Rozważania o wprowadzeniu w grach systemu, który zmuszałby gracza do rozpoczynania podróży na nowo za każdym razem, gdy jego postać zginie, kołatały mi się po głowie od dłuższego czasu. Po pierwsze dlatego, że wciąż pamiętam, jakich wrażeń dostarczyła mi przed kilkunastu laty jedyna gra, w którą byłem poniekąd zmuszony grać w takim trybie, po drugie coraz częściej natrafiam na tytuły, w których za częste punkty zapisu absolutnie psują rozgrywkę. Niedawny wpis autorstwa Jaszczomba sprawił, że znów zacząłem się zastanawiać, do której gry taki system pasowałby najbardziej. Przedstawiam subiektywną listę sześciu propozycji, wybranych spośród nowszych gier.
Jedenasta recenzja z serii „W co grywają Androidy”. Ten numer zobowiązuje do wzięcia na tapet gry studia 11 bit. Nie, nie tej najpopularniejszej, na której kolejne odsłony czekają rzesze fanów, ale tej, którą uważam za najciekawszą.
Gry przygodowe, zwłaszcza tradycyjne, dwuwymiarowe Point and Clicki były jeszcze nie tak dawno uważane za gatunek wymierający, który swoje najlepsze lata ma zdecydowanie za sobą. Nic bardziej mylnego. Zdaje się, że dzięki kilku studiom otworzony został worek, z którego wprost wysypują się przygodówki i nic nie wskazuje na to, żeby miał on zostać szybko zamknięty. I bardzo dobrze, bo takich gier nigdy nie jest za dużo.
Nadchodzące rozszerzenie „Deadliest Warrior” jest jak dotąd największym dodatkiem do gry „Chivalry”. Już pierwszy filmik prezentujący rozgrywkę dał radę nie tylko wzbudzić nadzieje fanów, ale także poruszyć standardową lawinę „hejtu”. Dzisiaj udostępniono kolejną garść informacji, dzięki którym nareszcie wiemy coś konkretnego.
Babel Rising 3D to oryginalne spojrzenie na symulator bycia Bogiem. Tym razem jednak, zamiast pomagać mały podwładnym w rozwijaniu ich cywilizacji, budować domy i dbać o zaspokajanie ich podstawowych potrzeb, musimy „tylko” utemperować ich ambicje.
Ludzie nabrali zbyt wielkiej ufności we własne możliwości i postanowili wybudować wieżę, która dosięgnie do samego nieba. Nam, czyli Bogom, taka idea zdecydowanie się nie podoba i musimy zrobić wszystko, żeby nie dali rady ukończyć przedsięwzięcia.
Jeszcze nie wiadomo, kiedy dokładnie nastąpi premiera Betrayer, ale dzięki „wczesnemu dostępowi”, każdy, kto zakupi grę przedpremierowo, może natychmiast przetestować wersję alfa. Przyznaję, że dostępny fragment rozgrywki dał odpowiedź na większość nurtujących mnie pytań.
Pamiętacie jeszcze taką grę, jak Dungeon Keeper? Część pierwsza z 1997 roku oraz kontynuacja z 1999 bardzo szybko doczekały się statusu kultowych. Mimo upływu kilkunastu lat, fani o grze nie zapomnieli, wprost przeciwnie – wystarczy, żeby jakiś tytuł choć trochę przypominał Dungeon Keepera, żeby od razu podejmowane były próby doszukania się w nim następcy. Niestety, jak dotąd żadna taka próba nie zakończyła się pełnym sukcesem. Okazuje się jednak, że lata oczekiwania mogą niedługo zostać wynagrodzone.
Tym razem, po małej przerwie, w cyklu "W co grywają Androidy" postanowiłem wziąć na tapet któryś z "większych" tytułów. Final Fantasy III na pewno nie jest najlepszą częścią serii, ale nie zmienia to faktu, że pozostaje ciekawym ogniwem w jej rozwoju, stanowiąc pomost między, nie budzącymi już raczej większych emocji, FFI i FFII a kultowym Final Fantasy IV.
Dwa tygodnie temu pisałem o pięciu najlepszych emulatorach na urządzenia z Androidem. Artykuł zakończyłem akapitem, traktującym o nadziejach na przyszłość, czyli o emulatorach konsol NDS i PSP, które już istnieją, ale nie są jeszcze w pełni funkcjonalne. Podczas gdy obserwowałem rozwój wspomnianego przeze mnie nds4droida, zupełnie znienacka zaatakował kolejny emulator DSa, który błyskawicznie znokautował konkurencję.
Być może największym problemem, przed jakim stajemy na co dzień, jest właściwe organizowanie sobie czasu. Skąd wziąć odpowiednią motywację do wykonywania zaplanowanych na każdy dzień czynności? Może sposobem dla graczy okaże się uzupełnienie swojego życia o punktację rodem z gier RPG?
