Obecna sytuacja w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej nie jest zbyt wesoła. W przeciągu ostatnich tygodni/miesięcy/lat ciągle słyszymy o nadużywaniu przez policjantów siły. Tragedie napędzają odwety, które prowadzą do jeszcze większej ilości tragedii. Błędne koło zdaje się nie mieć końca. Nikt nie ma chyba jakiegoś sensownego planu wyjścia z zaistniałej sytuacji i możemy jedynie cieszyć się tymi chwilami kiedy nie dochodzi do kolejnej tragedii. Zdziwiło mnie więc to, że ktoś w tym okresie postanowił wydać grę o tytule This is the Police. Z jednej strony chciałbym zobaczyć jakiś growy tytuł podejmujący się poważnej tematyki. Z drugiej strony nie ufam temu by jakikolwiek developer był w stanie odpowiednio potraktować kwestię funkcjonowania policji. Czy This is the Police to tylko tylko kolejna gierka czy też głos w poważnej dyskusji?
Kiedy byłem młodszy nie znosiłem gier logicznych i wszelkiej maści tytułów zachęcających nas do główkowania. Wydawało mi się, że po szkole należy mi się odpoczynek od myślenia. Z biegiem lat sytuacja ta uległa zmianie i wraz z kolejnymi generacjami konsol spędzam coraz to więcej czasu przy produkcjach polegających na rozwiązywaniu zagadek i wykorzystywaniu zdolności swojego mózgu. Nigdy nie trafiłem jednak na produkcję która potrafiłaby zatrzymać mnie na dłużej. Czyżby Tumblestone miało zmienić tą sytuację i zagościć na dysku mojego PC na stałe?
Nieczęsto zdarza się, że jakiejś grze uda się mnie zaskoczyć. Zazwyczaj kiedy odpalam dany tytuł to mam w stosunku do niego pewne przewidywanie, które sprawdzają się w jakichś 90% przypadków. Dlatego też nowa gierka od Double Fine miała być kolejnym ciekawym pomysłem z fajną stylistyką, który znudzi mi się z powodu niedoróbek w gameplayu. Headlander okazało się przewyższyć moje oczekiwania. Czyżby miał to być początek nowej tradycji, gdzie latem wychodzą świetne gry Science Fiction?
Epoka pierwszego PlayStation jest czasem gdy zakochałem się w grach typu SRPG (strategie turowe z elementami RPG). Przez lata ograłem wiele tytułów przynależących do tego podgatunku gier. Szybko zauważyłem, że jedna firma dominuje w tej sferze. Chodzi o Nippon Ichi Software, które od czasów PlayStation 2 wydaje masę świetnych tytułów z kultową Disageą na czele. Niestety użytkownicy pecetów nie mieli okazji zasmakować tych gierek. Wszystko zmieniło się z momentem wydania Disgaea PC. Port kultowej gry sprzedał się na tyle dobrze, że po kilku miesiącach otrzymaliśmy kolejnego klasyka SRPG od NIS. Tylko czy Phantom Brave PC będzie w stanie powtórzyć sukces przygód Laharla?
Iron Maiden jest zespołem, który chyba najbardziej zaangażował się w medium jakim są gry wideo. Zespół w ten czy inny sposób powiązany jest z całą gamą tytułów począwszy od dziwacznego Ed Hunter aż po obecność Eddiego w Tony Hawk Pro Skater 4. teraz do tych produkcji dołączą także Iron Maiden Legacy of the Beast. Czy oznacza to, że możemy liczyć na heavy metalowy klimat na swoich telefonach komórkowych?
Każdy dzieciak którego znam chciał być w pewnym momencie wojownikiem ninja. Sam pod wpływem Teenage Mutant ninja Turtles i filmów klasy b takich jak Amerykański Ninja ( z Michaelem Dudikoffem w roli tytułowej) chciałem być jak shinobi. Cel ten nie został prze zemnie nigdy osiągnięty. Dlatego też dla pocieszenia zagrywam się w tytuły o tych ukrytych w cieniu mistrzach szpiegostwa. Nie mogłem więc przejść obojętnie obok 10 Second Nina X.
