Tworzenie elitarnych oddziałów nie jest wynalazkiem XX-wieku - do tej kategorii można było zaliczyć już nieśmiertelnych pod wodzą Persji, którzy zasłynęli tym, że na oddział zawsze składał się z tysiąca żołnierzy, bo na miejsce poległego wkraczał kolejny, czy kawalerię Aleksandra Wielkiego. I chociaż dzielą je tysiące lat historii, łączy je jedno - były nieocenionym narzędziem każdego dowódcy, po który sięgano w wyjątkowych sytuacjach.
Gry ze snajperem na okładce i w tytule dobrze się sprzedają, a w połączeniu z bardzo nośnym tematem, jakim jest II wojna światowa oraz faktem, iż pierwsza część odniosła zadowalającą, jak na grę o niskim budżecie, sprzedaż, sukces murowany.
Szeroka definicja, która dotyka coraz to większą część społeczeństwa, a w szczególności, ludzi młodych. Stało się na tyle powszechnym problemem, że definiuje kierunki studiów, które wybieramy, albo zmusza do emigracji za chlebem. A obecnie w Grecji staje się plagą narodową i przyczyną rozłamu w narodzie. Często w swoim środowisku jestem świadkiem retorycznych pytań pokroju "kto jest za to winny?". Tymczasem odpowiedź nie jest ani łatwa, ani przyjemna.
Sam Fisher ratuje świat naprzemiennie od 2003 roku. Wszystko za sprawą studia sygnowanego logiem Toma Clancy’ego, które zadowało dotychczas miłośników trudnych, wyczerpujących symulacji – Rainbow Six oraz Ghost Recon. Najwyraźniej jednakże ktoś podjął decyzję, by stworzyć tytuł idący na rękę mniej zaawansowanym, a przy tym wypełnić niszę w postaci skradanek. I tak powstała licząca sobie dziś trylogia w 2003 – Splinter Cell. Sam Fisher już 9 lat ciężko pracuje na rzecz bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych.
Wraz z upowszechnieniem blogów oraz portali spolecznościowych, chcąc nie chcąc, staliśmy się częścią kultury określanej przez socjologów mianem web 2.0 - czyli sieci, w której treść tworzą, oraz ingerują sami użytkownicy. Zjawisko to podchwyciła branża gier video, a małą rewolucję zapoczątkowało studio Criterion Games w Need For Speed: Hot Pursuit.
Jeszcze kilka lat temu po upadku na chodniku, przeciętny obywatel poprzestałby na otrzepaniu i ruszył w dalszą drogę. Współcześnie z kolei, skutkowałoby to pytaniem kto jest za to odpowiedzialny i ile może na tym zarobić.
A z racji rosnącego doświadczenia oszustów, stale udoskonalających metody "pracy", w dobie prospołecznych, wrażliwych na ludzką krzywdę sądów i bogatych firm, które stać, by owe krzywdy pokrywać, można, by rzec, że chcemy i możemy się rościć. O wszystko.
Raz na jakiś czas przychodzi taki moment, iż biadolę, jakom żyw, że branża gier video zatrzymała się w miejscu i w ogóle 2012 is coming. Dlatego moją ostoją stały się swego czasu planszówki, gdzie odnalazłem swoją niszę, po cichu marząc, by przenieść ich elementy na ekran monitora. Zdaje się więc, że jakaś siła wyższa postanowiła wysłuchać prośby i uraczyła mnie, aż dwoma tytułami - są to kolejno Scrolls oraz Card Hunter.
Przecieki mają to do siebie, iż są niekontrolowane. Po ostatnich plotkach na temat pojawienia się szóstej odsłony, Capcom postanowił więc najwyraźniej nie czekać i ujawnić karty już teraz. A przy tym fakt, iż niegdyś postrzegana jako przygodówka seria, wraz z szóstą odsłoną stała się pełnoprawną grą akcji. Jak to widzę?
Za nami miejsca 10-6 oraz 5-2, więc nadeszła chwila wyłonienia wielkiego zwycięzcy tegoż cyklu, który cieszy się moim uznaniem od kilku dobrych lat i jest jedynym obrazem, który widziałem dwukrotnie tego samego dnia. Przybył nieoczekiwanie, z miejsca zdobywając moje serce, karmiąc zmysły, podbudzając wyobraźnię.
A jest nim ...