Phoenix jest jednym z najnowszych growych projektów opublikowanych na Kickstarterze. W chwili pisania tego tekstu wyznaczony próg $100,000 został przekroczony o ponad $350,000. Już pierwszego dnia znalazło się 2412 sponsorów (2908 dnia drugiego), wierzących w sukces planowanego jRPG, którego największym atutem jest kadra pracująca wcześniej przy znanych grach AAA. Zamiast przyglądania się nazwiskom, proponuję jednak, żebyśmy spojrzeli na to, co do tej pory wiadomo o samej grze. Poza czytaniem informacji na stronie Kickstartera, możemy cały czas zadawać twórcom pytania drogą mailową lub pisząc na forum. Postanowiłem więc zebrać najważniejsze do tej pory wiadomości: skrótowe informacje z głównej strony uzupełniłem danymi wyczytanymi w pozostałych źródłach, dla osób, którym szkoda czasu na czytanie np. dwóch i pół tysiąca komentarzy.
Nie ma sensu pisać o każdej mniejszej aktualizacji do recenzowanych wcześniej gier, szkoda czasu ewentualnych czytelników na opisywanie każdej małej zmiany, każdego naprawionego błędu itp. Jednak takiej aktualizacji, jaka przed dwoma dniami pojawiła się do gry „Chivalry” po prostu nie można przemilczeć.
W „The Walking Dead” nie brakuje interesujących postaci o ciekawie zarysowanych osobowościach. Jedne z nich lubi się bardziej, inne mniej, ale Larry zdecydowanie się wybija, bo aby go polubić trzeba naprawdę sporo samozaparcia. Wybaczyłbym mu jeszcze zachowywanie się jak buc, wybaczyłbym mu też jego ptasi móżdżek, ale połączenie tych cech okazało się naprawdę tragiczne. [Spoilery!]
Wywoływanie emocji jest jedną z rzeczy, które w grach cenię najbardziej. Nie lubię jednak, gdy gra próbuje mnie wzruszyć lub zmusić do namysłu zbyt tanimi chwytami o subtelności zbliżonej do śmiechu w sitcomach. Na przykład zakończenie trzeciego epizodu „The Walking Dead” nie ruszyło mnie ani odrobinę, a „Braida” lubię tylko z powodu logicznych łamigłówek. Znacznie bardziej cenię sytuacje, gdy gra zdobywa się na nieco więcej subtelności i wszelkie odczuwanie i przemyślenia pozostawia tylko i wyłącznie mi samemu, nie mówiąc wprost, kiedy jak powinienem zareagować. Tak robiło na przykład „Dark Souls”.
Wiem, że sceny, które mnie poruszają w grach, są zazwyczaj zupełnie ignorowane przez większość odbiorców, ale tym samym cieszę się, że czasem mogę z jakiejś produkcji wyciągnąć trochę więcej wrażeń.
W „Total War” grywam od pierwszego „Shoguna”. Wraz z każdą kolejną odsłoną seria ewoluuje, niewielkie, ale regularnie wprowadzane zmiany sprawiały, że za każdym razem gdy wychodziła nowa część, pozostawała ona wystarczająco świeża, żeby nikt nie myślał o umieszczaniu jej pod etykietką „odgrzewany kotlet”. Jedna rzecz pozostaje jednak bez zmian i nie pozwala mi brać na poważnie nawet najbardziej udanych odsłon.
Na urządzenia z Androidem nieustannie wychodzą coraz to nowsze i bardziej zaawansowane aplikacje, trzeba jednak przyznać, że poza nielicznymi wyjątkami, raczej trudno jest im stawać w szranki z grami na PC. A gdyby tak można było grać na tablecie w dowolną grę z PC? Ktoś chciałby uruchomić na swoim przenośnym urządzeniu „Dark Souls”, „Fez” i „The Walking Dead”? Okazuje się, że można. Przynajmniej częściowo.
Niewiele jest serii, do których mam takie zaufanie jak do „Assassin’s Creed”. Jeszcze mniej jest gier, na których premiery naprawdę wyczekuję, a tytuły, które rocznie zamawiam w preorderze dadzą się policzyć na palcach jednej ręki Abe’a. Oglądając najnowsze gameplaye z ACIV, zdałem sobie jednak sprawę, że wcale nie czekam na najnowszego „Assassin’s Creed” – to na co czekam to "duchowy spadkobierca" (modne ostatnio wyrażenie) gry nieco starszej.
Nieraz można usłyszeć/wyczytać opinie jakoby gry na systemy z Androidem nie powinny być w ogóle uznawane za gry, bo znacznie odstają od produkcji na prawdziwe konsole. Pytanie, czy w przypadku grania w grę konsolową na tablecie, przestaje być ona prawdziwą grą?
Tak na poważnie, dzisiaj chciałbym rzucić okiem na możliwości emulacyjne dawane przez oprogramowanie na tablety.
Czyli krótki wpis o tym, czy na pewno potrzebujemy pośredników?
Ceny gier w Polsce, mimo że wcale nie wypadają źle na tle innych krajów środkowej i zachodniej części Europy, wciąż są raczej nieciekawe, jeżeli uwzględni się zasobność przeciętnego polskiego portfela. Jeśli ktoś zapragnie kupować gry bezpośrednio na Steamie, jedyną logiczną opcją, jaka mu pozostaje, jest czekanie na promocję przynajmniej -75%. Wielu pewnie zadaje sobie pytanie, skąd biorą się tanie gry sprzedawane po forach lub na znanym polskim portalu aukcyjnym? Czy nie dałoby się sięgnąć do tego samego źródła? Sprawdźmy!