Pogromcy Duchów są jednym z tych kultowych filmów, które mają naprawdę oddanych i zawziętych fanów. Mieliśmy okazję przekonać się o tym podczas całego zamieszania z rebootem/rimejkiem Ghostbusters. Premiera kinowa przyniosła mini modę na tematykę łapania duchów. Przez to na rynku pojawiła się nowa gra z charakterystycznym logo. Po reakcji fanów na kiepski filmidło zastanawiam się co zamierzają zrobić z jedną z najnudniejszych i najgorszych gier w jakie miałem okazję grać?
Chyba nawet najbardziej zagorzali fani Nintendo muszą przyznać, że japońska korporacja przegrała tą batalię pomiędzy konsolami. WiiU sprzedało się bardzo kiepsko i system jest praktycznie martwy. Nie oznacza to jednak, że na tej konsoli nie pojawiają się żadne interesujące gry. Co prawda, tytułów ekskluzywnych jest stosunkowo mało. Dlatego też, aż chce się, je wszystkie sprawdzić. Z tego powodu, w moje ręce trafiła (cyfrowa) kopia Rodeathe Sky Soldier. Do tej chwili nie jestem przekonany czy warto było zwalniać na ten tytuł miejsce na dysku mojej konsoli, czy nie…
Chciałem napisać jakiś wstęp o wampirach i innych stworzeniach nocy. Mrocznym świecie skazanym na wieczną noc. Jednak uznałem to za niepotrzebny element i postanowiłem pójść w innym kierunku. Nights of Azure to jedna z tych gier, które nauczyły mnie czegoś. I nie chodzi tutaj o bzdury typu zabijanie potworów czy konstrukcję koktajlu Mołotowa. Mówię o czymś co może mi się przydać w realnym świecie. Dzięki tej produkcji wiem jak wygląda kolor ażurowy. Dzięki temu paleta znanych mi barw wynosi już 10.
Nie będę owijał w bawełnę i przyznam się, że gdy tylko usłyszałem o Mugen Souls pomyślałem o kolejnej wersji popularnej niegdyś bijatyki. Przypadek sprawił, że zdecydowałem się sprawdzić dokładniej czym jest ta gra. Ku mojemu (nie) wielkiemu zaskoczeniu jest to kolejny niszowy JRPG, który to po kilku latach od swojej konsolowej premiery zawędrował na PC. Czy oznacza to, że mamy do czynienia z dziwaczną gierką dla siedmiu osób czy też może tym razem jest inaczej?
Przyznam się bez bicia, że futbol amerykański nie pociąga mnie w najmniejszym stopniu. Wieki temu gierki na Pegasusa poświęcone temu sportowi były całkiem spoko. Jednak kolejne Maddeny i inne dziwadła mnie kompletnie nie obchodziły. Jedynie NFL Street leży gdzieś na mojej półce. Jest to jednak raczej efekt mojej sympatii do EA BIG niż rzeczywiste zainteresowanie tym tytułem. Z drugiej strony Warhammer jest czymś co sprawia mi całkiem sporo frajdy. Miałem więc dylemat. Czy warto zagrać w coś co łączy w sobie obie te rzeczy?
Czasami zdarzy mi się powiedzieć coś bez pomyślenia o tym jakie będą skutki moich słów. Czasem przynosi to dobre rezultaty a innym razem kończę gdzieś na chińskiej wsi z wizytą u rodziny znajomej jako kandydat na jej przyszłego męża. Wiedziałem że podjęcie się zrecenzowania Gal*Gun: Double Peace było nieprzemyślaną decyzją. Nie miałem jednak pojęcia jakie będą tego skutki. Czy po zagraniu w ten tytuł stałem się zboczeńcem?
Mniej więcej 5 lat temu zobaczyłem wideo z pewnej japońskiej gierki. Produkcja ta wyglądała jak typowy celowniczek typu The House of the Dead albo Time Crisis. Jedyną różnica było tutaj, że zamiast strzelać do zombiaków rozprawialiśmy się z uczennicami. No i zamiast strzelać z karabinów podniecaliśmy je koncentrując na nich swój wzrok. Teraz po kilku latach doczekaliśmy się sequela tamtej produkcji. Musiałem więc rzucić się na głęboką wodę i sprawdzić dokładnie czym Gal*Gun: Double Peace jest. Tylko czy w konfrontację z taką dawką anime da się przeżyć?