Ostatnim razem wyodrębniłem swoją listę z niemałym trudem, choć z biegiem czasu stwierdzam, że podjęte decyzje były złuszne. Może i objawiają moją skłonność do niekiedy mało ambitnych produkcji, ale cóż poradzić, iż tak mocno wgryzły mi się w pamięć. Na szczęście lista 5-2 powinna zaspokoić apetyty kinomanów. A już w ostatniej, trzeciej części mini-cyklu, poświęcę się wyłącznie numerowi jeden. Enjoy!
Moja przygoda z "Osadnikami" zaczęła się jeszcze za czasów Amigi. Potem niezabowiązujący romans z "trójką", oraz stosunkowo przelotna znajomość z "czwórką". Ten sam, bawiący rzesze od lat schemat nie zestarzał się, czego dowodem jest niezliczona ilość odsłon. Zaś z racji popularyzacji rynku gier casual i F2P, kwestią czasu było tylko pojawienie się edycji online.
Pochłaniacz czasu wolnego, przyczyna miliardów na koncie [Mark Zuckerberg], pogromca naszej-klasy, a wreszcie znakomite źrodło danych osobowych dla firm. Ma za sobą kawał historii, nierzadko o posmaku goryczy [przypadek współtwórcy], ale codziennie do monitorów przyciąga setki milionów ludzi na całym świecie. Dosłownie.
Statystyczny człowiek ogląda tyle dzieł kinematografii, a w szczególności holywoodzkich, że bez problemu jest w stanie wyłonić tytuły, które zapadły mu w pamięć i zwie ulubionymi. Ale już zebranie dziesiątki najbardziej doborowych to już trudny orzech do zgryzienia, z czego zdałem sobie sprawę tworząc pierwszą część tego mini-cyklu.
Snajper powinien unikać bezpośredniej walki, a schwytany powinien wykpić swych wrogów. Jeśli ta sztuka zaś się nie powiedzie, umrzeć z godnością. Ten odrobił swoją pracę domową, a przy tym zapewnił mi chwilę godziwej rozrywki i cenną lekcję - by zabijać, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. W filmiku znajdziecie odpowiedź dlaczego.
Fenomen, zjawisko, element kultury. Na przestrzeni dwóch i pół roku, tytuł Markusa Alexeja Persson, znanego każdemu pod pseudonimem Notch, doczekał się wielu etykietek. W tej ogólnej atmosferze szczodrego ich rozdawania, dałbym jeszcze jedną – wybrańca hype’u.
Bieg do kiosku po najnowszy numer swojego ulubionego czasopisma z wypiekami na twarzy. Łapczywcze przeglądanie okładki w poszukiwaniu aktualnego tematu numeru, oczekując, że pojawią się recenzje dawno wyczekiwanych tytułów, o których pierwsze wzmianki poznaliśmy w numerze 09, a soczysta zapowiedź nie pozostawiła nas na nie obojętnym. Ta walka z bezustanną chęcią przekartkowania się do materiałów, które nas interesują. Dawne czasy growych czasopism. Szkoda, że nie powrócą.
Czy kojarzę Dead Island? Słabo. Znam natomiast świetny zwiastun ten pod tą samą nazwą. Oglądało się go z wypiekami na twarzy, a ponoć zaistniał jeszcze w odpowiedniej kategorii w ramach „Game of the Year Awards” serwisu gametrailers, jako jeden z najlepszych w tym roku. Że co proszę? Że grę promował? - Tak mogłaby w zasadzie wyglądać odpowiedzieć przeciętnego, zagranicznego gracza.
Taki nagłówek miałyby teraz zapewne najbardziej poczytne serwisy na świecie, gdyby była to prawda. Niestety jednak rzeczywistość zweryfikował niedawno jeden ze scenarzystów Valve, a mianowicie Chat Feliszek. Ogłosił, że fani niepotrzebnie się nakręcają, bo żadne prace nie są prowadzone [patrz news na gry online]. A co jeśli byłaby to nieprawda, a sama firma przetarłaby szlak dla zupełnie nowego wymiaru promocji ... czyli jej braku?
Poradnik powstał z myślą o osobach, które chcą rozpocząć swoją zabawę w świecie TF2. Czyli grze, gdzie dwie drużyny, czerwona i niebieska, toczą starcia w bogatym uniwersum [fabuła, choć mało istotna, jest i to wyraźnie rozbudowana] w trybie multiplayer w przywodzącej na myśl kreskówki oprawę. Charakter zabawy nie ma nic wspólnego z realizmem, a najważniejszą informacją, z punktu widzenia rozgrywki, jest podział na klasy – nie ma jednej uniwersalnej, ale każda ma swoją specjalizację, mocne i słabe strony. Członkowie drużyny muszą współpracować, aby wykorzystywać atuty i niwelować słabości. A więc do lektury!