czas na czytanie różnych przemyśleń, czy innych głupot.