The Walking Dead od studia Telltale było dla mnie olbrzymią niespodzianką. Gra która dawała jedynie poczucie wpływania na to co się w niej dzieje zaskoczyła pozytywnie masę ludzi. Pozostałe gry tworzone na podobnej zasadzie nie robiły już na mnie takiego wrażenia. Produkcjom takim jak drugi sezon The Walking Dead czy The Woolf Among Us zabrakło trochę magii oryginalnej gry. Myślałem, że ten tym gierek po prostu się dla mnie skończył. Dlatego też nie podchodziłem z wielkimi nadziejami do Tales from The Borderlands. Czekało mnie jednak spore zaskoczenie.
Ostatnie kilka lat, udowodniło nam, że czas kołem się toczy i żyjemy w coraz to krótszych cyklach funkcjonowania różnorakich mediów. „Rimejki”, edycje HD, remastery i sequele archaicznych pozycji, atakują nas na każdym kroku. Do tego grona dołączyła właśnie wydana, pierwotnie 10 lat temu, gra przygodowa z kotem w roli głównej. Tylko, czy ktokolwiek prosił się o to, by ponownie zagrać – akurat – w ten tytuł?
Już jakiś czas temu zauważyłem, że spędzam przy tak zwanych produkcjach indie znacznie więcej czasu niż przy tytułach z segmentu AAA. Jakoś małe produkcje oparte często na interesującym pomyśle lub retro gameplayu w stylu wprost z salonów gier potrafią przykuć mnie do ekranu na dłużej niż pseudo epickie, „powalające” graficznie hiciory o nudnym gameplayu. Z tego też powodu kiedy tylko zobaczyłem trailer Downwell, wiedziałem że będzie to coś dla mnie. Tylko czy w 2016 gra korzystająca wyłącznie z czerwonego, białego i czarnego koloru ( biały i czarny to chyba barwy?) ma prawo bytu?
Fallout należy do moich ulubionych gier. Postnuklearne, zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej ma swój osobliwy urok, który sprawił że zakochałem się w grze od pierwszego wejrzenia. Dlatego też z wielką chęcią testuję każdą produkcję noszącą tytuł Fallout. Legendarnego studia Black Isle już dawno nie ma ale to nie znaczy, że nie ma szans na pojawienie się dobrej gry z kultowego cyklu. Postanowiłem więc dać szanse pecetowej edycji Fallout Shelter. Czy telefonowy klikacz zyska coś na tym, że wylądował na PC?
Gry typu Endless Runner mają jakąś magiczną moc. Z niewiadomej przyczyny lądują one na moim telefonie. Większość z nich to niewnoszące do gatunku nic interesującego średniaki, które dobre są na 5 minut rozgrywki. Czasami jednak trafi się na coś naprawdę wciągającego niczym Jetpack Joyride i człowiek może przepaść na długie godziny. Ciekawe do której z tych dwóch kategorii wpisuje się Rodeo Stampede: Sky Zoo Safari?
Zawsze mnie dziwiło czemu jest tak mało gier o życiu strażaka. Ratowanie ludzi z płonących budynków jest przecież nie tylko ekscytujące i niebezpieczne ale najprawdopodobniej bardzo widowiskowe. Przynajmniej takie wrażenie sprawia masa filmów o niewątpliwych bohaterach jakimi są strażacy. Jednak w przypadku gier materiał ten jak dotąd nie przełożył się na żadną spektakularną produkcję. Pośród masy crapów jedynie Urban Chaos: Riot Response od Rockstedy jest dobrą grą. Czy Flame Over może dołączyć do produkcji ojców trylogii Arkham i stać się drugą solidną gierką o strażakach?
Obecna doba remasterów i edycji HD przyzwyczaiła nas do tego, że prawie każda gra wydana w przeciągu ostatnich kilku lat musi otrzymać swoją „wypolerowaną” wersję. Dość ciekawa koncepcja przypominania graczom o starszych tytułach przeobraziła się w godną pożałowania karykaturę i maszynkę do nabijania ludzi w butelkę. Wydawanie lipnych portów bez jakichkolwiek poprawek stało się normą. Dlatego też zostałem nieźle zaskoczony kiedy usłyszałem, że ktoś zdecydował się na wrzucenie na rynek rimejku pozycji sprzed 26 lat. Czyżby ktoś wziął sobie do serca ideę remasterów i zdecydował się na wydanie perełki z minionej epoki? Może jednak Assault Suit Leynos to typowa chałtura?
Conan Barbarzyńca może pochwalić się jedną z najlepszych linijek w historii filmów fantasy. Słynna scena o tym co jest najważniejsze w życiu jest jednym z wielu elementów, które sprawiły, że filmidło o wojowniku z Cymerii jest obrazem kultowym. Teraz doczekaliśmy się gry, która nie tylko zainspirowana jest produkcją z byłym gubernatorem Kalifornii ale nawet w tytule ma fragment z uwielbianego przez wielu cytatu. Tylko czy Crush Your Enemies jest na tyle dobre by móc śmiało nawiązywać do przygód Conana?
Jako dzieciak oglądałem Power Rangers. Od wielu lat zastanawiam się dlaczego to robiłem. Czy zostałem zahipnotyzowany? Może po prostu nie było nic lepszego w telewizji albo padał deszcz i musiałem siedzieć w domu? W każdym razie nie uważam siebie za fana „zhamburgeryzowanej” wersji japońskiego Super Sentai. Jednak mam jakiś tam sentyment do tej produkcji i jestem w stanie rozpoznać charakterystyczne dla niej elementy. Dlatego też spoglądając na Chroma Squad pomyślałem, że ktoś zdecydowała się na wydanie podróbki Power Rangers.
Monster Hunter, to cykl gier, który sztormem podbił Japonię i w dużej mierze odpowiadał za sprzedaż PlayStation Portable (PSP). Gry tego typu nigdy nie przyjęły się na zachodzie i pozostały czymś, co zainteresowało jedynie małą grupkę graczy. Posiadacze komputerów do dziś nie mieli okazji zakosztować tego typu produkcji. Sytuacja uległa zmianie, dzięki najnowszej grze od Tecmo Koei – Toukiden Kiwami. Tylko czy warto zainwestować, w ten niewiele mówiący nam tytuł?
Ronin to fascynujące pojęcie, które określa bardzo interesujące zjawisko w Azji. Słowo, to wywodzi się z języka chińskiego, a da się je przetłumaczyć jako „włóczęga” (dosłownie – człowiek fala). My najczęściej kojarzymy Roninów z bezpańskimi samurajami, Japońskiego okresu feudalnego. Dlaczego więc polska gra, której wydarzenia rozgrywają się współcześnie, nosi taki tytuł?
Kiedy prawie 20 lat temu odpaliłem po raz pierwszy Pokemony byłem oczarowany. Prosty pomysł symbolizowany przez hasło „ Złap je wszystkie!” sprawił, że banalny RPG stał się czymś więcej. Wyobrażałem sobie wtedy jakby to było gdybym to ja a nie jakaś postać w grze mógł łapać te urocze stworki. Nie miałem wtedy pojęcia, że dziecinne marzenia któregoś dnia się ziszczą. Teraz jako dorosły chłop mam okazję pokazać wszystkim, że jestem najlepszym trenerem Pokemon. Tylko czy Pokemon Go jest czymś więcej niż szumem medialnym podsycanym przez nostalgię?
Lubię oglądać filmy o samurajach. Zwłaszcza te z tematyką zemsty jako główną siłą napędową bohaterów. Zawsze jednak zastanawiałem się jakby wyglądał film Science Fiction wykorzystujący motywy charakterystyczne dla samurajów. Niby jest kilka produkcji w tym stylu takich jak Six String Samurai ale to nie do końca to o co mi chodzi. Na szczęście na PlayStation 4 wylądowała właśnie gra spełniająca moje dziwaczne kryteria. Tylko czy Furi warte jest uwagi tylko i wyłącznie z powodu swojej stylistyki?
Premiera Pokemon Go zbliża się wielkimi krokami. Internet żyje tym tytułem i co chwile serwuje się nam filmiki i artykuły z poradami i sztuczkami pozwalającymi złapać wszystkie stworki. Czas oczekiwania na premierę tego niewątpliwego hitu może umilić nam jakaś inna produkcja. Na Google Play wisi kilka gier z kieszonkowymi potworami, więc może warto po którąś z nich sięgnąć? Ślepy los sprawił, że na pierwszą próbę sprawdzenia jak popularna marka sprawdza się na telefonach wybrałem Pokemon Shuffle. Czy jest to tytuł godny Nintendo i noszenia nazwy jednej z najbardziej rozpoznawalnych na świecie marek?
Final Fantasy nie ma zbyt wielkiego szczęścia do urządzeń mobilnych. Na każdą interesująca grę opartą na kultowej serii otrzymujemy jakiegoś crapa albo leniwy port. Dlatego też podczas pierwszego odpalenia Final Fantasy: Brave Exvius nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Czy nadszedł dzień gdy usunę z telefonu Final Fantasy Record Keeper i zastąpię tą gierkę jakimś innym prostym RPG? Czy też Brave Exvius to wpadka marnująca tylko ograniczoną przestrzeń dyskową mojego telefonu?
Final Fantasy to jedna z najbardziej epickich serii gier jakie kiedykolwiek powstały. Przytłaczająca ilość nowych tytułów, z których część to oczywiste skoki na kasę, zaowocowała taką, a nie inną sytuacją na rynku. O legendarnym cyklu Square nie mówi się już tak dobrze jak kiedyś i gracze raczej wspominają stare dobre czasy, niż cieszą się z tego co będzie. Dlatego też Square Enix postanowiło (po raz kolejny) zarobić na sentymencie. Efektem tego jest Final Fantasy Record Keeper. Czy to kolejny tytuł, który lepiej ominąć i dalej wyczekiwać na remake FF7?
Miałem szczęście spędzić część swojego dzieciństwa pod wpływem magii Gwiezdnych Wojen. Ponowne wejście na ekrany trylogii i związane z tym promocje (ile to się chipsów kupowało dla tazo). Do tego jeszcze wyśmienite gry powiązane z uniwersum sprawiały, że trudno było nie kochać dzieła Lucasa. Teraz niestety jest trochę inaczej. Saga rodziny Skywalkerów zaliczyła kilka wpadek. Do tego jeszcze wiadomość o przejęciu przez Disney praw do marki Star Wars sprawia, że jesteśmy w dziwnej sytuacji. Ktoś jednak wpadł na pomysł połączenia najsłynniejszych ptaków świata z mocami wojowników jedi. Czy Angry Birds Star Wars jest pierwszym krokiem do totalnego upadku niegdyś kochanej serii? Może jednak w tym pomyśle skierowanym na wyciągnięcie kasy z naszych portfeli jest coś wartościowego?
Gwiezdne Wojny Przebudzenie Mocy okazało się hitem kasowym. Z tego co słyszałem i czytałem ludzie byli zadowoleni z tego filmidła. Dlatego nikogo nie dziwi, że zdecydowano się wydać gierkę na bazie najnowszego przeboju JJ Abramsa. Trochę dziwnym jest, że zrobiono to pół roku po premierze filmu. Czyżby miało to oznaczać, że Lego Star Wars: The Force Awakens nie jest po prostu odcinaniem kuponów od kochanej przez miliony serii filmów?
Przebijanie się przez masę produkcji wydawanych na telefony jest bardzo męczące. Człowiek musi przebić się przez masę śmieci zanim trafi na coś godnego uwagi. Często poświęcenie swojego czasu na pobieranie szmelców zostaje nam zrekompensowane z nawiązką w chwili gdy natrafimy na jakaś perełkę, o której nigdy wcześniej nie słyszeliśmy. Uncharted: Fortune Hunter jest przykładem tego, że na Google Play Store można przez przypadek trafić na coś dobrego. Tylko czy ja przez przypadek nie przesadzam? Może masa crapów sprawiła, że średniaka traktuję jak mannę z nieba?
Moja wiedza na temat Voodoo ogranicza się jedynie do kilku filmów które obejrzałem i jakichś książek, gdzie pojawiał się ten motyw. Dlatego byłem zadowolony, że trafiłem na grę o tej tematyce. Zawsze mam powód by dowiedzieć się trochę więcej na ten temat. Szybko odkryłem polskie powiązania z tym obrządkami. Okazało się, że wzorem dla jednego z ichniejszych odpowiedników bóstw jest Matka Boska Częstochowska. Czy ta ciekawostka okaże się jedyną korzyścią jaką wyciągnąłem z czasu spędzonego z Full Mojo Rampage?
Lata 80. ubiegłego wieku to dla wielu graczy i twórców gier okres nostalgiczny. Masa kultowych filmów, dziwaczna moda i muzyka, którą artyści lubią obecnie samplować są charakterystycznymi elementami tego okresu. Dzieckiem nostalgii do minionych lat niewątpliwie był Far Cry 3: Blood Dragon. Ten eksperyment Ubisoftu została całkiem dobrze przyjęty przez growy światek. Dlatego nie trzeba było czekać strasznie długo by zobaczyć słowa Blood Dragon w tytule innej gry od tego wydawcy. Tym razem padło na cykl Trials. Czy Trials of the Blood Dragon jest chociaż w połowie tak interesujące jak przygody Rexa Colta?
Igrzyska Olimpijskie w Rio są już praktycznie za rogiem. Za około miesiąc cały świat będzie żył zmaganiami sportowców i ekscytował się dyscyplinami, które na co dzień olewamy. Atmosfera tego podniosłego wydarzenia udziela się także bohaterom gier wideo. Dlatego też Mario i Sonic organizują swoją wersję tegorocznej Olimpiady. Mario & Sonic at the Rio 2016 Olympic Games w wersji na Nintendo 3DS okazało się daleki od ideału ale całkiem przyjemnym tytułem. Ciekawe czy niedawno wydana wersja gry na WiiU poprawia błędy kieszkonsolowego tytułu? Czy może po raz kolejny najnowsza stacjonarna konsola Nintedno doczekała się kolejnej słabej gry sportowej z Mario?
Mniej więcej 16 lat temu popełniłem jeden z w większych błędów w kategorii growe zakupy. Namówiony przez członków rodziny i otoczkę związaną z Igrzyskami Olimpijskimi zdecydowałem się wydać ciężko wyżebraną od rodziny kasę na Sydney 2000. Ten błąd nęka mnie do dzisiaj kiedy tylko pomyślę, że za tą samą kasę mogłem nabyć coś zdecydowanie lepszego. Od tamtego momentu jestem trochę ostrożny w przypadku gier sportowych. Zwłaszcza tych o tematyce olimpijskiej. Od czasu do czasu mam jednak ochotę sprawdzić czy coś zmieniło się w kwestii produkcji tego typu. Szkoda mi jednak marnować kasę na tytuły, które prawdopodobnie okażą się crapami. Na szczęście w sezonie komunijnym dzieciaki z mojej rodziny nie mają na co wydawać kasy i mogę je naciągnąć na zakupy gierek pokroju Mario & Sonic at the Rio 2016 Olympic Games. Mam nadzieję, że ten tytuł okaże się dobrą grą i nie będę miał wyrzutów sumienia.
Dawno, dawno temu w koszu w jednym z hipermarketów natrafiłem na całą masę gier na PlayStation 2. Jedną z produkcji jakie wpadły w moje ręce była gierka o wiele mówiącej nazwie Zombie Zone. Produkcja w której dziewczyna w kostiumie kąpielowym i kowbojskim kapeluszu walczy z armią zombie wydała mi się jednym z głupszych tytułów na które natrafiłem. Coś w tym klonie Dynasty Warriors zaintrygowało mnie na tyle, że postanowiłem śledzić dalsze losy cyklu gier o polowaniu na zombiaki w negliżu. Ostatnio na PC wylądował najnowszy tytuł z tej serii. Czy mogłem odmówić sobie przyjemności ze sprawdzenia jak kiepskie jest Onechanbara Z2: Chaos?
Operation Flashpoint to jedna z tych gier, które zapadły mi w pamięć. Do dziś mam żywe wspomnienia spędzeniu kilkudziesięciu minut w lesie po to by wyjść na polanę i zginać od pierwszej wrogiej kuli. Moja inicjacja z grami Bohemia Interactive nie była niczym wyjątkowym. Jednak właśnie to zadecydowało o tym, że na moim Nexusie wylądowała gra ze słowem Arma w tytule. Tym razem padło na klona Clash of Clans zatytułowanego Arma Mobile Ops. Czy jest to jedna z najgorszych gier w jakie kiedykolwiek grałem?